„Czy naprawdę byłam taką matką?” – Odkrycie, które zmieniło moje życie i relację z synem
– Postaram się być cicho, żeby mama mnie znowu nie kochała mniej – przeczytałam na pożółkłej stronie starego zeszytu. Krzywe litery, dziecięca ręka. Zrobiło mi się zimno, jakby ktoś nagle otworzył okno w środku stycznia. Usiadłam na podłodze w dawnym pokoju Michała, między pudłami pełnymi zabawek i książek, które kiedyś układałam z nim na półkach. W tej chwili świat przestał istnieć – była tylko ta jedna kartka i ja.
Przez chwilę nie mogłam oddychać. W głowie dudniło mi pytanie: „Jak to możliwe? Przecież zawsze starałam się być dobrą matką!” Ale im dłużej patrzyłam na te słowa, tym bardziej czułam, że coś we mnie pęka. Przypomniałam sobie wszystkie te chwile, kiedy wracałam zmęczona z pracy i prosiłam go o ciszę, bo bolała mnie głowa. Kiedy mówiłam: „Nie teraz, Michałku, mama musi odpocząć” albo „Cicho, bo sąsiedzi będą się skarżyć”. Ile razy widziałam jego rozczarowaną minę i tłumaczyłam sobie: „On zrozumie. Jest mądry. Dzieci muszą się nauczyć cierpliwości”.
Zaczęłam przeglądać kolejne strony zeszytu. Były tam rysunki – domki, samochody, czasem jakieś potwory. Ale między nimi pojawiały się krótkie notatki: „Dzisiaj byłem grzeczny, mama się uśmiechnęła”, „Nie krzyczałem, bo mama była smutna”, „Chciałem zapytać o coś tatę, ale mama powiedziała, że nie ma czasu”. Każde zdanie wbijało się we mnie jak szpilka.
Nagle usłyszałam za sobą cichy szelest. Odwróciłam się – w drzwiach stał mój mąż, Andrzej. Patrzył na mnie z troską.
– Co się stało? – zapytał cicho.
– Znalazłam zeszyt Michała… – odpowiedziałam łamiącym się głosem. – Andrzej, ja… Ja chyba wszystko zepsułam.
Podszedł bliżej i usiadł obok mnie.
– Nie mów tak. Każdy popełnia błędy.
– Ale ja nie widziałam… Nie widziałam, jak bardzo on cierpiał. Myślałam, że robię wszystko dobrze.
Andrzej objął mnie ramieniem.
– Może powinniśmy z nim porozmawiać?
Michał miał już dwadzieścia dwa lata. Studiował w Warszawie, rzadko bywał w domu. Ostatnio nasze rozmowy ograniczały się do krótkich telefonów: „Jak tam na uczelni? Wszystko dobrze? Uważaj na siebie”. Zawsze był uprzejmy, ale wycofany. Tłumaczyłam sobie: „Taki wiek. Chłopcy są zamknięci w sobie”.
Wieczorem zadzwoniłam do niego.
– Cześć, Michałku… – zaczęłam niepewnie.
– Cześć, mamo. Coś się stało?
– Znalazłam twój stary zeszyt… Ten z dzieciństwa.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Aha – powiedział po chwili.
– Michał… Przeczytałam to, co napisałeś na pierwszej stronie. Bardzo mi przykro. Nie wiedziałam, że tak się czułeś.
Usłyszałam jego oddech.
– Mamo, to było dawno temu.
– Ale to nie znaczy, że nie boli. Chciałabym cię przeprosić. Za wszystko.
– Ja już dawno ci wybaczyłem – odpowiedział cicho. – Po prostu… nauczyłem się nie przeszkadzać.
Poczułam łzy pod powiekami.
– Michałku… Chciałabym to naprawić. Chciałabym być lepszą mamą. Czy mogę jeszcze?
Zamilkł na chwilę.
– Nie wiem… Ale możemy spróbować.
Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. W głowie przewijały mi się obrazy z przeszłości: Michał siedzący cicho w kącie pokoju, Michał przyklejony do szyby w oczekiwaniu na mój powrót z pracy, Michał próbujący opowiedzieć mi o swoim dniu, a ja z telefonem przy uchu lub z oczami utkwionymi w telewizorze. Ile razy go zawiodłam? Ile razy dałam mu do zrozumienia, że jest mniej ważny niż moje zmęczenie czy problemy w pracy?
Następnego dnia zadzwoniła moja mama.
– Coś ty taka przybita? – zapytała od razu.
Opowiedziałam jej o zeszycie Michała.
– Oj dziecko… Każda matka popełnia błędy. Ja też nie byłam idealna.
– Ale mamo… Ja chciałam być lepsza niż ty! Nie chciałam powtarzać twoich błędów!
– A jednak powtórzyłaś – powiedziała spokojnie. – Bo to nie jest takie proste. Życie cię goni, praca cię goni… A dziecko czeka i czeka.
Poczułam gniew i żal jednocześnie.
– To co mam teraz zrobić?
– Spróbuj być dla niego taka, jakiej sama potrzebowałaś jako dziecko – odpowiedziała cicho.
Przez kolejne dni pisałam do Michała codziennie krótkie wiadomości: „Myślę o tobie”, „Jestem dumna”, „Jeśli chcesz pogadać – zawsze jestem”. Na początku odpowiadał zdawkowo. Po tygodniu zadzwonił sam:
– Mamo… Dzięki za te wiadomości. To miłe.
– Chciałabym cię zobaczyć. Może przyjedziesz na weekend?
Zgodził się bez wahania.
Kiedy wszedł do domu, był już innym człowiekiem niż ten chłopiec z zeszytu – wysoki, pewny siebie, ale w oczach miał cień smutku z dzieciństwa. Przytuliłam go mocno.
– Przepraszam cię jeszcze raz – wyszeptałam.
Uśmiechnął się lekko.
– Mamo… Już wystarczy tych przeprosin. Po prostu bądźmy razem.
Wieczorem siedzieliśmy przy stole całą rodziną: ja, Andrzej i Michał. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym – o studiach, o planach na wakacje, o starych żartach rodzinnych. Po raz pierwszy od lat poczułam spokój i nadzieję.
Kiedy Michał wyjechał z powrotem do Warszawy, długo patrzyłam za nim przez okno. Wróciłam do jego pokoju i jeszcze raz spojrzałam na zeszyt. Zamknęłam go delikatnie i schowałam do szuflady.
Czy można naprawić lata milczenia jednym gestem? Czy dziecko potrafi wybaczyć rodzicowi to, czego sama sobie nie potrafię wybaczyć? Może najważniejsze to nie przestawać próbować…
A wy? Czy też kiedyś odkryliście coś o sobie lub swoich bliskich za późno?