Mój mąż, dorosły chłopiec, który chce rzucić wszystko i zamieszkać na wsi – czy naprawdę muszę wybierać między nim a własnym życiem?

– Naprawdę myślisz, że będę szczęśliwa na tej zapomnianej przez Boga wsi? – wykrzyczałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni moich rodziców, a przez okno widziałam, jak Tomek z zapałem rozmawia z moim ojcem o starym traktorze. W powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy i pieczonego chleba. Dla wielu to byłby raj. Dla mnie – pułapka.

Jeszcze miesiąc temu nasze życie w Warszawie wydawało się poukładane. Praca w agencji reklamowej, wieczorne spacery po Powiślu, spontaniczne wyjścia do kina. Tomek zawsze był trochę dziecinny – potrafił godzinami grać na PlayStation, zapominał o rachunkach, a jego największym zmartwieniem było to, czy zdąży na premierę nowego filmu Marvela. Ale kochałam go za tę lekkość, za śmiech, którym rozpraszał moje lęki.

Wszystko zmieniło się podczas ostatniej wizyty u moich rodziców w małym miasteczku pod Radomiem. Musiałam tam pojechać, bo mama złamała nogę i potrzebowała pomocy. Tomek niechętnie zgodził się jechać ze mną – narzekał na nudę i brak internetu. Ale już drugiego dnia coś w nim pękło. Zaczął pomagać tacie w ogrodzie, uczył się rąbać drewno, a wieczorami siedział z sąsiadami przy ognisku.

– Wiesz, Anka… – powiedział mi któregoś wieczoru, kiedy siedzieliśmy na ganku i patrzyliśmy na rozgwieżdżone niebo – Tu jest jakoś… prawdziwiej. Może powinniśmy spróbować tak żyć?

Zamarłam. Myślałam, że żartuje. Ale on mówił poważnie.

– Tomek, przecież ty nawet nie wiesz, jak się sadzi ziemniaki! – próbowałam obrócić wszystko w żart.
– Ale mogę się nauczyć! – odpowiedział z entuzjazmem dziecka dostającego nową zabawkę.

Od tamtej pory nie mówił o niczym innym. W drodze powrotnej do Warszawy opowiadał o tym, jak moglibyśmy kupić kawałek ziemi, wybudować dom z bali, hodować kury i może nawet kozę. Ja milczałam. Czułam się jak pasażerka samochodu pędzącego w nieznane bez kierownicy.

W domu zaczęły się kłótnie. Tomek przynosił katalogi domów ekologicznych, oglądał filmy o permakulturze i próbował przekonać mnie do porzucenia pracy.

– Przecież możesz pracować zdalnie! – przekonywał. – A ja… znajdę coś dla siebie. Może będę robił sery?

– Tomek, ja nie chcę żyć jak twoja babcia! – wybuchłam pewnego wieczoru. – Ja chcę chodzić do teatru, spotykać się z ludźmi, mieć swoje życie!

On patrzył na mnie tym swoim rozczarowanym wzrokiem. Jakbym była egoistką, która nie rozumie prostych radości życia.

Zaczęliśmy się oddalać. On coraz częściej jeździł do moich rodziców „pomagać”, a ja zostawałam sama w naszym mieszkaniu na Mokotowie. Przestał dbać o pracę – spóźniał się na spotkania online, zapominał o ważnych mailach. Ja próbowałam utrzymać naszą codzienność w ryzach: płaciłam rachunki, robiłam zakupy, planowałam przyszłość.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama.
– Aniu, Tomek jest tu już trzeci dzień. Mówi, że szuka działki…

Poczułam narastającą panikę. Czy on naprawdę chce zostawić wszystko? Czy ja mam rzucić swoje życie dla jego kaprysu?

Wieczorem wrócił do domu z błyskiem w oku.
– Znalazłem idealne miejsce! Stary dom do remontu, niedaleko lasu. Wyobrażasz sobie? Nasz własny kawałek świata!

– Tomek… – zaczęłam cicho. – A co ze mną? Z moją pracą? Z moimi marzeniami?

– Przecież będziemy razem! To najważniejsze!

Ale czy naprawdę? Czy bycie razem oznacza rezygnację z siebie?

Zadzwoniłam do przyjaciółki, Magdy.
– On chyba zwariował… – płakałam do słuchawki. – Chce mnie zabrać na wieś jakbyśmy mieli po sześćdziesiąt lat!
– Anka… a może on po prostu ucieka od odpowiedzialności? Może boi się dorosłości?

Te słowa utkwiły mi w głowie. Czy Tomek naprawdę chce zmiany życia… czy po prostu nie radzi sobie z dorosłością?

W weekend pojechaliśmy razem obejrzeć tę działkę. Stary dom stał na wzgórzu, wokół pachniało sianem i wilgocią. Tomek był zachwycony.
– Zobaczysz, będziemy tu szczęśliwi!

A ja patrzyłam na odpadający tynk i czułam tylko strach.

Wieczorem usiedliśmy przy stole moich rodziców.
– Aniu… ja już nie chcę wracać do Warszawy – powiedział cicho Tomek.
– A ja nie chcę tu zostać – odpowiedziałam równie cicho.

Zapadła cisza. Mama spojrzała na mnie ze smutkiem, tata poklepał Tomka po ramieniu.
– Życie to nie bajka, dzieciaki – mruknął pod nosem.

Wróciliśmy do Warszawy osobno. Przez kilka dni milczeliśmy. W końcu usiadłam naprzeciwko Tomka przy kuchennym stole.
– Musimy zdecydować…

On spuścił wzrok.
– Ja już zdecydowałem.

Poczułam zimno przeszywające serce. Czy naprawdę mam wybierać między sobą a nim?

Dziś siedzę sama w naszym mieszkaniu i patrzę na spakowane walizki Tomka. Nie wiem jeszcze, co zrobię dalej. Czy miłość to naprawdę ciągłe kompromisy? Czy można być szczęśliwym razem, jeśli każde z nas marzy o innym świecie?

A Wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto poświęcać siebie dla kogoś bliskiego?