Między pokoleniami: sweter, który rozdarł rodzinę
Już w progu usłyszałam trzask drzwi. – Nie będę tego nosić! – wrzasnęła moja córka, Zuzanna, rzucając na podłogę nowy sweter. Mama stała w korytarzu z zaciśniętymi ustami, a jej policzki płonęły złością. – Widzisz, jak ją wychowałaś? – syknęła do mnie, nie patrząc mi w oczy. – Kiedyś dzieci były wdzięczne za wszystko.
Poczułam znajome ukłucie w żołądku. To nie był pierwszy raz. Od miesięcy, a może nawet lat, nasz dom zamieniał się w pole bitwy za każdym razem, gdy mama przynosiła Zuzannie ubrania. Swetry, bluzki, spódnice – zawsze w stylu, który zatrzymał się gdzieś w latach dziewięćdziesiątych. Zuzanna miała już piętnaście lat i własny gust: szerokie spodnie, bluzy z nadrukami, czasem coś z lumpeksu, czasem coś z sieciówki. Ale mama nie chciała tego widzieć.
– Zuzia, babcia się starała – zaczęłam cicho, próbując załagodzić sytuację.
– Nie obchodzi mnie to! – Zuzanna otarła łzy rękawem bluzy. – Ona nigdy nie pyta, co mi się podoba. Po prostu kupuje i każe nosić.
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem. – Ty jej pozwalasz na wszystko. Za moich czasów…
– Mamo, proszę…
– Nie! – przerwała mi ostro. – Za moich czasów dzieci nie miały wyboru. Chodziły w tym, co było. I nikt nie płakał!
Wiedziałam, że ta rozmowa donikąd nie prowadzi. Sama pamiętam swoje dzieciństwo w małym bloku na warszawskim Bródnie. Mama szyła mi ubrania z resztek materiałów przyniesionych przez sąsiadki. Swetry były zawsze za duże – „żeby starczyły na dłużej”. Sukienki w kratkę drapały skórę, a buty dostawałam po kuzynkach. Marzyłam o dżinsach z bazaru i kolorowych trampkach, ale mama powtarzała: „To fanaberie. Liczy się praktyczność”.
Kiedy miałam szesnaście lat i dostałam pierwszą wypłatę za roznoszenie ulotek, kupiłam sobie wymarzone spodnie. Mama była wściekła.
– Wydałaś tyle pieniędzy na głupoty? Przecież masz spodnie po cioci Krysi!
Wtedy obiecałam sobie: jeśli kiedyś będę miała dziecko, pozwolę mu być sobą.
Ale życie lubi płatać figle. Kiedy urodziła się Zuzanna, mama była zachwycona rolą babci. Przynosiła ubranka po znajomych, czasem coś nowego z targu na Kole. Gdy Zuzia była mała, nie miało to znaczenia – body to body. Ale im starsza była moja córka, tym bardziej widziałam w niej siebie sprzed lat: upartą, wrażliwą i pragnącą decydować o sobie.
Konflikt narastał powoli. Najpierw były drobne spięcia:
– Dlaczego Zuzia nie założyła tej sukienki na święta?
– Bo jej nie lubi.
– To powinna być wdzięczna! Ja się starałam!
Potem przyszły większe awantury. Mama coraz częściej mówiła o „braku szacunku” i „rozpieszczaniu dziecka”. Zuzanna zamykała się w pokoju i płakała.
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. Usłyszałam podniesione głosy z pokoju córki.
– Za moich czasów dzieci nie pyszczyły! – krzyczała mama.
– A za moich czasów dzieci mają prawo wybierać! – odparowała Zuzanna.
Weszłam do środka i zobaczyłam je naprzeciwko siebie: dwie kobiety z różnych światów, obie uparte do granic możliwości.
– Dość! – powiedziałam stanowczo. – Mamo, proszę cię…
– Ty zawsze stajesz po jej stronie! – mama była bliska łez.
– Bo ona jest moją córką i chcę ją wspierać.
Mama wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami.
Wieczorem zadzwonił mój brat, Paweł.
– Co tam się u was dzieje? Mama płakała przez telefon.
Opowiedziałam mu wszystko. Westchnął ciężko:
– Wiesz jaka ona jest… Nigdy nie umiała okazywać uczuć inaczej niż przez rzeczy.
Zamilkłam. Wiedziałam o tym aż za dobrze. Mama nigdy mnie nie przytulała ani nie mówiła „kocham cię”. Jej miłość wyrażała się przez gotowanie ulubionych pierogów albo cerowanie dziurawych rajstop.
Następnego dnia poszłam do mamy z ciastem drożdżowym – jej ulubionym.
– Mamo…
– Nie chcę rozmawiać – powiedziała chłodno.
Usiadłam naprzeciwko niej i milczałam przez chwilę.
– Wiem, że chcesz dobrze. Ale Zuzia też chce być sobą.
– Ona mnie nienawidzi.
– Nieprawda. Po prostu chce decydować o sobie.
Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach:
– Ja tylko chciałam jej pomóc…
Przytuliłam ją po raz pierwszy od lat.
Przez kilka tygodni panował względny spokój. Ale konflikt wrócił przy okazji urodzin Zuzi. Mama przyniosła wielką torbę z ubraniami: sweter w renifery, spódnicę do kolan i rajstopy w grochy.
Zuzanna spojrzała na prezenty i wybuchła płaczem:
– Babciu, ja tego nie założę! Proszę cię…
Mama poczerwieniała ze złości:
– Jesteś niewdzięczna!
Zuzanna wybiegła do swojego pokoju trzaskając drzwiami.
Zostałyśmy same w salonie.
– Mamo…
– Nie rozumiem waszego pokolenia! Wszystko wam nie pasuje!
– Może po prostu spróbuj ją zapytać, co lubi?
Mama milczała długo.
Kilka dni później Zuzanna przyszła do mnie wieczorem.
– Mamo… Czy babcia zawsze taka była?
Usiadłyśmy razem na łóżku.
– Tak. Ale ona naprawdę cię kocha. Tylko nie umie inaczej tego pokazać.
Zuzanna westchnęła:
– Chciałabym, żeby mnie zapytała, co mi się podoba…
Postanowiłam spróbować jeszcze raz pogodzić je ze sobą. Zaprosiłam mamę na wspólne zakupy do galerii handlowej.
Na początku była spięta i niechętna:
– Po co mam tam iść? Tam są same drogie rzeczy!
Ale przekonałam ją:
– Chodź, zobaczysz co teraz noszą dziewczyny.
W sklepie Zuzanna sama wybierała ubrania i pokazywała je babci:
– Babciu, a to ci się podoba?
Mama kręciła nosem na krótkie topy i szerokie spodnie, ale widziałam jak mięknie widząc radość wnuczki.
W końcu sama wybrała dla niej prostą bluzkę:
– Może ta?
Zuzanna uśmiechnęła się szeroko:
– Super! Dzięki babciu!
Mama wyglądała na zaskoczoną i wzruszoną jednocześnie.
Po powrocie do domu usiadłyśmy razem przy stole z herbatą.
Mama spojrzała na mnie cicho:
– Może rzeczywiście czasem trzeba posłuchać młodych…
Zuzanna przytuliła ją mocno:
– Kocham cię babciu!
Nie wszystko zmieniło się od razu. Czasem mama jeszcze przynosi coś „praktycznego”, a Zuzanna przewraca oczami. Ale nauczyłyśmy się rozmawiać i słuchać siebie nawzajem.
Czasem patrzę na nie obie i myślę: ile rodzinnych konfliktów bierze się z braku rozmowy? Czy naprawdę tak trudno jest zaakceptować inność drugiego człowieka – nawet jeśli to własna matka czy córka? Może właśnie na tym polega prawdziwa miłość: dać drugiemu wolność wyboru i być przy nim niezależnie od wszystkiego…
A Wy? Jak radzicie sobie z różnicami pokoleniowymi w swoich rodzinach? Czy potraficie zaakceptować wybory swoich bliskich?