Moje życie z Markiem i jego córką: Czy można być szczęśliwą w cieniu cudzych problemów?
— Znowu przyszła bez zapowiedzi — pomyślałam, słysząc trzask zamka w drzwiach. Była sobota, godzina 9:30. Miałam nadzieję na spokojny poranek z Markiem, na kawę w łóżku, na rozmowę o niczym. Ale zamiast tego usłyszałam znajomy głos:
— Cześć tato! Masz coś do jedzenia?
Zosia. Siedemnastoletnia burza hormonów i pretensji. Córka Marka z pierwszego małżeństwa. Od kiedy zamieszkaliśmy razem, jej wizyty stały się coraz częstsze, coraz bardziej nieprzewidywalne. Mieliśmy ustalone zasady — weekendy u matki, środy u nas. Ale od kilku miesięcy Zosia wpadała, kiedy tylko chciała, jakby nasze życie było jej własnością.
Mark zawsze miękł na jej widok. Nawet teraz, gdy ledwo zdążył założyć spodnie, wybiegł z sypialni z szerokim uśmiechem:
— Hej, Zosieńko! Chcesz jajecznicę?
Patrzyłam na nich przez uchylone drzwi. Czułam się jak intruz we własnym domu. W kuchni rozbrzmiewały ich śmiechy, a ja próbowałam zebrać myśli. Czy to ja jestem problemem? Czy powinnam być bardziej wyrozumiała? Przecież to jego córka…
Wyszłam z sypialni, udając spokój.
— Cześć Zosiu — powiedziałam cicho.
Odpowiedziała mi krótkim „hej”, nawet nie patrząc w moją stronę. Usiadła przy stole, przeglądając telefon. Mark smażył jajka, jakby był na autopilocie.
— Może zrobię kawy dla wszystkich? — zaproponowałam.
— Ja nie chcę — rzuciła Zosia.
Mark spojrzał na mnie przepraszająco. Poczułam ukłucie zazdrości. Nie o Marka, ale o ich relację. O to, że zawsze będę tą drugą.
Po śniadaniu Zosia rozłożyła się na kanapie z pilotem w ręku.
— Tato, mogę zostać na noc? Mama mnie wkurza.
Mark spojrzał na mnie pytająco. Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć „nie”, ale ugryzłam się w język.
— Jasne, kochanie — odpowiedział za nas oboje.
Wieczorem próbowałam porozmawiać z Markiem.
— Mieliśmy ustalone zasady — zaczęłam ostrożnie. — Czuję się… niewidzialna, kiedy ona tu jest.
Westchnął ciężko.
— To moja córka. Nie mogę jej odmówić, kiedy potrzebuje domu.
— Ale to też mój dom — powiedziałam cicho. — Potrzebuję trochę spokoju. Chcę czuć się tu bezpiecznie.
Mark objął mnie ramieniem.
— Spróbuję z nią porozmawiać…
Ale rozmowa nic nie zmieniła. Zosia przychodziła coraz częściej. Czasem zostawała na kilka dni, czasem wpadała tylko po pieniądze albo żeby się wyżalić. Za każdym razem czułam się coraz bardziej zbędna.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi:
— Nie lubię jej — powiedziała Zosia szeptem. — Ona cię zmienia.
— To nieprawda, Zosiu…
— Wcale już nie jesteś taki jak dawniej!
Poczułam łzy napływające do oczu. Próbowałam być dla niej miła, ale ona widziała we mnie tylko zagrożenie. Dla niej byłam tą, która zabrała jej ojca.
Zaczęłam unikać domu. Po pracy zostawałam dłużej w biurze, spotykałam się z koleżankami, chodziłam na długie spacery po parku. Mark zauważył zmianę.
— Co się z tobą dzieje? — zapytał pewnego wieczoru.
— Nie wiem już, czy potrafię tak żyć — odpowiedziałam szczerze. — Kocham cię, ale nie chcę być wiecznie na drugim planie.
Milczał długo. Potem powiedział:
— Może powinniśmy zrobić sobie przerwę?
To był cios prosto w serce. Przez kilka dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Zosia triumfowała — widziałam to w jej oczach.
W końcu zebrałam się na odwagę i porozmawiałam z nią szczerze:
— Wiem, że mnie nie lubisz. Ale ja naprawdę staram się być częścią waszego życia. Nie chcę ci zabierać ojca…
Zosia wzruszyła ramionami.
— On był mój pierwszy. Ty jesteś tylko dodatkiem.
Te słowa bolały bardziej niż wszystko inne.
Minęły tygodnie pełne napięcia i łez. W końcu Mark podjął decyzję:
— Musimy ustalić nowe zasady. To jest też dom Ani i musisz ją szanować — powiedział do Zosi stanowczo pierwszy raz od miesięcy.
Zosia wybiegła z płaczem. Mark przytulił mnie mocno.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy prawdziwą rodziną. Ale wiem jedno: nie chcę już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.
Czy można kochać kogoś i jednocześnie czuć się samotnym w jego świecie? Czy jestem egoistką, że pragnę odrobiny spokoju i miejsca tylko dla siebie?