Dlaczego już nigdy nie chcę opiekować się moim wnukiem: Dzień, który zmienił wszystko

– Mamo, musisz dziś zostać z Antosiem. Ja naprawdę nie mam wyjścia – głos mojej córki, Magdy, drżał przez telefon. Słyszałam w nim zmęczenie, ale i nutę pretensji. – Szefowa już patrzy na mnie jak na zakałę, a Michał ma delegację. Proszę cię.

Zgodziłam się, choć serce miałam ciężkie. Od kilku miesięcy czułam się coraz bardziej zmęczona, a moje własne zdrowie zaczynało szwankować. Ale jak tu odmówić córce? Przecież zawsze byłam tą, na którą można liczyć. Tak przynajmniej myślała cała rodzina.

Przyjechałam do Magdy o ósmej rano. Antoś leżał w łóżku z gorączką, blady i marudny. – Babciu, boli mnie brzuszek – wyszeptał, tuląc się do mnie. Pogłaskałam go po głowie, czując narastający niepokój. Przypomniałam sobie, jak sama byłam młodą matką i jak bardzo brakowało mi wtedy wsparcia. Moja mama zawsze powtarzała: „Dzieci to twój obowiązek”.

Przez pierwsze godziny wszystko szło dobrze. Antoś drzemał, ja czytałam książkę w fotelu. Ale potem zaczęły się problemy – gorączka wzrosła, a on zaczął płakać i wymiotować. Próbowałam dodzwonić się do Magdy, ale nie odbierała. W panice zadzwoniłam do przychodni. – Proszę przyjechać z dzieckiem na izbę przyjęć – usłyszałam chłodny głos pielęgniarki.

Wzięłam wnuka na ręce i pobiegłam do samochodu. W drodze do szpitala Antoś przestał mówić, tylko cicho jęczał. Serce waliło mi jak młotem. W głowie kłębiły się myśli: „Co jeśli coś mu się stanie? Czy to moja wina? Czy powinnam była odmówić?”

W szpitalu czekaliśmy dwie godziny na lekarza. Antoś zasnął mi na kolanach, a ja czułam narastającą bezsilność i złość – na siebie, na Magdę, na cały świat. W końcu lekarz powiedział, że to wirus i trzeba po prostu przeczekać.

Gdy wróciłyśmy do domu, Magda już była. Wpadła do mieszkania z wyrzutem w oczach:
– Dlaczego nie odbierałaś telefonu? Przecież mówiłam, żebyś dzwoniła tylko w razie czego!
– Dzwoniłam! Antoś miał wysoką gorączkę! Byłam przerażona!
– Przesadzasz! Zawsze robisz z igły widły! – krzyknęła.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Łzy napłynęły mi do oczu.
– Może powinnaś sama zająć się swoim dzieckiem! – wyrwało mi się.

Zapadła cisza. Antoś patrzył na nas szeroko otwartymi oczami.

Magda odwróciła się na pięcie i zamknęła się w łazience. Siedziałam przy stole, drżąc ze złości i żalu. Przypomniały mi się wszystkie te lata, kiedy poświęcałam siebie dla rodziny – dla męża, dla dzieci, teraz dla wnuka. Nikt nigdy nie pytał mnie o zdanie. Nikt nie pytał, czy mam siłę.

Wieczorem Magda wyszła z łazienki z czerwonymi oczami.
– Przepraszam, mamo… Ja po prostu… Nie radzę sobie ostatnio.
– Ja też nie – odpowiedziałam cicho.

Usiadłyśmy obok siebie na kanapie. Przez chwilę milczałyśmy.
– Zawsze myślałam, że muszę być silna – powiedziałam w końcu. – Ale już nie potrafię.
– Nie wiedziałam… Myślałam, że chcesz pomagać.
– Chciałam… Ale teraz czuję się… wykorzystana.

Magda spojrzała na mnie ze smutkiem.
– Może powinniśmy porozmawiać o tym wszystkim…

Przez kolejne godziny rozmawiałyśmy o sprawach, których nigdy wcześniej nie wypowiedziałyśmy na głos: o moim zmęczeniu, o jej poczuciu winy jako matki pracującej, o tym, jak trudno jest prosić o pomoc i jak łatwo jest brać ją za pewnik.

Kiedy wracałam do domu późnym wieczorem, czułam się wyczerpana fizycznie i psychicznie. Wiedziałam jedno: już nigdy nie będę mogła być tą samą babcią co kiedyś. Muszę postawić granice – dla siebie i dla nich.

Czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla rodziny aż do bólu? Czy można być dobrą matką i babcią bez zapominania o sobie? Może czas nauczyć się mówić „nie” – zanim będzie za późno…