Wyrzuciłam syna z domu i zamieszkałam z synową. Czy jestem złą matką?

— Mamo, nie możesz tego zrobić! — krzyczał Michał, kiedy z hukiem zamykałam drzwi, za którymi leżały jego torby. W jego oczach widziałam gniew, ale i coś jeszcze – może strach? Moje serce waliło jak oszalałe, dłonie drżały, a w głowie huczało jedno pytanie: „Czy naprawdę to zrobiłam?”

Jeszcze kilka miesięcy temu nie uwierzyłabym, że będę w stanie wyrzucić własnego syna z domu. Ale wtedy nie wiedziałam też, jak bardzo można się zmienić, kiedy życie zmusza cię do walki o siebie. Przez lata byłam tą cichą, uległą żoną Zbyszka – mojego męża, który potrafił oczarować każdego. Sąsiedzi mówili: „Pani Haniu, pani to ma szczęście do mężczyzn!” A ja milczałam, bo nikt nie widział, jak bardzo potrafi zranić słowem, jak skutecznie potrafi sprawić, że czujesz się nikim.

Kiedy Zbyszek odszedł – nagle, zawał serca na działce – poczułam pustkę. Michał był wtedy już dorosły, miał własną rodzinę. Ale szybko okazało się, że pustkę po ojcu chce wypełnić po swojemu. Zaczął przychodzić coraz częściej, komentować wszystko: „Mamo, dlaczego tu taki bałagan? Mamo, czemu nie gotujesz już tak jak kiedyś?”

Początkowo cieszyłam się z jego obecności. Myślałam: „Może teraz będziemy bliżej?” Ale z każdym tygodniem czułam się coraz bardziej osaczona. Michał był jak cień Zbyszka – te same gesty, ten sam ton głosu. Kiedy próbowałam się sprzeciwić, słyszałam: „Nie przesadzaj, mamo. Przecież chcę dla ciebie dobrze.”

Najgorsze przyszło wtedy, gdy jego żona – Kasia – zadzwoniła do mnie zapłakana. „Pani Haniu… ja już nie wiem, co robić. Michał… on krzyczy na mnie przy dzieciach. O wszystko ma pretensje.” Słuchałam jej i czułam, jak coś we mnie pęka. Przecież to nie był mój syn! A może właśnie był?

Zaczęłyśmy rozmawiać coraz częściej. Kasia przychodziła do mnie z wnukami, czasem zostawała na noc, kiedy Michał miał „gorszy dzień”. Widziałam w niej siebie sprzed lat – zagubioną, przestraszoną kobietę, która boi się odezwać.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem przy kuchennym stole. Kasia płakała cicho.
— On mówi, że jestem nikim… Że bez niego sobie nie poradzę…
— Kasiu — przerwałam jej — ja też tak słyszałam przez całe życie.
— I co pani zrobiła?
— Nic… aż do dziś.

To wtedy postanowiłam: koniec. Nie pozwolę już nigdy nikomu traktować mnie jak powietrze. Następnego dnia spakowałam rzeczy Michała i wystawiłam je za drzwi. Kiedy wrócił z pracy i zobaczył torby, wybuchł.
— Mamo! Co ty wyprawiasz?!
— Wyprawiam to, co powinnam była zrobić lata temu — odpowiedziałam spokojnie. — Nie będziesz już więcej rządził moim życiem.

Rodzina podzieliła się na dwa obozy. Moja siostra zadzwoniła z pretensjami:
— Hania! Jak mogłaś wyrzucić własne dziecko?
— To już nie dziecko — odpowiedziałam. — To dorosły facet, który musi nauczyć się szanować innych.

Bratowa przestała się do mnie odzywać. Nawet sąsiadka spod trójki patrzyła na mnie spode łba. Ale ja po raz pierwszy od lat czułam spokój.

Zamieszkałam z Kasią i wnukami w ich małym mieszkaniu na Ursynowie. Było ciasno i głośno – dzieci biegały po korytarzu, Kasia śmiała się przez łzy. Wieczorami rozmawiałyśmy o wszystkim: o tym, jak trudno być kobietą w Polsce; o tym, jak łatwo zapomnieć o sobie dla innych.

Michał próbował mnie przekonać do powrotu:
— Mamo… przecież ja cię kocham! Przepraszam…
Ale ja już wiedziałam swoje.
— Kochasz? To naucz się okazywać miłość inaczej niż rozkazywaniem.

Najtrudniejsze były święta. Siedzieliśmy przy stole bez Michała. Wnuki pytały: „Babciu, a tata przyjdzie?” Kasia ścisnęła moją dłoń pod stołem.
— Może kiedyś — odpowiedziałam cicho.

Czasem budzę się w nocy i myślę o Zbyszku. Czy byłby dumny? Czy może uznałby mnie za zdrajczynię? Ale potem patrzę na Kasię i dzieci – widzę ich uśmiechy, słyszę śmiech – i wiem, że zrobiłam dobrze.

Nie jestem już tą samą Hanią co kiedyś. Nauczyłam się mówić „nie”. Nauczyłam się walczyć o siebie i innych.

Czy jestem złą matką? Może dla niektórych tak. Ale czy matka powinna pozwalać synowi powielać błędy ojca? Czy miłość naprawdę polega na ślepym wybaczaniu?

Czasem pytam siebie: ile kobiet jeszcze milczy? Ile z nas czeka całe życie na odwagę? Może moja historia pomoże komuś podjąć decyzję szybciej niż ja…