„Jak mama zostawiła wszystko bratu – a ja zostałam z niczym. Moja historia rodzinnej zdrady”

– To nie jest twoje, Anka. Mama zapisała wszystko na mnie – powiedział Bartek, patrząc mi prosto w oczy, jakby chciał sprawdzić, czy się rozpadnę na kawałki.

Stałam w przedpokoju mojego domu, tego samego, w którym jeszcze niedawno mama piła ze mną kawę i opowiadała o dawnych czasach. Ściany wydawały się nagle obce, a Bartek – mój młodszy brat, z którym dzieliłam dzieciństwo – stał się kimś zupełnie innym. W jego głosie nie było czułości, tylko zimna pewność siebie.

– Co ty mówisz? – wyszeptałam, czując, jak serce wali mi w piersi. – Przecież mama zawsze mówiła, że dom jest mój. Sama mi go kupiła…

Bartek wzruszył ramionami. – Może mówiła. Ale testament jest jasny. Wszystko jest moje: twój dom, mój dom, działka w Bieszczadach i pieniądze na koncie.

Poczułam, jakby ktoś mnie uderzył. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Przypomniałam sobie rozmowy z mamą – jej zapewnienia, że zawsze będziemy traktowani sprawiedliwie. Przecież po śmierci taty byliśmy tylko we dwoje. Myślałam, że to nas zbliżyło.

– To niemożliwe – powiedziałam cicho. – Mama by mi tego nie zrobiła.

Bartek spojrzał na mnie z politowaniem. – Może nie chciała cię skrzywdzić. Może po prostu uznała, że ja bardziej potrzebuję. Wiesz, mam dzieci, kredyt… Ty jesteś sama.

Zacisnęłam pięści. To prawda – nie miałam rodziny, nie miałam dzieci. Ale czy to znaczyło, że nie zasługuję na nic? Czy bycie samotną kobietą w wieku trzydziestu sześciu lat czyniło mnie mniej ważną dla własnej matki?

Po pogrzebie wszystko działo się jak we śnie. Notariusz czytał testament, a ja słyszałam tylko szum w uszach. Bartek siedział wyprostowany i spokojny, jakby wiedział od dawna, co się wydarzy. Ja próbowałam zrozumieć: kiedy mama podjęła tę decyzję? Dlaczego nic mi nie powiedziała?

Wieczorami wracały do mnie wspomnienia. Mama zawsze była bliżej Bartka. Był jej oczkiem w głowie – młodszy, bardziej beztroski, wiecznie w tarapatach. Ja byłam tą odpowiedzialną: pomagałam w domu, opiekowałam się tatą podczas choroby, załatwiałam sprawy urzędowe po jego śmierci. Mama mówiła: „Anka, bez ciebie bym sobie nie poradziła”.

A jednak to Bartek dostał wszystko.

Przez kilka tygodni żyłam jak w zawieszeniu. Bałam się wracać do domu – bałam się, że Bartek któregoś dnia po prostu zmieni zamki albo przyjdzie z żoną i dziećmi obejrzeć „swój” nowy dom. Każdy telefon od niego wywoływał u mnie atak paniki.

W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do ciotki Zosi – siostry mamy. Zawsze była dla mnie jak druga matka.

– Ciociu… powiedz mi szczerze: czy mama naprawdę chciała mnie tak skrzywdzić? – zapytałam ze łzami w oczach.

Ciotka Zosia spojrzała na mnie smutno i pogładziła po ręce.

– Aniu… twoja mama bardzo cię kochała. Ale była też bardzo związana z Bartkiem. On potrafił ją przekonać do wszystkiego…

– Myślisz, że on ją namówił?

Ciotka zawahała się.

– Nie wiem. Ale wiem jedno: twoja mama była bardzo zmęczona ostatnimi latami. Bała się o Bartka – o jego pracę, o dzieciaki… Ty zawsze dawałaś sobie radę sama.

Poczułam gniew i żal jednocześnie. Czy to znaczyło, że bycie silną kobietą to przekleństwo? Że jeśli nie pokazuję słabości, to nikt nie pomyśli, że też potrzebuję wsparcia?

Zaczęły się telefony od Bartka:

– Anka, musimy ustalić termin wyprowadzki.
– Anka, rozumiem twoje emocje, ale to formalność.
– Anka… nie rób sceny.

Za każdym razem czułam się coraz mniejsza. W końcu wybuchłam:

– Bartek! Ty naprawdę chcesz mnie wyrzucić z domu?!

Usłyszałam tylko zimne:

– To nie ja, to testament mamy.

Przez kilka tygodni spałam u przyjaciółki. Nie miałam siły walczyć ani szukać prawnika – wiedziałam, że testament jest ważny i nie mam szans go podważyć. Czułam się zdradzona przez własną rodzinę.

W pracy zaczęli zauważać moją zmianę: byłam rozkojarzona, płakałam w łazience po spotkaniach. Szefowa zaprosiła mnie na rozmowę:

– Aniu… co się dzieje?

Nie potrafiłam odpowiedzieć bez łez.

W końcu postanowiłam napisać list do mamy. Wiem, że to głupie – przecież już jej nie ma – ale musiałam wyrzucić z siebie żal:

„Mamo,
Nie rozumiem twojej decyzji. Wiem, że kochałaś nas oboje… Ale dlaczego zostawiłaś mnie z niczym? Czy naprawdę myślałaś, że sobie poradzę? Czy bycie silną oznacza bycie samotną?”

List schowałam do szuflady.

Dziś mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Bartek sprzedał mój dom i kupił sobie nowy samochód. Nie rozmawiamy ze sobą od miesięcy.

Czasem budzę się w nocy i myślę: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była walczyć o uwagę mamy? Czy rodzina naprawdę znaczy tyle, ile myślałam?

A wy… czy kiedykolwiek poczuliście się zdradzeni przez najbliższych? Czy warto być silnym za wszelką cenę?