Mamo, jeśli nie zaakceptujesz mojego wyboru, zniknę na zawsze. Historia o miłości, buncie i rodzinnych ranach
— Mamo, jeśli nie zaakceptujesz mojego wyboru, zniknę na zawsze. — Wypowiedziałam te słowa z drżącym głosem, stojąc w kuchni, gdzie jeszcze przed chwilą pachniało zupą ogórkową i świeżym koperkiem. Moja matka, Barbara, odwróciła się od zlewu i spojrzała na mnie tak, jakby pierwszy raz widziała własną córkę.
— Co ty wygadujesz, Martyna? — Jej głos był cichy, ale w oczach pojawił się lęk. — Przecież to tylko chłopak. Przejdzie ci. Zawsze przechodziło.
— To nie jest tylko chłopak. — Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. — Kocham go. I nie zamierzam go zostawić tylko dlatego, że nie jest taki jak sobie wymarzyłaś.
Barbara westchnęła ciężko i usiadła przy stole. W kuchni zapadła cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara i szum samochodów za oknem bloku na warszawskim Bródnie. Mój młodszy brat, Michał, przysłuchiwał się rozmowie zza drzwi swojego pokoju. Wiedziałam, że potem zadzwoni do ojca i wszystko mu opowie.
— Martyna… — zaczęła matka, ale przerwałam jej gwałtownie:
— Nie chcę słuchać kolejnych argumentów o tym, że on nie ma wyższego wykształcenia, że jego matka sprząta w szkole, a ojciec pije! Nie obchodzi mnie to! — Głos mi się załamał.
— A mnie obchodzi! — Barbara podniosła głos. — Chcę dla ciebie lepszego życia! Chcesz skończyć jak ja? Z mężem, który całe życie uciekał w pracę albo do kolegów? Chcesz się martwić o każdy grosz?
— Może chcę być po prostu szczęśliwa! — krzyknęłam. — A nie spełniać twoje niespełnione marzenia!
Wybiegłam z kuchni i zatrzasnęłam za sobą drzwi do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Telefon zadzwonił po kilku minutach — to był Kamil.
— I co? Powiedziałaś jej? — zapytał cicho.
— Tak… — szepnęłam. — Jest wściekła. Chyba nigdy mnie nie zrozumie.
— Może potrzebuje czasu…
— Ona nigdy nie zaakceptuje nikogo spoza swojego świata. Nawet tata był dla niej za mało ambitny…
Kamil milczał przez chwilę. Wiedziałam, że on też się boi. Jego rodzina była inna — biedniejsza, ale pełna ciepła. U nich w domu zawsze było głośno od śmiechu i kłótni o drobiazgi. U nas panowała cisza i napięcie.
Przez kolejne dni matka traktowała mnie jak powietrze. W domu było zimno nawet wtedy, gdy kaloryfery grzały na maksa. Michał chodził naburmuszony i rzucał mi pogardliwe spojrzenia.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę rodziców przez cienką ścianę:
— Basia, daj jej spokój. To jej życie…
— A potem będzie płakać! Jak ja! — Barbara szlochała cicho.
— Ty płaczesz nie przez mnie, tylko przez siebie…
Zamarłam. Nigdy nie słyszałam ojca takiego stanowczego.
Następnego dnia matka zaczęła mnie ignorować jeszcze bardziej. Nie zostawiała mi śniadania na stole, nie pytała czy wrócę na noc. Czułam się jak intruz we własnym domu.
W końcu spakowałam plecak i pojechałam do Kamila na Pragę. Jego mama przyjęła mnie jak swoją córkę.
— Martynka, chcesz herbaty? Z malinami? — zapytała serdecznie.
— Tak… Dziękuję…
Kamil objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
— U nas zawsze możesz zostać — powiedział cicho.
Przez kilka tygodni mieszkałam u Kamila. Pracowałam dorywczo w kawiarni na Grochowie, żeby nie być ciężarem dla jego rodziny. Wieczorami rozmawialiśmy o przyszłości.
— Może wyjedziemy do Gdańska? Tam łatwiej o pracę…
— Nie chcę uciekać… Chcę żyć normalnie tutaj…
W końcu matka zadzwoniła.
— Martyna… wróć do domu. Proszę…
Wróciłam z duszą na ramieniu. W kuchni siedziała Barbara z czerwonymi oczami.
— Przepraszam… — wyszeptała. — Boję się o ciebie. Ale jeśli go kochasz… spróbujcie. Tylko błagam… nie rób moich błędów.
Objęłyśmy się i obie płakałyśmy długo.
Nie było łatwo. Michał przestał się do mnie odzywać na kilka miesięcy. Ojciec próbował łagodzić konflikty żartami, ale atmosfera była napięta.
Kamil i ja wynajęliśmy kawalerkę na Targówku. Było ciężko — praca w sklepie spożywczym za najniższą krajową, studia zaoczne i wieczne liczenie pieniędzy do pierwszego.
Pewnego dnia matka przyszła niezapowiedziana.
— Masz tu słoiki z zupą i pierogi…
Usiadła na krześle i rozejrzała się po naszym skromnym mieszkaniu.
— Nie tak to sobie wyobrażałam dla ciebie…
— Ale ja jestem szczęśliwa — powiedziałam spokojnie.
Popatrzyła na mnie długo i pierwszy raz od lat się uśmiechnęła:
— Wiesz co? Chyba jednak lepiej być szczęśliwą niż idealną…
Z czasem relacje zaczęły się poprawiać. Michał przyszedł kiedyś po radę w sprawie dziewczyny — wtedy wiedziałam, że mi wybaczył.
Kamil dostał pracę jako kierowca w firmie kurierskiej, ja skończyłam studia pedagogiczne i zaczęłam pracować w przedszkolu.
Po dwóch latach pobraliśmy się w małym kościele na Grochowie. Matka płakała ze wzruszenia i pierwszy raz przytuliła Kamila jak syna.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba postawić wszystko na jedną kartę i zawalczyć o siebie — nawet jeśli oznacza to rozczarowanie najbliższych. Bo czy można naprawdę kochać innych, jeśli nie pozwolimy sobie być sobą?
Czy wy też musieliście kiedyś wybierać między własnym szczęściem a oczekiwaniami rodziny? Jak poradziliście sobie z bólem rozczarowania bliskich?