Samotność w cieniu miłości: Historia matki i córki
– Znowu nie posprzątałaś po sobie w kuchni! – krzyknęła Agnieszka, trzaskając drzwiami lodówki.
Siedziałam przy stole, dłonie drżały mi lekko, a w gardle czułam znajome ściśnięcie. Chciałam odpowiedzieć, ale głos ugrzązł mi w piersi. Przecież to nie ja zostawiłam te okruchy na blacie. To ona rano robiła sobie kanapki do pracy. Ale czy to ważne? Od miesięcy każda rozmowa kończy się kłótnią.
Mam siedemdziesiąt lat i coraz częściej czuję się jak cień we własnym domu. Odkąd zmarł mój mąż, Stefan, wszystko się zmieniło. Agnieszka wróciła do mnie po rozwodzie, z dwójką dzieci. Na początku czułam ulgę – nie będę sama, dom znów ożyje śmiechem wnuków. Ale śmiech szybko zamienił się w krzyki, a czułość w pretensje.
– Mamo, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie otwierała mojej poczty? – rzuciła pewnego dnia Agnieszka, kiedy znalazła mnie z listem w ręku.
– Myślałam, że to coś ważnego…
– Zawsze wszystko musisz wiedzieć najlepiej! – odparła z wyrzutem.
Wtedy po raz pierwszy poczułam się jak intruz. Jakby mój własny dom przestał być moim schronieniem. Zaczęłam zamykać się w swoim pokoju, coraz rzadziej wychodziłam do kuchni czy salonu. Nawet wnuki – Ola i Michał – przestały przychodzić do mnie po bajki na dobranoc. Zamiast tego słyszałam ich śmiech zza ściany, kiedy oglądali coś na tablecie.
Czasami próbowałam rozmawiać z Agnieszką. Przypominać jej, jak kiedyś razem piekłyśmy szarlotkę, jak uczyłam ją szyć na maszynie. Ale ona tylko przewracała oczami.
– Mamo, czasy się zmieniły. Teraz nikt nie szyje ubrań w domu.
– Ale przecież to nie chodzi o ubrania…
– O co więc chodzi? – zapytała zniecierpliwiona.
Nie umiałam odpowiedzieć. Chciałam tylko być potrzebna. Chciałam czuć się kochana.
Pewnego wieczoru usłyszałam przez przypadek rozmowę Agnieszki przez telefon:
– Nie wiem już, co robić z mamą. Ciągle czegoś ode mnie chce, a ja mam własne życie! – mówiła do swojej przyjaciółki.
Poczułam się jak ciężar. Jakby moja obecność była dla niej tylko przeszkodą. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, wspominając czasy, kiedy Agnieszka była małą dziewczynką i tuliła się do mnie po koszmarze sennym.
Rano postanowiłam zrobić jej niespodziankę – upiekłam jej ulubione drożdżówki z serem. Kiedy wróciła z pracy, zapach roznosił się po całym mieszkaniu.
– Mamo, przecież mówiłam ci, że jestem na diecie! – wybuchła od progu.
– Chciałam tylko…
– Nie rozumiesz? Nie potrzebuję tego! Potrzebuję spokoju!
Zamknęła się w swoim pokoju, a ja zostałam sama przy stole z talerzem pełnym drożdżówek i łzami w oczach.
Zaczęłam coraz częściej wychodzić na spacery po osiedlu. Siadałam na ławce pod blokiem i patrzyłam na bawiące się dzieci. Czasem sąsiadka, pani Zofia, przysiadała się do mnie.
– Co u was słychać? – pytała życzliwie.
– Dziękuję, jakoś leci – odpowiadałam wymijająco.
Nie chciałam mówić o tym, co naprawdę czuję. Wstydziłam się własnej samotności. Przecież powinnam być wdzięczna, że mam rodzinę pod jednym dachem.
Ale wieczorami samotność przygniatała mnie coraz bardziej. Siedziałam w fotelu i patrzyłam na zdjęcia Stefana. Tęskniłam za jego spokojem, za tym, jak potrafił rozładować każdą kłótnię jednym żartem.
Któregoś dnia Ola przyszła do mojego pokoju.
– Babciu, dlaczego płaczesz?
Przytuliłam ją mocno.
– Czasem babcie też są smutne – wyszeptałam.
Ola spojrzała na mnie poważnie.
– Mama mówi, że jesteś trudna.
Te słowa zabolały bardziej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę stałam się trudna? Czy to ja jestem winna temu wszystkiemu?
Postanowiłam porozmawiać z Agnieszką jeszcze raz. Wieczorem zapukałam do jej pokoju.
– Możemy porozmawiać?
Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
– O czym?
– O nas… O tym, co się dzieje między nami.
Westchnęła ciężko.
– Mamo, ja naprawdę nie mam już siły na te rozmowy.
– Ale ja nie chcę być dla ciebie ciężarem…
Przez chwilę milczała.
– Wiem… Ale czasem mam wrażenie, że nigdy nie dorosłam przy tobie. Że zawsze muszę być tą małą dziewczynką, którą trzeba prowadzić za rękę.
Zaskoczyły mnie jej słowa. Nigdy nie pomyślałam o tym w ten sposób.
– Chciałam tylko ci pomóc…
– Wiem. Ale ja muszę nauczyć się żyć po swojemu.
Poczułam łzy napływające do oczu.
– A ja muszę nauczyć się być sama…
Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Nasze relacje nadal są napięte, ale czasem udaje nam się porozmawiać spokojnie. Staram się nie narzucać ze swoimi radami i troskami. Uczę się nowej roli – matki dorosłej córki.
Często zastanawiam się wieczorami: czy można nauczyć się samotności? Czy miłość zawsze musi boleć? Może ktoś z was zna odpowiedź…