„Kiedy dostaniesz emeryturę, zostanę z tobą” – historia o rodzinnych obietnicach i rozczarowaniach

– Babciu, a kiedy dostaniesz emeryturę, to będziesz miała dużo pieniędzy? – zapytał mnie Kuba, mój wnuk, patrząc na mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami. Siedzieliśmy razem na ławce pod wielkim kasztanem, a wokół nas dzieci z sąsiedztwa śmiały się i zjeżdżały na sankach z pobliskiego wzgórza. Był grudzień, śnieg skrzypiał pod butami, a ja poczułam ukłucie niepokoju w sercu.

– Może nie dużo, ale wystarczy na życie – odpowiedziałam ostrożnie, próbując ukryć drżenie głosu. Kuba uśmiechnął się szeroko.

– To wtedy będę z tobą mieszkał! – wykrzyknął z entuzjazmem. – Będziemy jeść naleśniki i oglądać bajki!

Poczułam łzę na policzku. Tak bardzo pragnęłam bliskości, tej dziecięcej szczerości i obietnicy, że nie zostanę sama. Ale dobrze wiedziałam, jak wygląda rzeczywistość. Moja córka, Magda, od lat była zajęta własnym życiem. Jej mąż, Tomek, nie znosił mojej obecności w ich mieszkaniu. Czułam się tam jak intruz, nawet podczas świąt.

Pamiętam Wigilię sprzed dwóch lat. Siedziałam przy stole, patrząc na rodzinę, która rozmawiała o wszystkim i o niczym. Magda rzucała mi krótkie spojrzenia pełne wyrzutów, jakbym była ciężarem. Tomek nawet nie próbował ukryć irytacji.

– Mamo, może już czas pomyśleć o domu spokojnej starości? – powiedziała wtedy cicho Magda, kiedy wszyscy rozeszli się do swoich pokoi.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Czy naprawdę byłam już tylko problemem?

Od tamtej pory coraz rzadziej odwiedzałam ich mieszkanie. Zajmowałam się swoim małym ogródkiem, podlewałam kwiaty na balkonie i czekałam na telefon od Kuby. On był jedynym promykiem w moim życiu.

Kiedy przyszedł dzień mojej emerytury, poczułam ulgę i strach jednocześnie. Ulgę, bo nie musiałam już codziennie znosić upokorzeń w pracy – młodsze koleżanki traktowały mnie jak relikt przeszłości. Strach – bo co teraz? Czy rzeczywiście zostanę sama?

Kuba odwiedzał mnie coraz rzadziej. Magda tłumaczyła to szkołą, zajęciami dodatkowymi, brakiem czasu. Ale ja wiedziałam swoje. Tomek nie chciał, żeby Kuba spędzał czas ze mną.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Zofia.

– Pani Haniu, widziałam pani wnuka na boisku z innymi dziećmi. Tak ładnie grał w piłkę! – powiedziała z entuzjazmem.

Poczułam ukłucie zazdrości i smutku. Dlaczego nie mogłam być częścią jego codzienności?

Wieczorem zadzwoniłam do Magdy.

– Cześć córeczko. Może Kuba przyjdzie do mnie w weekend? Upiekę jego ulubione ciasto.

– Mamo, on ma tyle zajęć… Może innym razem – odpowiedziała chłodno.

Zawiesiłam słuchawkę i rozpłakałam się jak dziecko.

Wtedy przypomniałam sobie słowa Kuby: „Kiedy dostaniesz emeryturę, zostanę z tobą”. Czy to była tylko dziecięca fantazja? Czy naprawdę mogłam liczyć na kogokolwiek?

Mijały miesiące. Mój świat kurczył się do czterech ścian mieszkania i krótkich spacerów po osiedlu. Czasem spotykałam panią Zofię albo pana Marka z trzeciego piętra. Rozmawialiśmy o pogodzie i cenach w sklepie.

Pewnego dnia usłyszałam pukanie do drzwi. Serce mi zabiło mocniej – może to Kuba?

Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Magdę.

– Mamo, musimy porozmawiać – powiedziała stanowczo.

Usiadłyśmy w kuchni. Magda patrzyła na mnie surowo.

– Tomek dostał propozycję pracy w Gdańsku. Przeprowadzamy się za dwa tygodnie.

Zamarłam.

– A Kuba? – zapytałam cicho.

– Oczywiście jedzie z nami. Nie wiem kiedy znów się zobaczymy…

Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Przez chwilę nie mogłam mówić.

– Ale… przecież obiecałaś…

Magda wzruszyła ramionami.

– Życie to nie bajka, mamo. Musisz sobie radzić sama.

Po jej wyjściu długo siedziałam w ciszy. Wpatrywałam się w zdjęcie Kuby na komodzie i zastanawiałam się, czy jeszcze kiedyś usłyszę jego śmiech.

Minął rok. Listy od Magdy przychodziły rzadko. Kuba czasem dzwonił – rozmowy były krótkie i pełne niezręczności.

Któregoś dnia spotkałam panią Zofię na klatce schodowej.

– Pani Haniu, niech pani nie traci nadziei. Rodzina zawsze wraca – powiedziała cicho.

Ale czy naprawdę? Czy rodzina to tylko więzy krwi? Czy można być samotnym mając dzieci i wnuki?

Czasem siadam pod kasztanem na ławce i patrzę na dzieci bawiące się na wzgórzu. Przypominam sobie słowa Kuby: „Kiedy dostaniesz emeryturę, zostanę z tobą”.

Czy obietnice składane przez dzieci mają jakąkolwiek wartość? Czy samotność to cena za bezwarunkową miłość?

A może to ja popełniłam gdzieś błąd? Co wy o tym myślicie?