Kwiaty, które zwiędły za wcześnie: Historia o rodzinie, zdradzie i przebaczeniu
Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi i krzyku mojej matki, który rozdarł ciszę niedzielnego popołudnia. Siedziałam wtedy na podłodze w swoim pokoju, układając bukiet z polnych kwiatów, które przyniósł mi rano mój młodszy brat, Michał. „Natalia! Zejdź natychmiast!” – głos mamy był ostry jak brzytwa. Zbiegłam po schodach, czując narastający niepokój. W salonie stała mama, trzymając w rękach kopertę. Jej dłonie drżały, a oczy były czerwone od płaczu.
– Co się stało? – zapytałam cicho.
– Twój ojciec… – zaczęła, ale głos jej się załamał. – On nas zdradził. Ma drugą rodzinę. I dziecko. W Warszawie.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Ojciec? Ten sam, który zawsze powtarzał, że rodzina jest najważniejsza? Ten, który zabierał mnie na rowerowe wycieczki po mazowieckich lasach i uczył wiązać sznurówki? Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.
– To niemożliwe – wyszeptałam.
Mama rzuciła kopertę na stół. Ze środka wysunęły się zdjęcia: tata z obcą kobietą i małą dziewczynką na placu zabaw. Uśmiechnięty, szczęśliwy. Inny niż w domu.
Michał wbiegł do pokoju, spojrzał na nas i zamarł. – Co się dzieje?
– Twój ojciec nas zostawił – powiedziała mama przez zaciśnięte zęby. – Zostawił dla nich.
Tego wieczoru tata nie wrócił do domu. Próbowałam do niego dzwonić, pisać SMS-y, ale nie odpowiadał. Michał zamknął się w swoim pokoju i płakał tak głośno, że słychać go było przez ścianę. Mama chodziła po domu jak cień, raz po raz wybuchając płaczem lub złością.
Następnego dnia w szkole wszyscy już wiedzieli. Małe miasteczko pod Warszawą żyje plotką szybciej niż internetem. Koleżanki patrzyły na mnie ze współczuciem albo ciekawością, a nauczycielka matematyki zaprosiła mnie po lekcji na rozmowę.
– Jeśli będziesz potrzebować pomocy… – zaczęła delikatnie.
– Poradzę sobie – przerwałam jej ostro. Nie chciałam litości.
Wieczorem tata zadzwonił. Odebrałam drżącymi rękami.
– Natalka… Przepraszam. Musiałem odejść. To skomplikowane.
– Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? – wybuchłam. – Jak mogłeś nam to zrobić?
– Wiem, że to trudne… Ale kocham was. I ją też kocham. Chciałem być dobrym ojcem dla was obojga.
Rzuciłam telefon na łóżko i rozpłakałam się jak dziecko.
Przez kolejne tygodnie życie zamieniło się w piekło. Mama przestała gotować obiady, chodziła do pracy jak automat i coraz częściej zaglądała do kieliszka. Michał zaczął wagarować i wdawać się w bójki. Ja próbowałam być silna dla nich obojga, ale nocami nie mogłam spać, przewracając się z boku na bok i myśląc o tej drugiej dziewczynce – mojej siostrze?
Pewnego dnia mama wróciła wcześniej z pracy i zastała mnie przy stole z książkami.
– Pomóż mi z rachunkami – rzuciła oschle.
– Mamo, może powinnaś porozmawiać z tatą? Dla Michała… dla mnie…
– Nie mów mi, co mam robić! – krzyknęła nagle. – To przez niego wszystko się rozpadło! Przez niego i przez ciebie! Zawsze byłaś jego ulubienicą!
Zatkało mnie. Nigdy nie słyszałam w jej głosie tyle jadu.
– To nieprawda… – wyszeptałam.
– Idź do siebie! Nie chcę cię widzieć!
Zamknęłam się w pokoju i długo patrzyłam na zwiędły bukiet polnych kwiatów od Michała. Wszystko we mnie krzyczało: „To nie moja wina!” Ale czy na pewno?
Mijały miesiące. Ojciec próbował się kontaktować, zapraszał nas do siebie do Warszawy, proponował spotkania w parku albo wspólne wyjazdy nad Zalew Zegrzyński. Mama zawsze odmawiała, a Michał nawet nie chciał słyszeć o ojcu.
W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam sama do Warszawy. Stałam pod blokiem ojca z bijącym sercem. Otworzyła mi kobieta z fotografii – piękna, zadbana brunetka o łagodnych oczach.
– Ty musisz być Natalia – powiedziała cicho. – Wejdź, proszę.
W środku bawiła się mała dziewczynka, może pięcioletnia. Spojrzała na mnie z ciekawością.
– To jest twoja siostra, Lena – powiedział ojciec, wychodząc z kuchni.
Usiedliśmy razem przy stole. Ojciec próbował tłumaczyć swoje decyzje: że był nieszczęśliwy, że mama go odtrącała po śmierci babci, że znalazł kogoś, kto go rozumie… Słuchałam tego wszystkiego jak przez mgłę.
– A my? My cię nie rozumieliśmy? – zapytałam cicho.
Ojciec spuścił wzrok.
Wróciłam do domu późnym wieczorem. Mama czekała na mnie w kuchni.
– Gdzie byłaś?
– U taty.
– Zdradziłaś mnie! – wrzasnęła nagle i uderzyła pięścią w stół tak mocno, że aż podskoczyły szklanki.
– Chciałam tylko zrozumieć… – zaczęłam płakać.
Michał wybiegł ze swojego pokoju i stanął między nami.
– Przestańcie! Mam już dość tych waszych kłótni! Tata odszedł i już nie wróci! Może lepiej byłoby, gdybyśmy wszyscy przestali udawać rodzinę!
Po tych słowach zapadła cisza cięższa niż kiedykolwiek wcześniej.
Przez kolejne lata żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie pod jednym dachem. Mama zamknęła się w sobie całkowicie, Michał coraz częściej znikał na całe noce, a ja rzuciłam się w wir nauki i pracy społecznej – tylko tam czułam się potrzebna i doceniana.
Dopiero kiedy zachorowała babcia ze strony mamy i musieliśmy razem jeździć do szpitala w Warszawie, coś zaczęło się zmieniać. Wspólna troska o babcię sprawiła, że zaczęliśmy ze sobą rozmawiać – najpierw o rzeczach błahych: pogodzie, zakupach, potem o przeszłości.
Pewnego wieczoru mama usiadła przy moim łóżku i powiedziała:
– Przepraszam cię za wszystko. Było mi ciężko… Ale wiem, że ty też cierpiałaś.
Objęłyśmy się pierwszy raz od lat i obie płakałyśmy długo w milczeniu.
Dziś mam 27 lat i własne życie w Warszawie. Z ojcem widuję się rzadko – relacja jest chłodna, ale już bez nienawiści. Michał wyjechał do Anglii za pracą i rzadko dzwoni. Mama powoli odzyskuje radość życia; czasem nawet razem chodzimy na spacery po łąkach pod naszym miasteczkiem i zbieramy polne kwiaty dla babci na grób.
Czasem patrzę na siebie w lustrze i pytam: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy czas leczy wszystkie rany? A może są takie blizny, które zostają już na zawsze?