Dlaczego nikt mnie nie zauważa? Historia Kingi i jej walki o uwagę

„Jak on może mnie nie zauważyć?” – złościła się Kinga, poprawiając makijaż przed lustrem w łazience na trzecim piętrze biurowca przy Alejach Jerozolimskich. Jej głos odbijał się echem od zimnych kafelków, a ja stałam obok, udając, że poprawiam fryzurę, choć tak naprawdę obserwowałam jej drżące dłonie. Kinga zawsze była tą pewną siebie – przynajmniej tak myśleli wszyscy w pracy. Zawsze głośna, zawsze uśmiechnięta, zawsze z żartem na ustach. Ale dziś widziałam w jej oczach coś innego. Coś, co znałam aż za dobrze – strach przed byciem niezauważoną.

– Kinga, może po prostu nie jest twoim typem? – zapytałam ostrożnie, choć wiedziałam, że to ją tylko bardziej rozjuszy.

– Nie jest moim typem? – prychnęła. – To ja nie jestem jego typem! A przecież… – urwała i spojrzała na swoje odbicie. – Przecież robię wszystko, żeby mnie zauważył. Nowa sukienka, perfumy, nawet zaczęłam chodzić na siłownię!

Patrzyłam na nią i czułam narastający smutek. Kinga była piękna i inteligentna, ale od miesięcy widziałam, jak coraz bardziej zatraca się w tej pogoni za akceptacją. Wszystko zaczęło się od momentu, gdy do naszego działu dołączył Bartek – wysoki brunet z uśmiechem, który rozbrajał każdą kobietę w firmie. Kinga zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Od tamtej pory jej życie kręciło się wokół tego, by zwrócić jego uwagę.

Tydzień później nadszedł dzień imprezy firmowej. Kinga przyszła do mnie już rano, cała roztrzęsiona.

– Musisz mi pomóc! – błagała. – Nie wiem, co mam założyć! Chcę wyglądać… no wiesz… wyjątkowo.

Przeglądałyśmy jej szafę przez godzinę. W końcu wybrałyśmy czerwoną sukienkę z odkrytymi plecami. Kinga wyglądała olśniewająco. Ale widziałam w jej oczach niepewność.

Wieczorem sala konferencyjna zamieniła się w parkiet. Ludzie tańczyli, śmiali się, popijali wino. Kinga przez cały czas zerkała na Bartka, który rozmawiał z Anią z księgowości. Widziałam, jak jej uśmiech gaśnie z każdą minutą.

– Idź do niego – szepnęłam jej do ucha. – Najwyżej cię zignoruje. Przynajmniej będziesz wiedziała.

Kinga zebrała się w sobie i podeszła do Bartka. Stałam z boku i obserwowałam ich rozmowę. Najpierw Bartek uśmiechnął się uprzejmie, potem coś odpowiedział, ale po chwili wrócił do rozmowy z Anią. Kinga stała przez chwilę jak sparaliżowana, po czym wróciła do mnie ze łzami w oczach.

– Widzisz? Nawet nie chciał ze mną rozmawiać…

Objęłam ją ramieniem.

– Może po prostu nie jest wart twojej uwagi?

Ale Kinga nie słuchała. Przez resztę wieczoru siedziała przy stole i patrzyła w pusty kieliszek.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie rano.

– Muszę coś zmienić – powiedziała cicho. – Może powinnam wyjechać? Albo zmienić pracę?

Wiedziałam, że to nie praca ani miasto były problemem. Kinga od lat zmagała się z poczuciem bycia niewidzialną. Jej rodzice zawsze wymagali od niej więcej niż od brata. „Kinga, musisz być najlepsza!” – powtarzała matka przy każdym obiedzie rodzinnym. Ojciec nigdy nie chwalił jej sukcesów, za to brat dostawał pochwały nawet za drobiazgi.

Pamiętam jedną Wigilię sprzed kilku lat. Kinga przyniosła indeks z samymi piątkami, a matka tylko wzruszyła ramionami: „To przecież normalne”. Brat dostał czwórkę z matematyki i cała rodzina biła mu brawo.

Może dlatego Kinga tak bardzo potrzebowała czyjejś uwagi? Może dlatego każdy chłopak był dla niej wyzwaniem?

Kilka dni po imprezie spotkałyśmy się na kawie. Kinga była cicha i zamyślona.

– Wiesz… czasem mam wrażenie, że mogłabym zniknąć i nikt by tego nie zauważył – powiedziała nagle.

Zabolało mnie to. Chciałam jej powiedzieć, że jest ważna dla mnie, dla naszych znajomych… Ale wiedziałam, że to nie wystarczy.

– Może powinnaś porozmawiać z kimś… profesjonalnie? – zaproponowałam ostrożnie.

Kinga spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Myślisz, że jestem nienormalna?

– Nie! Po prostu czasem warto pogadać z kimś spoza rodziny czy pracy…

Westchnęła ciężko.

– Może masz rację…

Minęły tygodnie. Kinga coraz rzadziej pojawiała się w pracy. Zaczęły krążyć plotki: „Podobno ma depresję”, „Może rzuci Bartka?”, „A może jest chora?”. Ludzie szeptali za jej plecami, ale nikt nie zapytał jej wprost, co się dzieje.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wieczorem.

– Dziękuję ci – powiedziała cicho. – Za to, że jesteś.

Poczułam łzy pod powiekami.

– Zawsze będę.

Kinga zaczęła chodzić na terapię. Powoli odzyskiwała równowagę. Przestała obsesyjnie myśleć o Bartku. Zaczęła spotykać się ze znajomymi nie tylko wtedy, gdy potrzebowała wsparcia. Zaczęła żyć dla siebie.

Czasem patrzę na nią i zastanawiam się: ile jest takich osób jak Kinga? Ile z nas codziennie zakłada maski pewności siebie, a w środku czuje się niewidzialna? Czy naprawdę musimy walczyć o uwagę innych, żeby poczuć się ważni? A może wystarczy zaakceptować siebie takim, jakim jesteśmy?