Wszystkiemu winien deszcz: Opowieść o stracie, rodzinnych tajemnicach i przebaczeniu
Wszystkiemu winien deszcz. Gdyby nie on, pewnie nigdy bym tamtej nocy nie wrócił do domu, a może nawet nie musiałbym stawiać czoła temu, co przez lata próbowałem ukryć przed samym sobą. Siedziałem za kierownicą starego volkswagena, stukając nerwowo palcami w kierownicę. Krople deszczu bębniły monotonnie o dach samochodu, a wycieraczki z trudem nadążały z rozmazywaniem szarych smug na szybie. Miasto wyglądało jakby ktoś wylał na nie wiadro smutku – światła latarni rozmywały się w kałużach, a ludzie przemykali z pochylonymi głowami, jakby bali się spojrzeć w oczy własnym problemom.
– Krzysiek, wracasz dziś na noc? – głos matki brzmiał w słuchawce ostro i niecierpliwie.
– Nie wiem, mamo. Może. Zobaczę, jak będzie z robotą – odpowiedziałem wymijająco, choć dobrze wiedziałem, że nie mam żadnej pracy do załatwienia. Po prostu nie chciałem wracać. Nie po tym wszystkim.
Ale deszcz nie przestawał padać, a ja krążyłem po mieście już ponad godzinę. W końcu poddałem się – zatankowałem za ostatnie pieniądze i ruszyłem w stronę starego bloku na Pradze. Klatka schodowa pachniała wilgocią i starą farbą. Gdy wszedłem do mieszkania, matka siedziała przy stole z kubkiem herbaty. Obok niej leżał stos starych zdjęć.
– W końcu jesteś – rzuciła bez czułości. – Ojciec dzwonił. Pytał o ciebie.
Zacisnąłem zęby. Ojciec. Od kiedy odszedł do tej swojej nowej kobiety, kontaktowaliśmy się tylko przez matkę albo w święta, kiedy trzeba było udawać normalność. Zawsze myślałem, że to on jest winny całemu naszemu nieszczęściu. Ale tego wieczoru miało się okazać, że prawda jest dużo bardziej skomplikowana.
– Przestań już z tymi zdjęciami – powiedziałem zirytowany. – Po co je oglądasz? Przeszłości nie zmienisz.
Matka spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.
– Ty nic nie rozumiesz, Krzysiek. Myślisz, że wszystko jest takie proste? Że można po prostu zapomnieć?
Chciałem coś odpowiedzieć, ale wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Przez chwilę oboje patrzyliśmy na siebie zaskoczeni. Kto mógł przyjść o tej porze?
Za drzwiami stała ciotka Basia – siostra matki, z którą od lat nie rozmawiały. Była przemoczona do suchej nitki, a jej twarz zdradzała zmęczenie i strach.
– Muszę z wami porozmawiać – powiedziała cicho.
Matka wstała gwałtownie.
– Ty tu? Po tylu latach?
– Proszę… To ważne – ciotka niemal szeptała.
Usiedliśmy przy stole. Basia długo milczała, bawiąc się obrączką na palcu. W końcu spojrzała na mnie.
– Krzysiek… Jest coś, czego nie wiesz o swoim ojcu. I o mnie.
Poczułem zimny dreszcz na plecach.
– Co masz na myśli?
Matka zacisnęła usta.
– Nie musisz tego słuchać – rzuciła do mnie ostro.
– Muszę – odpowiedziałem stanowczo.
Basia zaczęła opowiadać historię sprzed lat. O tym, jak ojciec zakochał się w niej jeszcze zanim poznał moją matkę. O tym, jak przez chwilę byli razem i jak to ona go odtrąciła ze strachu przed reakcją rodziny. O tym, że to ona namówiła matkę na pierwszą randkę z ojcem – żeby go sobie „odbić” i żeby nie musieć mierzyć się z własnymi uczuciami.
Siedziałem jak sparaliżowany. Wszystko nagle zaczęło układać się w całość: dziwne spojrzenia podczas rodzinnych spotkań, milczenie przy stole, wieczne pretensje matki do ciotki i odwrotnie.
– Więc to przez was… – zacząłem, ale głos mi się załamał.
Matka wybuchła płaczem.
– Nie wiedziałam! Myślałam, że to tylko głupia zabawa… A potem już było za późno…
Basia spuściła głowę.
– Przepraszam cię, Krzysiek. Przepraszam was obie. Ale musiałam to powiedzieć.
Przez chwilę wszyscy milczeliśmy. Deszcz za oknem przybrał na sile, jakby chciał zagłuszyć nasze myśli i słowa.
Wstałem od stołu i podszedłem do okna. Patrzyłem na rozmyte światła miasta i czułem się tak bardzo samotny jak nigdy wcześniej. Całe życie budowałem obraz rodziny na kłamstwie i niedopowiedzeniach. Zawsze obwiniałem ojca za rozpad naszego domu, a teraz okazało się, że wszyscy mieli swoje sekrety i winy.
Matka podeszła do mnie i dotknęła mojej ręki.
– Synku… Przepraszam cię za wszystko.
Nie potrafiłem jej odpowiedzieć. W mojej głowie kłębiły się pytania: czy można wybaczyć zdradę sprzed lat? Czy można odbudować coś, co nigdy nie było prawdziwe?
Basia wyszła po godzinie w milczeniu. Matka długo siedziała przy stole, patrząc w pusty kubek po herbacie. Ja zamknąłem się w swoim pokoju i słuchałem deszczu uderzającego o parapet.
Następnego dnia zadzwoniłem do ojca. Po raz pierwszy od lat rozmawialiśmy szczerze – bez pretensji i udawania. Opowiedział mi swoją wersję wydarzeń; przyznał się do błędów i poprosił o wybaczenie. Nie wiem jeszcze, czy potrafię mu wybaczyć – ani matce, ani ciotce, ani sobie samemu za to, że przez tyle lat żyłem w kłamstwie.
Ale wiem jedno: wszystkiemu winien był ten deszczowy wieczór. Gdyby nie on, może nigdy nie dowiedziałbym się prawdy o własnej rodzinie i o sobie samym.
Czasem zastanawiam się: czy lepiej żyć w błogiej nieświadomości czy znać całą prawdę – nawet jeśli boli? Czy można naprawdę przebaczyć i zacząć od nowa? A może są rany, które nigdy się nie zabliźnią? Co wy byście zrobili na moim miejscu?