Gdy powietrze przytłacza – historia o rodzinnych tajemnicach, które rozrywają serce

Od razu wiedziałam, że coś się stało. Nie chodziło o ciszę w mieszkaniu, bo ta była mi znana od lat – raczej o jej jakość, o to, jak gęsto osiadła na meblach, jakby ktoś rozpylił mgłę, która nie pozwala oddychać. Stałam w kuchni, boso, z mokrymi włosami, kiedy zobaczyłam na stole kartkę. Nie kopertę – zwykłą pocztówkę z widokiem na Tatry. Pismo było znajome: proste, bez ozdobników. „Anka. Wybacz. Nie dałem rady. Nie szukaj mnie. — S.”

Nie dotknęłam tej kartki przez długie minuty. Może godzinę. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy to naprawdę się dzieje? Szymon wyszedł w nocy. Nie słyszałam kroków ani trzasku drzwi. Został jego szalik i parasol z drewnianą rączką. Nawet nie zabrał szczoteczki do zębów. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy naprawdę – nie o rachunkach czy zakupach, ale o nas. Może wtedy, gdy wracaliśmy z pogrzebu mojego ojca i Szymon powiedział: „Z tobą trudno oddychać.” Zbyłam to żartem. A on może już wtedy żegnał się ze mną.

Przez pierwsze dni chodziłam po mieszkaniu jak duch. Przeglądałam stare zdjęcia – z czasów, gdy jeszcze się śmialiśmy, gdy Szymon obejmował mnie w talii i mówił: „Jesteś moim domem.” Teraz czułam tylko zimno. Nawet nie płakałam – i to przerażało mnie najbardziej. Jakby uczucia wypaliły się do cna.

Wieczorem zadzwoniła moja matka. „Anka, co u was?” zapytała tonem, który znałam aż za dobrze – niby troskliwym, ale podszytym kontrolą. „Wszystko w porządku,” skłamałam bez wahania. „Szymon pracuje do późna.” Po rozmowie usiadłam w ciemności i słuchałam kapania wody z kranu. Każda kropla była jak odliczanie czasu.

Wiedziałam, że muszę zadzwonić do siostry. Marta zawsze była moim przeciwieństwem – energiczna, przebojowa, z trójką dzieci i mężem, który nosił ją na rękach. „Szymon odszedł,” powiedziałam bez wstępu, gdy tylko odebrała. Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Co ty mówisz? – zapytała w końcu szeptem.
– Zostawił kartkę. Nic więcej.
– Anka… przyjedź do nas na kilka dni.
– Nie mogę. Muszę… Muszę tu być.

Nie pojechałam do Marty. Zamiast tego poszłam na Dworzec Wschodni i patrzyłam na ludzi – tych, którzy odjeżdżali i wracali, którzy płakali i śmiali się jednocześnie. Wszyscy byli w ruchu, a ja stałam nieruchomo jak posąg.

Wróciłam do pustego mieszkania i zaczęłam sprzątać szafki kuchenne – jakby porządek na zewnątrz mógł uporządkować chaos we mnie. Znalazłam stary zeszyt z czasów liceum. Na pierwszej stronie napisałam: „Czego żałuję?” Lista była długa: że nie powiedziałam Szymonowi o tym, co naprawdę czuję; że pozwoliłam matce rządzić moim życiem; że nigdy nie miałam odwagi wyjechać za granicę; że nie próbowałam ratować naszego małżeństwa wcześniej.

Następnego dnia zadzwoniła teściowa.

– Aniu, czy Szymon jest u ciebie? Nie odbiera telefonu.
– Nie ma go tutaj – odpowiedziałam cicho.
– Pokłóciliście się?
– Nie… On po prostu… odszedł.

Po drugiej stronie usłyszałam ciężki oddech.

– Wiedziałam, że tak będzie – powiedziała nagle ostro. – Od początku mówiłam Szymonowi, że ty jesteś za słaba na życie z nim! Że nie dasz mu szczęścia!

Zatkało mnie.

– To nieprawda – wyszeptałam.
– A jednak go nie ma! – krzyknęła i rzuciła słuchawką.

Przez kolejne dni nie wychodziłam z domu. Próbowałam jeść, ale jedzenie miało smak popiołu. Próbowałam spać, ale każda noc była walką z myślami: co zrobiłam źle? Czy mogłam go zatrzymać?

W końcu przyszła Marta.

– Anka, tak nie można żyć! – powiedziała stanowczo już od progu. – Musisz coś zrobić! Idź do pracy! Spotkaj się z kimś! Przestań się nad sobą użalać!
– Łatwo ci mówić… Masz rodzinę, dzieci…
– Ty też miałaś! Ale pozwoliłaś mu odejść!

Poczułam wściekłość.

– Nie pozwoliłam! On sam wybrał!
– Bo mu na to pozwoliłaś! Nigdy nie walczyłaś o siebie!

Wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami. Zostałam sama z własną bezsilnością.

Kilka dni później zadzwonił ojciec Szymona.

– Aniu… Przepraszam za moją żonę. Ona zawsze była… trudna. Ale Szymon… On miał problemy dużo wcześniej niż myślisz.
– Jakie problemy?
– Depresja. Ukrywał to przed tobą?

Zamilkłam. Przypomniały mi się wieczory, gdy Szymon siedział godzinami w ciemności albo wychodził na długie spacery bez słowa.

– Czemu mi nie powiedział?
– Może nie chciał cię obciążać? Może sam nie wiedział jak…

Po tej rozmowie długo płakałam pierwszy raz od tygodni.

Zadzwoniła też matka:

– Anka… Może wrócisz do domu? Tu zawsze masz miejsce.
– Mamo… Ja już nie jestem dzieckiem.
– Ale zawsze będziesz moją córką! Chcę ci pomóc!
– Pomóc czy kontrolować?

Milczenie po drugiej stronie było odpowiedzią.

Zaczęły się plotki w rodzinie. Ciotka Jadzia zadzwoniła:

– Aniu, słyszałam, że Szymon cię zostawił! Co zrobiłaś?
– Nic…
– No widzisz! Kobieta musi walczyć o dom!

Odłożyłam słuchawkę bez słowa.

W pracy szefowa patrzyła na mnie podejrzliwie:

– Wszystko w porządku? Wyglądasz… inaczej.
– Jestem zmęczona.
– Jeśli potrzebujesz wolnego…
– Nie chcę wolnego! Chcę normalności!

Ale normalność już nie istniała.

Pewnej nocy obudził mnie dźwięk sms-a: „Przepraszam.” Numer był zastrzeżony. Czy to był Szymon? Czy ktoś robił sobie żarty? Całą noc przewracałam się z boku na bok próbując znaleźć odpowiedź.

W końcu postanowiłam napisać list – nie do Szymona, ale do siebie samej:

„Anka,
Musisz nauczyć się oddychać na nowo. Bez niego. Bez matki nad głową. Bez oczekiwań innych ludzi. To twoje życie i tylko ty możesz zdecydować, co dalej.”

Rano spakowałam torbę i pojechałam do Marty.

Przyjęła mnie bez słowa wyrzutu. Dzieci rzuciły mi się na szyję. Poczułam pierwszy raz od dawna ciepło.

Wieczorem usiadłyśmy razem przy herbacie.

– Wiesz co? – zaczęła Marta cicho – Ja też czasem mam ochotę uciec od tego wszystkiego. Ale zostaję dla nich…
– Ja już nie mam dla kogo zostawać…
– Masz siebie. I masz mnie.

Przytuliłyśmy się długo i mocno.

Dziś mija pół roku odkąd Szymon odszedł. Nadal boli – ale już inaczej. Czasem myślę o nim ciepło; czasem ze złością; czasem z żalem do siebie samej i całego świata. Ale uczę się oddychać na nowo.

Czy można wybaczyć sobie błędy przeszłości? Czy da się jeszcze kiedyś poczuć lekkość powietrza? A może każdy z nas musi nauczyć się żyć z własnym ciężarem?