Mamo, jesteś potworem! Tacy jak ty nie powinni mieć dzieci! – Historia Agaty z Bydgoszczy
– Mamo, jesteś potworem! Tacy jak ty nie powinni mieć dzieci! – te słowa wykrzyczała mi w twarz moja własna córka, Zuzanna, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby w naszym starym mieszkaniu na bydgoskim Szwederowie. Stałam w kuchni z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, z której wyławiałam ziemniaki na obiad. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Czułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.
Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Zuzanna miała szesnaście lat i od miesięcy patrzyła na mnie z pogardą. Ale nigdy nie sądziłam, że usłyszę coś takiego. Przez głowę przelatywały mi obrazy: jej pierwsze kroki, gorączkowe noce przy łóżeczku, jej śmiech w parku na Wzgórzu Dąbrowskiego. Jak to się stało, że teraz jestem dla niej potworem?
Mój mąż, Andrzej, wrócił z pracy późno. Znowu śmierdział piwem i papierosami. – Co się stało? – burknął, widząc mnie zapłakaną przy stole. – Znowu ta twoja histeria? – dodał, zanim zdążyłam odpowiedzieć.
– Zuzka… powiedziała mi rzeczy, których nie powinna mówić własnej matce – wyszeptałam.
– A co się dziwisz? Sama ją tak wychowałaś. Zawsze byłaś za miękka. Ja bym jej dał nauczkę! – rzucił Andrzej i poszedł do łazienki. Słyszałam trzask puszki i szum prysznica.
Zuzanna nie wróciła na noc. Zadzwoniłam do jej przyjaciółki, do matki tej dziewczyny, do wszystkich znajomych. Nikt nic nie wiedział. Policja powiedziała, że muszę czekać 24 godziny. Nie spałam całą noc. Andrzej chrapał w drugim pokoju.
Rano znalazłam ją na klatce schodowej, skuloną pod drzwiami sąsiadów. Była cała zapuchnięta od płaczu.
– Zuzka… wracaj do domu – poprosiłam cicho.
– Nie mam domu! – syknęła. – Ty i ojciec tylko się kłócicie! On mnie nienawidzi! Ty tylko sprzątasz i płaczesz!
Chciałam ją przytulić, ale odsunęła się gwałtownie.
– Nie dotykaj mnie!
Wróciłyśmy razem do mieszkania. Andrzej już wyszedł do pracy. Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy stole.
– Czego ode mnie oczekujesz? – zapytałam drżącym głosem.
– Żebyś była normalna! Żebyś przestała się bać ojca! Żebyś przestała być taka słaba!
Zatkało mnie. Przecież całe życie walczyłam o nią i dla niej. Odkąd Andrzej stracił pracę w stoczni i zaczął pić, wszystko było na mojej głowie: rachunki, szkoła, obiady, pranie, rozmowy z nauczycielami, jego awantury… Zuzanna była moim światłem w tunelu. Ale ona widziała tylko moje łzy i strach.
– Myślisz, że to takie proste? – zapytałam cicho.
– Tak! Inne matki potrafią! U Magdy w domu jest normalnie! Jej mama nie pozwala się bić!
Zacisnęłam pięści pod stołem.
– Twój ojciec nigdy cię nie uderzył – powiedziałam przez zęby.
– Ale ciebie tak! I ja to widzę!
Nie miałam już siły tłumaczyć jej świata dorosłych. Próbowałam rozmawiać z Andrzejem. Prosiłam go o terapię, o rozmowę z psychologiem. Śmiał się ze mnie.
– Ty i twoje wymysły! Psycholog? Co ja jestem, wariat?
Zuzanna zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Przestała jeść obiady ze mną przy stole. Przychodziła późno do domu. Zaczęły się plotki na osiedlu: „Córka tej Agaty to już chyba ćpa”, „Widziałam ją z jakimiś chłopakami spod monopolowego”.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wychowawczyni:
– Pani Agato, musimy porozmawiać o Zuzannie. Ma coraz gorsze oceny i nie chodzi na lekcje WF-u. Czy coś się dzieje w domu?
Zawstydziłam się tak bardzo, że przez chwilę nie mogłam wydusić słowa.
– Mamy trudny czas… Mąż stracił pracę… Ja dużo pracuję…
– Może warto poszukać pomocy? Są fundacje dla rodzin w kryzysie…
Po tej rozmowie długo siedziałam na ławce pod blokiem. Przysiadła się do mnie sąsiadka, pani Halina.
– Agatko, co się dzieje? Wyglądasz jak cień człowieka.
Opowiedziałam jej wszystko: o Andrzeju, o Zuzannie, o tym, że czuję się jak więzień we własnym domu.
– Wiesz co? Mój brat miał podobnie. Jego żona uciekła z dziećmi do schroniska dla kobiet. Tam jej pomogli. Może ty też powinnaś spróbować?
Wróciłam do mieszkania z bijącym sercem. Przez kilka dni chodziłam jak na szpilkach. W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Andrzejowi:
– Chcę odejść. Zabieram Zuzannę.
Roześmiał się głośno.
– Ty? Gdzie pójdziesz? Do mamusi? Do schroniska dla wariatów?
Nie odpowiedziałam mu nic. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do dwóch reklamówek i czekałam na Zuzannę pod szkołą.
– Mamo… co robisz?
– Wyjeżdżamy na jakiś czas. Musimy odpocząć od taty.
Nie protestowała. Pojechałyśmy do schroniska prowadzonego przez siostry zakonne na obrzeżach Bydgoszczy. Tam po raz pierwszy od lat spałam spokojnie całą noc.
Zuzanna długo nie chciała ze mną rozmawiać. Była zamknięta w sobie, rozgoryczona, pełna żalu.
Pewnego wieczoru usiadła na moim łóżku.
– Mamo… przepraszam za tamte słowa.
Popłakałyśmy się obie.
– Ja też przepraszam – wyszeptałam – za to, że byłam słaba. Za to, że pozwoliłam ojcu rządzić naszym życiem.
Zaczęłyśmy powoli odbudowywać naszą relację. Chodziłyśmy razem na terapię rodzinną. Ja znalazłam pracę jako pomoc kuchenna w pobliskim barze mlecznym. Zuzanna zaczęła lepiej się uczyć.
Andrzej próbował nas szantażować: dzwonił po nocach, groził mi przez telefon.
– Wrócisz tu natychmiast albo zrobię ci piekło!
Nie wróciłyśmy.
Po kilku miesiącach dostałyśmy mieszkanie socjalne na Bartodziejach. Było małe i zaniedbane, ale nasze własne.
Zuzanna zaczęła grać w teatrze szkolnym. Ja zapisałam się na kurs księgowości dla samotnych matek.
Czasem budzę się w środku nocy i pytam sama siebie: czy naprawdę byłam potworem? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy moje dziecko kiedyś mi wybaczy?
A może każda matka nosi w sobie cień winy i żalu? Co myślicie – czy można naprawić relację po takich słowach? Czy wybaczenie jest możliwe?