Tydzień bezsennych nocy, który zmienił mojego męża na zawsze. Czy można naprawić złamane serce?
— Znowu nie śpisz? — głos mojej mamy rozbrzmiewa w kuchni, gdzie siedzę już trzecią noc z rzędu, wpatrując się w zimną herbatę.
— Nie mogę — odpowiadam cicho, bo nie chcę obudzić Zosi. Ona przynajmniej śpi spokojnie, wtulona w pluszowego misia, nieświadoma, że jej tata od tygodnia nie wrócił do domu.
Marek wyszedł po kłótni. To była zwykła sprzeczka o rachunki, o to, że znowu nie mamy na wszystko. Ale wtedy coś w nim pękło. Widziałam to w jego oczach — pustkę i zmęczenie. Zostawił klucze na stole i powiedział tylko: „Nie dam rady”. Potem zadzwonił do swoich rodziców i od tamtej pory nie odezwał się ani razu.
Moja mama przyjechała następnego dnia. Zawsze powtarzała, że Marek jest dobrym człowiekiem, tylko życie go przygniotło. Teraz mówi: „On po prostu się złamał, Aniu. Musisz być silna dla Zosi”. Ale jak być silną, kiedy wszystko się wali?
Czuję się jak cień samej siebie. Pracuję zdalnie, ale trudno mi się skupić. Zosia pyta o tatę codziennie:
— Mamusiu, kiedy tata wróci?
Nie umiem odpowiedzieć. Kłamię więc:
— Tata musi trochę odpocząć.
Ale ona widzi moje łzy i coraz częściej tuli się do mnie w nocy. Wtedy obie płaczemy po cichu.
Wczoraj zadzwoniłam do teściowej. Odebrała po kilku sygnałach:
— Dzień dobry, Aniu.
— Czy Marek jest u was? — pytam drżącym głosem.
— Jest… Ale lepiej dać mu czas. On potrzebuje spokoju.
— A ja? — wybucham. — Ja też potrzebuję wsparcia! Zosia tęskni za ojcem!
— Aniu, on nie jest sobą. Całe noce nie śpi, chodzi jak cień po domu. Myślę, że coś w nim pękło.
Rozłączam się bez słowa. Czuję narastającą złość i bezsilność. Przecież to ja zostałam sama z dzieckiem! To ja muszę tłumaczyć córce świat, którego sama nie rozumiem.
Wieczorem dzwoni moja przyjaciółka Magda:
— Anka, musisz coś zrobić. Może pojedź do niego? Porozmawiajcie.
Ale ja nie mam siły. Boję się konfrontacji. Boję się usłyszeć, że już nas nie kocha.
W nocy śni mi się Marek — wraca do domu, obejmuje mnie i mówi: „Przepraszam”. Budzę się z mokrą poduszką i pustką w sercu.
W pracy szefowa pyta:
— Wszystko w porządku?
Kiwam głową, ale ona widzi więcej:
— Jeśli potrzebujesz wolnego, powiedz.
Nie mogę sobie pozwolić na wolne. Muszę zarabiać na czynsz i przedszkole Zosi.
W weekend mama zabiera Zosię na spacer. Siedzę sama w mieszkaniu i patrzę na zdjęcia z naszego ślubu. Byliśmy tacy szczęśliwi… Co się stało z tymi ludźmi?
Wieczorem dzwoni Marek. Po raz pierwszy od tygodnia słyszę jego głos:
— Aniu… Przepraszam.
— Marek, wrócisz?
Milczy długo.
— Nie wiem… Nie umiem już być tym, kim byłem. Wszystko mnie przerosło.
— A Zosia? Ja?
— Kocham was… Ale boję się wrócić i znów zawieść.
Płaczę do słuchawki:
— Potrzebujemy cię. Ja też jestem zmęczona, ale musimy być razem.
Rozłącza się bez słowa.
Mama wraca ze spaceru i widzi mój stan:
— On musi sam zdecydować. Ty musisz żyć dalej dla Zosi.
Ale jak żyć dalej, kiedy każdy dzień jest walką o przetrwanie?
W poniedziałek rano Zosia rysuje rodzinę: mamę, tatę i siebie trzymających się za ręce. Patrzę na ten obrazek i czuję ból rozdzierający serce.
Wieczorem znów dzwoni Marek:
— Mogę przyjechać porozmawiać?
Czekam na niego całą noc. Przychodzi nad ranem — wychudzony, z podkrążonymi oczami.
— Przepraszam — mówi cicho. — Nie wiem, czy potrafię być dobrym ojcem i mężem… Ale chcę spróbować jeszcze raz.
Przytulam go mocno i płaczemy razem na kuchennej podłodze.
Czy można odbudować rodzinę po takim kryzysie? Czy miłość wystarczy, by uleczyć złamane serce? Co wy byście zrobili na moim miejscu?