W cieniu przerwy obiadowej: Zdrada wśród codzienności

– Naprawdę, Tomek, nie przesadzaj, to tylko dwadzieścia złotych – usłyszałem głos Marka, gdy z trudem przełykałem ślinę. Siedzieliśmy w kantynie, a wokół nas szumiały rozmowy innych pracowników. Mój widelec zawisł w powietrzu, a kawałek schabowego stygł na talerzu.

Nie chodziło o te dwadzieścia złotych. Chodziło o coś znacznie więcej. O zaufanie, które budowałem przez lata, i które w jednej chwili rozsypało się jak domek z kart.

Marek był moim kolegą od lat. Razem zaczynaliśmy na produkcji, razem przechodziliśmy przez kolejne zmiany, śmialiśmy się z tych samych żartów i narzekaliśmy na szefa. Gdy zostałem brygadzistą, czułem się winny, że awansowałem szybciej niż on. Ale nigdy nie dał mi odczuć zazdrości. Przynajmniej tak myślałem.

– Marek, to nie o pieniądze chodzi – powiedziałem cicho, patrząc mu prosto w oczy. – Umawialiśmy się, że dziś ty płacisz za obiad.

Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. – Zapomniałem portfela. Oddam ci jutro.

Ale wiedziałem, że nie odda. To nie był pierwszy raz. Tylko wcześniej przymykałem na to oko, tłumacząc sobie: „To przecież Marek, on by mnie nie oszukał”.

Tego dnia wróciłem do domu wcześniej niż zwykle. W mieszkaniu pachniało bigosem, a żona, Ania, krzątała się po kuchni.

– Coś się stało? – zapytała od razu, widząc moją minę.

– Nic takiego – burknąłem i usiadłem przy stole. – Po prostu… mam dość ludzi.

Ania spojrzała na mnie uważnie. – Znowu Marek?

Milczałem przez chwilę. W końcu wybuchłem:

– Ile razy można być naiwnym? Ile razy można wierzyć komuś na słowo? Przecież to tylko dwadzieścia złotych! Ale czuję się tak, jakby ktoś mi napluł w twarz.

Ania podeszła i położyła mi dłoń na ramieniu. – Może powinieneś z nim porozmawiać? Tak szczerze?

Pokręciłem głową. – Próbowałem. On zawsze ma wymówkę. A ja… Ja już nie chcę być tym frajerem.

Wieczorem długo nie mogłem zasnąć. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: wspólne zmiany, śmiechy przy kawie, rozmowy o życiu. I ta narastająca gorycz, że wszystko to było jednostronne.

Następnego dnia w pracy Marek zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Próbował żartować, opowiadał anegdoty z weekendu. Unikałem jego wzroku.

Na przerwie podszedł do mnie Paweł z innej zmiany.

– Słyszałem, że Marek znowu cię naciągnął – powiedział półgłosem.

Zaskoczyło mnie to. – Skąd wiesz?

Paweł uśmiechnął się smutno. – On wszystkim to robi. Mnie też parę razy „zapomniał” oddać kasę za obiad czy papierosy. Ale nikt nie chce robić afery.

Poczułem narastający gniew. Czyli to nie tylko ja byłem naiwny? Czy wszyscy udawaliśmy, że nic się nie dzieje?

Po pracy zadzwoniła do mnie mama. Od razu wyczuła, że coś jest nie tak.

– Synku, co się dzieje? – zapytała cicho.

Opowiedziałem jej wszystko. O Marku, o pieniądzach, o tym, jak bardzo mnie to boli.

Mama westchnęła ciężko. – Ludzie są różni, Tomek. Ale pamiętaj: jeśli ktoś raz cię zawiódł, zrobi to drugi raz. Musisz postawić granicę.

Tej nocy podjąłem decyzję.

Następnego dnia podczas przerwy obiadowej usiadłem naprzeciwko Marka.

– Musimy pogadać – zacząłem stanowczo.

Spojrzał na mnie zaskoczony. – O co chodzi?

– O te wszystkie sytuacje z pieniędzmi. Nie chcę już tego więcej przeżywać. Albo zaczniemy rozliczać się uczciwie, albo… przestaniemy razem jeść obiady.

Marek zaczerwienił się i spuścił wzrok.

– Przesadzasz… To tylko parę złotych…

– Dla ciebie może tak – przerwałem mu ostro – ale dla mnie to kwestia szacunku i zaufania.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. W końcu Marek wstał i bez słowa wyszedł z kantyny.

Od tamtej pory nasze relacje się ochłodziły. Przestaliśmy razem jeść obiady, unikaliśmy się na zmianach. Czułem ulgę i smutek jednocześnie.

W domu Ania próbowała mnie pocieszać:

– Może kiedyś zrozumie swój błąd?

Wzruszyłem ramionami. – Może… Ale ja już nie chcę być naiwny.

Z czasem inni koledzy zaczęli podchodzić do mnie z szacunkiem. Ktoś powiedział: „Dobrze zrobiłeś”. Ktoś inny dodał: „Trzeba było to zrobić dawno temu”.

Ale ja czułem pustkę po tej przyjaźni, która okazała się iluzją.

Minęły miesiące. Pewnego dnia Marek podszedł do mnie na korytarzu.

– Tomek… Przepraszam – powiedział cicho. – Byłem głupi. Oddam ci wszystko, co jestem winien.

Spojrzałem na niego długo.

– Nie chodzi o pieniądze, Marek – odpowiedziałem spokojnie. – Chodzi o zaufanie. A ono nie wraca tak łatwo.

Odwrócił się i odszedł bez słowa.

Czasem zastanawiam się: czy warto ufać ludziom? Czy lepiej być ostrożnym i zamkniętym w sobie? A może każda zdrada czegoś nas uczy i sprawia, że stajemy się silniejsi?

Czy wy też kiedyś musieliście postawić granicę komuś bliskiemu? Jak poradziliście sobie z rozczarowaniem?