Całe życie dla mamy, a potem… Testament, który złamał mi serce

– Znowu nie przyszedł – wyszeptałam, patrząc na zegar, który od lat tykał w tym samym rytmie. Była 19:00, a mój brat Tomek miał odwiedzić mamę. Obiecał, że wpadnie po pracy, ale jak zwykle nie dotrzymał słowa. Mama spojrzała na mnie z tym swoim łagodnym uśmiechem, który zawsze łamał mi serce.

– Nie martw się, Aniu. Pewnie miał coś ważnego – powiedziała cicho, choć w oczach miała cień smutku.

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego poprawiłam jej poduszkę i podałam kubek z herbatą. Tak wyglądały nasze wieczory przez dwadzieścia lat. Odkąd tata odszedł, a mama zachorowała na stwardnienie rozsiane, wszystko spadło na mnie. Tomek wyjechał do Warszawy, zrobił karierę i pojawiał się tylko na święta lub urodziny mamy. Ja zostałam w naszym małym mieszkaniu w Kielcach, rezygnując ze studiów, pracy i marzeń o własnej rodzinie.

Czasem wyobrażałam sobie inne życie. Widziałam siebie na scenie – zawsze marzyłam o aktorstwie – albo w kawiarni z przyjaciółmi. Ale potem wracałam do rzeczywistości: pieluchy, leki, rehabilitacja, kolejne wizyty u lekarzy. Mama była wszystkim, co miałam. I choć kochałam ją nad życie, czułam się jak więzień własnego domu.

Najgorsze były te noce, kiedy mama płakała z bólu. Wtedy tuliłam ją jak dziecko i powtarzałam: „Jestem tutaj. Nie zostawię cię.”

– Aniu, nie zmarnowałaś sobie życia przez mnie? – zapytała kiedyś szeptem.

– Mamo, przestań. Jesteś moją rodziną – odpowiedziałam szybko, choć w środku czułam żal i złość.

Czas płynął nieubłaganie. Mama gasła powoli, a ja razem z nią. Kiedy odeszła, poczułam pustkę tak wielką, że przez kilka tygodni nie wychodziłam z domu. Przychodzili sąsiedzi, ksiądz z parafii, nawet Tomek pojawił się na pogrzebie – elegancki jak zawsze, z nowym zegarkiem na ręku.

Po pogrzebie spotkaliśmy się u notariusza. Byłam pewna, że mama zostawiła mieszkanie mnie – przecież to ja się nią opiekowałam, to ja zrezygnowałam ze wszystkiego. Tomek nawet nie znał nazwiska jej lekarza!

Notariusz otworzył testament i zaczął czytać: „Cały majątek przekazuję mojemu synowi Tomaszowi…”

Poczułam, jak świat wiruje. Siedziałam w milczeniu, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Tomek spojrzał na mnie zaskoczony.

– Anka… Ja nie wiedziałem… – zaczął niepewnie.

Nie słuchałam go. W głowie miałam tylko jedno pytanie: „Dlaczego?”

Przez kolejne dni chodziłam jak we śnie. Próbowałam znaleźć odpowiedź – może mama myślała, że ja sobie poradzę? Może chciała wynagrodzić Tomkowi brak kontaktu? A może po prostu nie rozumiała, ile dla niej poświęciłam?

Sąsiedzi szeptali za moimi plecami:

– Biedna Anka… Całe życie dla matki, a teraz co?

Tomek zadzwonił kilka razy. Proponował pieniądze, pomoc w znalezieniu pracy. Ale ja nie chciałam jego litości.

– To nie o pieniądze chodzi! – wykrzyczałam mu do słuchawki. – Chciałam tylko być doceniona!

Zaczęły się kłótnie. Rodzina podzieliła się na dwa obozy: ciotka Basia twierdziła, że mama miała prawo zrobić z majątkiem co chciała; kuzynka Marta płakała razem ze mną i powtarzała: „To niesprawiedliwe!”

Przez wiele miesięcy żyłam w gniewie i żalu. Patrzyłam na puste mieszkanie i czułam się zdradzona przez własną matkę. Zaczęły się problemy finansowe – musiałam wynająć pokój u obcych ludzi i szukać pracy po czterdziestce bez doświadczenia.

Pewnego dnia spotkałam w sklepie starą znajomą ze szkoły teatralnej.

– Anka! Co u ciebie? – zapytała z uśmiechem.

Chciałam odpowiedzieć: „Wszystko dobrze”, ale łzy napłynęły mi do oczu.

– Straciłam wszystko… – wyszeptałam.

Ona przytuliła mnie mocno.

– Nie wszystko. Masz siebie. I masz prawo zacząć od nowa.

Te słowa coś we mnie przełamały. Zaczęłam powoli wychodzić z domu – najpierw na krótkie spacery, potem zapisałam się na warsztaty teatralne dla dorosłych. Poznałam ludzi podobnych do mnie: poranionych przez życie, ale gotowych walczyć o siebie.

Czasem wracam myślami do mamy. Nadal słyszę jej oddech w nocy i czuję jej dłoń na swojej ręce. Zastanawiam się, czy była świadoma tego, co zrobiła? Czy wiedziała, jak bardzo mnie zrani?

Dziś już nie płaczę tak często. Uczę się żyć dla siebie – choć to trudniejsze niż opieka nad kimkolwiek innym.

Czy można wybaczyć matce taką decyzję? Czy da się odbudować życie po latach poświęcenia i zdrady? A może najważniejsze to w końcu postawić siebie na pierwszym miejscu?