„Jeśli moja córka wróci do męża, może zapomnieć o powrocie do mnie” – historia matki, która musiała wybrać między lojalnością wobec córki a własnym sumieniem

– Mamo, nie patrz na mnie tak, jakbyś mnie nie znała – głos Kasi drżał, a jej oczy błyszczały łzami. Stała w progu mojego mieszkania, z walizką w jednej ręce i telefonem w drugiej. Za oknem szarzał listopadowy wieczór, a w moim sercu szalała burza.

– Kasiu, ja… ja po prostu nie rozumiem, jak mogłaś to zrobić – odpowiedziałam cicho, próbując opanować drżenie głosu. – Przecież on cię kochał. Byliście razem od liceum. Jak mogłaś go tak zdradzić?

Zamilkła. Widziałam, jak jej ramiona opadają bezradnie. Przez chwilę miałam ochotę ją przytulić, jak wtedy, gdy była małą dziewczynką i wracała ze szkoły z rozbitym kolanem. Ale teraz to nie była drobna rana – to była przepaść, która nagle pojawiła się między nami.

Kasia weszła do środka i usiadła na kanapie. Patrzyła w podłogę, bawiąc się nerwowo zamkiem od kurtki.

– Mamo, ja wiem, że to wszystko wygląda okropnie. Ale nie rozumiesz… Ja się dusiłam w tym małżeństwie. Michał był dobry, ale… ja już go nie kochałam. A Bartek… Bartek sprawił, że poczułam się znowu żywa.

Zacisnęłam pięści. Bartek – imię, które jeszcze kilka miesięcy temu nic dla mnie nie znaczyło, a teraz było jak cierń wbity w nasze życie. Wiedziałam o nim tylko tyle, ile wyczytałam z urwanych zdań i spojrzeń Kasi. Młodszy od niej o pięć lat, poznali się w pracy. Romans trwał kilka miesięcy, zanim Michał się dowiedział.

– Kasiu, czy ty wiesz, co zrobiłaś? Michał był dla ciebie wszystkim. Pomagał ci po śmierci taty, wspierał cię na studiach… A teraz zostawiłaś go dla jakiegoś chłopaka z pracy? – Moje słowa były ostre jak brzytwa. Czułam, że tracę nad sobą kontrolę.

Kasia podniosła głowę. W jej oczach zobaczyłam gniew i ból.

– Mamo! To moje życie! Ty zawsze myślisz tylko o tym, co ludzie powiedzą! A ja? Ja mam być nieszczęśliwa do końca życia tylko dlatego, że tak wypada?

Zamilkłam. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: ślub Kasi i Michała w kościele na Grochowie, ich pierwsze mieszkanie na Pradze, wspólne święta… Wszystko to nagle runęło.

Przez kolejne dni Kasia mieszkała u mnie. Unikałyśmy rozmów o Bartku i Michału. Gotowałam jej ulubioną pomidorową, próbowałam udawać, że wszystko jest normalnie. Ale czułam się jak aktorka w kiepskim spektaklu.

Pewnego wieczoru zadzwonił Michał. Odebrałam drżącą ręką.

– Pani Aniu… czy Kasia jest u pani? – jego głos był cichy i zmęczony.

– Jest – odpowiedziałam sucho.

– Proszę jej powiedzieć… że ją kocham. I że jeśli chce wrócić, to ja jej wybaczę.

Po rozmowie długo siedziałam w kuchni, patrząc na zdjęcie Kasi z dzieciństwa. Miała wtedy siedem lat i uśmiechała się szeroko do obiektywu. Zawsze była uparta i niezależna – po ojcu.

Następnego dnia postanowiłam z nią porozmawiać.

– Kasiu – zaczęłam ostrożnie – Michał dzwonił. Powiedział, że ci wybaczy.

Kasia spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– On naprawdę nic nie rozumie… Ja już nie chcę do niego wracać! Mamo, ja kocham Bartka!

Wtedy coś we mnie pękło.

– Jeśli wrócisz do niego… jeśli wrócisz do Bartka po tym wszystkim… możesz zapomnieć o powrocie do mnie! – krzyknęłam. Słowa same wypłynęły z moich ust. Były jak wyrok.

Kasia wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami. Zostałam sama w ciszy przerywanej tylko tykaniem zegara.

Przez kolejne dni unikałyśmy siebie nawzajem. Kasia zamykała się w swoim pokoju, wychodziła tylko po to, by zrobić sobie herbatę albo zadzwonić do Bartka. Ja chodziłam do pracy jak automat – w szkole dzieciaki pytały mnie o zadania domowe, a ja myślami byłam gdzie indziej.

W weekend przyjechała moja siostra Basia.

– Anka, co ty wyprawiasz? To twoja córka! Nie możesz jej wyrzucać z domu!

– Basia, ona zdradziła swojego męża! Jak mam patrzeć Michałowi w oczy? Przecież on był dla nas jak syn!

Basia pokręciła głową.

– To nie twoje życie. Pozwól Kasi popełniać własne błędy.

Ale ja nie umiałam odpuścić. Czułam się zdradzona przez własne dziecko.

Kilka dni później Kasia spakowała walizkę.

– Wyprowadzam się do Bartka – powiedziała cicho. – Nie chcę cię ranić bardziej niż już to zrobiłam.

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko, jak zamyka za sobą drzwi.

Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Przez pierwsze tygodnie płakałam nocami. Tęskniłam za Kasią, ale nie potrafiłam jej wybaczyć. Michał dzwonił czasem z pytaniem o nią – zawsze odpowiadałam wymijająco.

Minęły miesiące. Kasia przestała się odzywać. Widziałam ją czasem przypadkiem na ulicy – wyglądała na szczęśliwą z Bartkiem u boku. Ale we mnie coś umarło.

Dziś siedzę przy kuchennym stole i patrzę na stare zdjęcia rodzinne. Zastanawiam się: czy można kochać dziecko i jednocześnie nie akceptować jego czynów? Czy bycie matką oznacza bezwarunkową akceptację wszystkiego?

Może powinnam była ją przytulić zamiast osądzać? Może lojalność wobec dziecka powinna być silniejsza niż własne sumienie?

Czy wy potrafilibyście wybaczyć własnemu dziecku taką zdradę? Czy matka ma prawo stawiać ultimatum?