Mieszkam z tobą z jednego kluczowego powodu: jesteś moim dzieckiem!
– Mieszkam z tobą z jednego kluczowego powodu: jesteś moim dzieckiem! – krzyknęła matka, stojąc w progu mojego mieszkania na warszawskim Bródnie, z walizką w ręku i oczami pełnymi łez. Była noc, a ja właśnie próbowałam uśpić moją córkę, Zosię. Mój mąż, Michał, spojrzał na mnie pytająco zza drzwi kuchni. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.
Nie widziałam matki od dziesięciu lat. Ostatni raz rozmawiałyśmy, kiedy miałam osiemnaście lat i wyprowadzałam się do akademika na Ochocie. Wtedy powiedziała mi, że nie ma już dla mnie miejsca w jej życiu – wybrała nowego partnera, pana Stefana, który nie znosił dzieci. Zostawiła mnie samą z ojcem, który pił coraz więcej i coraz częściej znikał na całe noce. Przez dwa lata żyłam w ciągłym strachu, aż w końcu uciekłam do ciotki na Mokotów. Tam zaczęłam nowe życie, ale blizny zostały.
Teraz stała przede mną – starsza, zmęczona, zniszczona przez życie. – Proszę cię, Marto… Nie mam dokąd pójść. Stefan mnie wyrzucił, zabrał wszystko. Nawet psa. – Jej głos załamał się na ostatnim słowie.
– Mamo… – zaczęłam cicho, ale Michał wszedł do przedpokoju i przerwał mi:
– Może napijesz się herbaty? – zaproponował, próbując rozładować napięcie.
Matka skinęła głową i usiadła na starym fotelu po babci. Przez chwilę patrzyłam na nią i widziałam kobietę, która kiedyś była dla mnie całym światem. Przypomniały mi się jej dłonie – ciepłe, pachnące kremem Nivea, kiedy głaskała mnie po głowie przed snem. Ale potem przyszły inne wspomnienia: krzyki, trzaskanie drzwiami, samotne wieczory przy zimnej zupie.
– Dlaczego teraz? – zapytałam w końcu. – Przez tyle lat nie miałaś dla mnie czasu.
– Bo nie miałam wyboru! – wybuchła nagle. – Myślisz, że to było łatwe? Stefan obiecał mi nowe życie… A potem wszystko się posypało. Nie mam nikogo oprócz ciebie.
Zosia zaczęła płakać w pokoju obok. Michał poszedł ją uspokoić, a ja zostałam sama z matką. Przez chwilę milczałyśmy.
– Chcesz tu zostać na noc? – zapytałam chłodno.
– Nie chcę być ciężarem… Ale nie mam gdzie spać. – Jej głos był ledwo słyszalny.
Przyniosłam jej koc i poduszkę. Całą noc nie mogłam zasnąć. Wspomnienia wracały falami: jak czekałam na nią pod szkołą podstawową nr 84 przy ul. Radzymińskiej i nigdy nie przyszła; jak płakałam w łazience, gdy ojciec wracał pijany i krzyczał na cały blok; jak marzyłam o normalnej rodzinie.
Rano Michał zaproponował:
– Może zostanie u nas kilka dni? Przecież nie wyrzucimy jej na ulicę.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością i smutkiem jednocześnie. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe.
Matka została. Przez pierwsze dni była cicha, prawie niewidzialna. Pomagała w kuchni, sprzątała po sobie, próbowała zaprzyjaźnić się z Zosią. Ale dziecko było nieufne – wyczuwało napięcie w powietrzu.
Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem przy stole. Matka zaczęła opowiadać o swoim życiu ze Stefanem: o przemocy, o samotności, o tym, jak bardzo żałuje swoich wyborów.
– Wiesz… czasem człowiek robi głupoty z miłości albo ze strachu przed samotnością – powiedziała cicho.
– A ja przez twoje decyzje byłam sama przez pół życia! – wybuchłam nagle. – Wiesz, ile razy chciałam do ciebie zadzwonić? Ile razy śniło mi się, że wracasz?
Matka spuściła wzrok.
– Przepraszam cię, Marto… Naprawdę przepraszam. Ale czy mogę jeszcze być twoją mamą?
Nie odpowiedziałam. Wyszłam na balkon i patrzyłam na światła miasta. Czułam gniew i żal, ale też coś jeszcze – litość? Tęsknotę?
Następnego dnia zadzwoniła moja ciotka Halina z Mokotowa:
– Słuchaj, Marta… Twoja matka dzwoniła do mnie w nocy. Prosiła o pomoc. Co się dzieje?
Opowiedziałam jej wszystko. Ciotka westchnęła:
– Wiesz… twoja mama nigdy nie była silna. Zawsze uciekała od problemów. Ale może teraz naprawdę potrzebuje rodziny?
Wieczorem doszło do awantury. Michał wrócił zmęczony z pracy i zobaczył matkę płaczącą w kuchni.
– Co się stało? – zapytał zaniepokojony.
– Marta powiedziała mi dziś rano, że nigdy mi nie wybaczy…
Zacisnęłam pięści.
– Bo nie rozumiesz! Ty zawsze myślisz tylko o sobie! Nawet teraz przyszłaś tu tylko dlatego, że nie masz dokąd pójść!
Matka zerwała się z krzesła:
– Mieszkam z tobą z jednego kluczowego powodu: jesteś moim dzieckiem! To wszystko! Nie mam nikogo innego!
Zosia zaczęła płakać jeszcze głośniej niż zwykle. Michał zabrał ją do pokoju.
Zostałyśmy same.
– Mamo… ja już nie jestem dzieckiem. Mam własną rodzinę. Musisz to zrozumieć.
Matka spojrzała na mnie błagalnie:
– Daj mi szansę… Proszę cię…
Przez kolejne tygodnie próbowałyśmy żyć razem pod jednym dachem. Było ciężko: codzienne spięcia o drobiazgi (czyja kolej na sprzątanie łazienki; kto kupił za dużo chleba; dlaczego Zosia nie chce jeść obiadu), wzajemne pretensje i ciche dni pełne napięcia.
Pewnego dnia przyszła do nas moja kuzynka Ania z Pruszkowa.
– Słyszałam, że twoja mama u was mieszka… Jak sobie radzicie?
Wybuchłam śmiechem przez łzy:
– Jak w polskim serialu! Codziennie nowy dramat!
Ania pokiwała głową:
– Wiesz… moja mama też kiedyś wróciła do babci po rozwodzie. To nigdy nie jest łatwe.
Wieczorem usiadłam z matką przy herbacie.
– Może powinnaś zamieszkać u cioci Haliny? Tam jest spokojniej…
Matka spojrzała na mnie smutno:
– Chcesz się mnie pozbyć?
– Chcę mieć własne życie… Chcę być dobrą matką dla Zosi i żoną dla Michała. Nie umiem być twoją opiekunką.
Matka spakowała się następnego dnia rano. Pożegnałyśmy się chłodno – bez łez, bez uścisków.
Minęły dwa lata od tamtej nocy. Czasem dzwoni do mnie z Mokotowa, gdzie wynajmuje pokój u starszej pani. Rozmawiamy rzadko – o pogodzie, o zdrowiu Zosi, o cenach w sklepach.
Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić więcej? Czy byłam zbyt twarda? Czy można wybaczyć matce wszystko tylko dlatego, że jest matką?
A może czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym? Co wy byście zrobili na moim miejscu?