„Mieszkanie po ojcu, którego nigdy nie znałam – a teraz mama żąda połowy. Czy to sprawiedliwe?”

– Nie rozumiesz, Marto! To mieszkanie należy się nam obu! – głos mamy drżał, a jej palce nerwowo bębniły o blat kuchennego stołu.

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Jeszcze rok temu nie wiedziałam nawet, że mam ojca. Całe życie powtarzała mi: „Nie masz taty, nigdy go nie było”. Kiedy pytałam w podstawówce, dlaczego inne dzieci mają ojców, a ja nie, odpowiadała krótko: „Nie pytaj”.

Teraz siedziała naprzeciwko mnie w naszej starej kuchni na warszawskim Grochowie i żądała połowy mieszkania, które dostałam w spadku po człowieku, którego nigdy nie widziałam na oczy.

Wszystko zaczęło się rok temu. Dostałam list polecony z kancelarii notarialnej. Byłam przekonana, że to pomyłka. Ale kiedy przeczytałam nazwisko: Andrzej Nowak – coś we mnie drgnęło. To nazwisko widniało na moim akcie urodzenia, ale nigdy nie miałam odwagi zapytać mamy o szczegóły. List był krótki: „Zmarły Andrzej Nowak zapisał pani mieszkanie przy ul. Słowackiego 18. Prosimy o kontakt”.

Pamiętam, jak trzęsły mi się ręce, gdy pokazywałam list mamie. Zbladła. Przez chwilę myślałam, że zemdleje.

– To niemożliwe – wyszeptała. – On… on nie żyje?

– Kim on był? – zapytałam cicho.

Mama długo milczała. Potem usiadła obok mnie i pierwszy raz w życiu opowiedziała mi o moim ojcu. Poznali się na studiach. Byli razem przez dwa lata. Kiedy zaszła w ciążę, on… po prostu zniknął. Bez słowa. Bez wyjaśnienia. Została sama, z brzuchem i rozpaczą.

– Nie chciałam cię obciążać – tłumaczyła się łamiącym głosem. – Bałam się, że będziesz go szukać. Że będziesz cierpieć tak jak ja.

Przez kilka tygodni żyłam jak we śnie. Z jednej strony czułam gniew – dlaczego przez tyle lat żyłam w kłamstwie? Z drugiej strony – ciekawość. Kim był mój ojciec? Dlaczego zostawił mnie i mamę? I dlaczego teraz, po tylu latach, zostawił mi mieszkanie?

Odwiedziłam to miejsce kilka dni po odczytaniu testamentu. Stare kamienice na Żoliborzu, cisza, drzewa szumiące za oknem. W środku pachniało kurzem i starymi książkami. Na półkach stały zdjęcia – na jednym z nich rozpoznałam siebie jako małą dziewczynkę na placu zabaw. Skąd je miał? Czy mnie obserwował?

Zaczęłam układać w głowie obraz człowieka, którego nigdy nie znałam. Sąsiadka powiedziała mi, że był cichy, zamknięty w sobie, ale zawsze uśmiechał się do dzieci na podwórku.

Wróciłam do domu z głową pełną pytań i sercem ciężkim od żalu.

A potem zaczęły się kłopoty.

Mama najpierw była cicha i zamyślona. Ale kiedy przyszły pierwsze dokumenty ze spadku i okazało się, że mieszkanie jest warte ponad 800 tysięcy złotych, coś w niej pękło.

– Powinnaś podzielić się ze mną – powiedziała pewnego wieczoru. – Przecież sama cię wychowałam! On nie dał ci nawet złotówki!

– Ale to jego mieszkanie… – próbowałam tłumaczyć.

– A kto płacił za twoje ubrania? Kto siedział przy tobie, gdy miałaś 40 stopni gorączki? Kto rezygnował z pracy, żebyś mogła pójść do lepszej szkoły?

Każde jej słowo wbijało się we mnie jak nóż. Wiedziałam, że ma rację – była przy mnie zawsze. Ale czy to znaczy, że powinnam oddać jej połowę tego mieszkania?

Zaczęły się kłótnie. Mama przestała ze mną rozmawiać normalnie. Widziałam w jej oczach żal i zazdrość.

– Ty nawet go nie znałaś! – krzyczała pewnego dnia. – A ja przez niego straciłam wszystko!

– Ale to nie moja wina! – odpowiedziałam płacząc.

Przestałyśmy ze sobą rozmawiać na kilka tygodni. W domu panowała cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem.

Zaczęłam szukać pomocy u znajomych i w internecie. Okazało się, że prawnie mama nie ma prawa do spadku po ojcu – wszystko należy do mnie. Ale czy prawo to wszystko?

Pamiętam rozmowę z moją przyjaciółką Kasią:

– Marta, to twoje życie i twoja decyzja – powiedziała spokojnie. – Ale pamiętaj, że twoja mama poświęciła dla ciebie wszystko.

– Wiem… Ale czuję się jakby chciała mi zabrać coś, co dostałam od losu…

W końcu postanowiłam porozmawiać z mamą szczerze.

– Mamo… Chcę ci pomóc. Rozumiem twój żal i ból. Ale to mieszkanie… To jedyna rzecz, jaką mam po ojcu. Chciałabym je zachować.

Mama długo milczała.

– Nie rozumiesz… Ja przez niego straciłam młodość, marzenia…

– Ale ja też straciłam ojca – odpowiedziałam cicho.

Popłakałyśmy się obie.

Dziś minął rok od śmierci ojca. Mieszkanie stoi puste – nie potrafię tam zamieszkać ani go sprzedać. Mama już nie żąda połowy, ale nasza relacja jest inna niż kiedyś – pełna niedopowiedzeń i żalu.

Czasem zastanawiam się: czy można być wdzięcznym za coś, co przyszło tak późno i tak wiele kosztowało? Czy da się odbudować zaufanie po tylu latach kłamstw?

Może ktoś z was miał podobną historię? Jak poradziliście sobie z rodzinnymi tajemnicami i podziałem tego, co najcenniejsze – miłości i zaufania?