Siostrzane Więzi: Historia Haliny i Grażyny
— Halinko, po co aż tyle? Wrócę przecież jutro — usłyszałam zaspany głos mojego męża, kiedy postawiłam przed nim wypchaną torbę.
— Dwa dni trzeba coś jeść. Nie będziesz miał czasu tam gotować, odgrzejesz i zjesz. Nie marudź. Oprócz jedzenia jest tam też czysta koszula i skarpetki — odpowiedziałam, starając się ukryć niepokój.
Zawsze tak było. Dbałam o wszystkich, tylko nie o siebie. Kiedy drzwi zamknęły się za Markiem, w domu zapanowała cisza, która bolała mnie bardziej niż samotność. Usiadłam przy kuchennym stole, patrząc na parującą jeszcze herbatę. W tej ciszy wróciły do mnie wspomnienia — te, których nie chciałam już nigdy przeżywać.
Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam na wyświetlacz: „Grażyna”. Moja siostra. Przez chwilę miałam ochotę nie odbierać, ale coś mnie powstrzymało.
— Halo? — mój głos zabrzmiał chłodno.
— Halina… — usłyszałam cichy szloch po drugiej stronie. — Czy mogę przyjechać? Muszę z kimś porozmawiać.
Nie widziałyśmy się od miesięcy. Ostatnia nasza rozmowa zakończyła się kłótnią o spadek po mamie. Grażyna zawsze miała pretensje, że to ja zostałam w domu rodzinnym, że to ja opiekuję się ojcem, że to mnie wszyscy słuchają. A ja? Ja tylko chciałam spokoju.
— Przyjedź — powiedziałam w końcu, choć serce waliło mi jak młotem.
Godzinę później usłyszałam dzwonek do drzwi. Grażyna stała na progu, blada, z podkrążonymi oczami. W rękach ściskała starą torbę.
— Wejdź — powiedziałam cicho.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie w kuchni. Przez chwilę milczałyśmy, każda z nas walczyła ze sobą, by nie wybuchnąć płaczem.
— Halina… — zaczęła Grażyna, ale przerwałam jej gestem.
— Po co przyjechałaś? — spytałam ostro, choć w środku czułam tylko ból.
— Bo nie mam już nikogo — wyszeptała. — Andrzej mnie zostawił. Zabrał dzieci do swojej matki. Powiedział, że jestem złą matką… Że przez moje nerwy dzieci boją się wracać do domu.
Patrzyłam na nią długo. Przypomniałam sobie nasze dzieciństwo: jak razem bawiłyśmy się w ogrodzie, jak płakałyśmy po śmierci mamy. Jak potem wszystko się popsuło.
— Grażyna… — zaczęłam łagodniej — przecież wiesz, że zawsze możesz tu przyjechać.
— Nie wiem tego! — wybuchła nagle. — Odkąd mama umarła, czuję się tu obca! Ty zawsze byłaś tą lepszą córką! To ciebie wszyscy chwalili! Ja byłam tylko dodatkiem!
Zamilkłam. Wiedziałam, że to prawda. Mama zawsze stawiała mnie za wzór: „Halinka jest taka odpowiedzialna, taka pracowita”. Grażyna była bardziej buntownicza, szukała swojego miejsca poza domem.
— Przepraszam cię za wszystko — powiedziałam cicho. — Ale ja też nie miałam lekko. Zawsze musiałam być silna dla wszystkich… Nawet kiedy sama miałam ochotę uciec.
Grażyna spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
— Myślisz, że jeszcze możemy być siostrami? Takimi jak kiedyś?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież tyle lat żalu nie znika w jeden wieczór. Ale patrząc na nią, zobaczyłam w niej tę małą dziewczynkę, która bała się burzy i tuliła się do mnie pod kocem.
— Chodź tu — powiedziałam i objęłam ją mocno.
Siedziałyśmy tak długo w milczeniu. Czułam jej drżące ramiona i własne łzy spływające po policzkach.
Następnego dnia Grażyna została u mnie na noc. Rano zrobiłyśmy razem śniadanie, jak za dawnych lat. Rozmawiałyśmy o wszystkim: o dzieciach, o ojcu, o tym, jak bardzo obie jesteśmy zmęczone udawaniem silnych kobiet.
Wieczorem zadzwonił Marek:
— Wszystko w porządku? — spytał z troską.
— Tak… Grażyna jest u mnie. Chyba potrzebuje pomocy bardziej niż kiedykolwiek.
— Dobrze zrobiłaś — powiedział tylko i odłożył słuchawkę.
Kiedy Grażyna wychodziła dwa dni później, spojrzała mi głęboko w oczy:
— Dziękuję ci, Halina. Może kiedyś będziemy umiały sobie wybaczyć wszystko?
Zostałam sama w pustym domu i długo patrzyłam przez okno na ciemniejące niebo. Czy naprawdę można odbudować coś, co latami było niszczone przez żal i niedopowiedzenia? Czy siostrzana więź jest silniejsza niż wszystkie nasze błędy?
Czasem myślę: ile rodzin mogłoby być szczęśliwszych, gdybyśmy umieli rozmawiać szczerze? Czy potrafimy jeszcze nauczyć się przebaczać?