Miłość podzielona: Historia o tym, jak rodzina potrafi złamać serce
— Nie chcę go widzieć w tym domu! — głos mojej matki odbił się echem po korytarzu, gdy tylko zamknęły się za mną drzwi. Stałam w przedpokoju, z Pawłem za plecami, a jej twarz była czerwona od gniewu. — Zuzanna, czy ty naprawdę nie rozumiesz, że po tym wszystkim nie możesz się z nim spotykać?
Paweł ścisnął moją dłoń. Czułam, jak drży. Miałam ochotę krzyczeć, płakać, uciec stąd z nim gdziekolwiek. Ale zostałam. Bo to był mój dom, moja rodzina i moje życie, które właśnie zaczynało się rozpadać.
Wszystko zaczęło się pół roku wcześniej. Pogrzeb mojego ojca był zimny i szary, jakby nawet niebo nie chciało patrzeć na naszą rozpacz. Stałam przy trumnie, a obok mnie moja młodsza siostra, Karolina. Matka płakała cicho, ściskając w dłoniach różaniec. Wtedy zobaczyłam Pawła. Stał z boku, nieznajomy w czarnym płaszczu, z twarzą pełną współczucia. Po mszy podszedł do mnie.
— Przepraszam, że przeszkadzam… Jestem Paweł. Twój tata był moim nauczycielem w technikum. Bardzo mi pomógł… Chciałem tylko powiedzieć, że był wspaniałym człowiekiem.
Nie wiem dlaczego, ale jego słowa przyniosły mi ulgę. W tamtej chwili poczułam, że nie jestem sama w żałobie. Zaprosiłam go na kawę do domu. Matka patrzyła na niego podejrzliwie, ale nic nie powiedziała.
Zaczęliśmy się spotykać. Najpierw niewinnie — rozmowy o życiu, o ojcu, o tym, jak bardzo nam go brakuje. Potem coraz częściej wychodziliśmy razem na spacery po parku, do kina, na lody nad Wisłą. Paweł był czuły i uważny. Potrafił słuchać jak nikt inny.
Karolina była zachwycona. — W końcu ktoś cię rozśmiesza! — śmiała się. — Tata by się cieszył.
Ale matka… Matka coraz częściej rzucała kąśliwe uwagi.
— Nie znasz go. Skąd wiesz, czego chce? Może szuka kogoś naiwnego po stracie ojca?
— Mamo! — wybuchałam raz po raz. — On jest inny! On mnie rozumie!
— Wszyscy są inni na początku — odpowiadała zimno.
Wiedziałam, że nie zaakceptuje żadnego mężczyzny przy mnie. Po śmierci ojca zamknęła się w sobie jeszcze bardziej niż zwykle. Wszystko musiało być po jej myśli: obiad o piętnastej, cisza w domu po dwudziestej drugiej, żadnych gości bez zapowiedzi.
Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam Pawła siedzącego w kuchni z Karoliną. Śmiali się do łez. Poczułam ukłucie zazdrości — czyżby siostra też się w nim zakochała? Odepchnęłam tę myśl.
Wieczorem Karolina przyszła do mojego pokoju.
— Zuzka… Muszę ci coś powiedzieć.
— Co się stało?
— Paweł… On był kiedyś z moją koleżanką ze studiów. Zostawił ją bez słowa kilka miesięcy temu. Bałam się ci mówić…
Zamarłam. — Dlaczego mi nie powiedziałaś od razu?
— Myślałam, że to nic takiego… Ale ona do mnie napisała dzisiaj. Że Paweł ją zranił i że powinnam cię ostrzec.
Nie spałam całą noc. Rano zadzwoniłam do Pawła.
— Musimy porozmawiać.
Spotkaliśmy się na ławce pod blokiem.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś o tej dziewczynie?
Paweł spuścił głowę.
— To było trudne… Byłem z nią krótko. Nie pasowaliśmy do siebie. Nie chciałem cię zranić.
— Ale zraniłeś ją! I mnie też teraz ranisz!
Patrzył na mnie błagalnie.
— Zuzanna… Ja cię kocham. Tamto już nie ma znaczenia.
Chciałam mu wierzyć. Ale ziarno niepokoju zostało zasiane.
Matka dowiedziała się o wszystkim szybciej niż myślałam. Karolina nie wytrzymała i wygadała jej całą historię przy obiedzie.
— Widzisz? Miałam rację! — triumfowała matka. — Tacy ludzie zawsze wracają do starych nawyków!
Wybiegłam z domu trzaskając drzwiami.
Paweł czekał na mnie pod blokiem.
— Chodź ze mną — powiedział cicho.
Pojechaliśmy do jego mieszkania na Pradze. Tam pierwszy raz naprawdę się pokłóciliśmy.
— Nie rozumiesz! Moja rodzina nigdy cię nie zaakceptuje! — krzyczałam przez łzy.
— To może czas zacząć żyć własnym życiem? — odpowiedział spokojnie.
Milczałam długo. W końcu wyszeptałam:
— Boję się ich stracić…
Paweł objął mnie mocno.
— Ja też mam rodzinę, która mnie nie rozumie. Ojciec pije od lat, matka udaje, że wszystko jest dobrze… Ale to my wybieramy siebie nawzajem, nie oni!
Zamieszkaliśmy razem tydzień później. Matka przestała odbierać moje telefony. Karolina pisała tylko krótkie wiadomości: „Mama źle się czuje”, „Nie wracaj na razie”.
Czułam się rozdarta na pół: między miłością do Pawła a lojalnością wobec rodziny.
Wkrótce okazało się, że jestem w ciąży. Paweł był szczęśliwy jak dziecko:
— Zrobimy wszystko po swojemu! — obiecywał.
Ale ja wiedziałam, że bez wsparcia matki będzie ciężko.
W Wigilię postanowiłam wrócić do domu rodzinnego i powiedzieć im prawdę.
Matka otworzyła drzwi i spojrzała na mój brzuch bez słowa.
— Jestem w ciąży — powiedziałam drżącym głosem.
Cisza była długa i bolesna.
— To twoje życie — powiedziała w końcu matka chłodno. — Ale nie licz na moją pomoc.
Karolina objęła mnie mocno i szepnęła:
— Przepraszam za wszystko…
Wyszłam stamtąd z poczuciem pustki większej niż kiedykolwiek wcześniej.
Dziś siedzę przy oknie naszego małego mieszkania z synkiem na rękach i patrzę na światła miasta. Paweł wraca późno z pracy, Karolina czasem dzwoni ukradkiem od matki. Czasem myślę o tym wszystkim, co straciłam i co zyskałam.
Czy można być szczęśliwym bez akceptacji najbliższych? Czy miłość naprawdę wystarczy?
A może rodzina to coś więcej niż więzy krwi? Co wy o tym sądzicie?