Mój syn chce poślubić kobietę, której nie akceptuję – czy to ja jestem winna, że rodzina się rozpada?

– Mamo, proszę cię, spróbuj ją zrozumieć! – głos Pawła drżał, a w oczach miał łzy. Stał w progu kuchni, ściskając w dłoni klucze do mieszkania, jakby to one miały mu dać siłę.

Patrzyłam na niego przez chwilę w milczeniu. Mój jedyny syn, mój Pawełek, którego wychowywałam sama po śmierci męża. Zawsze byliśmy blisko – wspólne obiady, rozmowy do późna, nasze małe rytuały. A teraz? Czułam, jakby ktoś wyrwał mi serce.

– Paweł, ja naprawdę się staram – wyszeptałam, choć sama nie wierzyłam w te słowa. – Ale ona… ona nie pasuje do naszej rodziny. Nie rozumie naszych wartości. Widziałam, jak patrzyła na mnie podczas Wigilii. Z pogardą. Jakbyśmy byli gorsi.

Paweł westchnął ciężko i odwrócił wzrok.

– Mamo, ona po prostu się stresowała. To dla niej też było trudne. Ale kocham ją i chcę z nią być. Czy to takie trudne do zaakceptowania?

Zacisnęłam dłonie na blacie stołu. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak Paweł przyprowadził Magdę po raz pierwszy, jak próbowałam być miła, choć jej sposób bycia – głośny śmiech, zbyt swobodne żarty – drażnił mnie od samego początku. Pochodziła z innego świata: jej rodzice mieli firmę, jeździli na wakacje za granicę, a ona sama mówiła o rzeczach, które dla mnie były nieosiągalne.

– Synku, ja tylko chcę dla ciebie dobrze – powiedziałam cicho. – Boję się, że ona cię zrani.

Paweł spojrzał na mnie z bólem.

– A może boisz się, że cię zostawię? Że już nie będziemy tak blisko?

To uderzyło mnie mocniej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę o to chodziło? Czy moja niechęć do Magdy była tylko strachem przed samotnością?

Ostatnie tygodnie były koszmarem. Każda rozmowa kończyła się kłótnią. Moja siostra Basia próbowała mnie przekonać:

– Daj im szansę, Haniu. Przecież Paweł jest dorosły. Nie możesz go zatrzymać przy sobie na siłę.

Ale ja nie umiałam odpuścić. Czułam się zdradzona przez własnego syna. Przecież tyle mu poświęciłam! Pracowałam na dwa etaty, żeby miał wszystko. A teraz miał odejść do kobiety, która nawet nie potrafiła uszanować naszych tradycji?

Pamiętam tamten dzień, kiedy Paweł oznajmił mi, że się zaręczyli.

– Mamo, chcemy się pobrać w przyszłym roku. Chciałbym, żebyś była przy mnie.

Zamiast się ucieszyć, poczułam zimny dreszcz na plecach.

– To za szybko – powiedziałam sztywno. – Nie znacie się nawet dobrze.

Paweł spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Jesteśmy razem trzy lata! Mamo, co jeszcze muszę zrobić?

Nie odpowiedziałam. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach rozczarowanie mną.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Paweł coraz rzadziej dzwonił, a kiedy już przychodził do domu, był spięty i milczący. Magda przestała mnie odwiedzać zupełnie. W święta siedzieliśmy przy stole jak obcy ludzie.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Basia.

– Haniu, musisz coś zrobić. Paweł płakał u mnie wczoraj. Powiedział, że jeśli nie zaakceptujesz Magdy, nie zaprosi cię na ślub.

To był cios prosto w serce. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim, co straciłam i co jeszcze mogę stracić.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Magdą. Zadzwoniłam do niej drżącym głosem.

– Magdo… czy możemy się spotkać?

Była zaskoczona, ale zgodziła się. Spotkałyśmy się w małej kawiarni niedaleko jej pracy. Siedziała naprzeciwko mnie sztywna i wyraźnie spięta.

– Pani Hanno…

– Magdo – przerwałam jej – wiem, że nie byłam dla ciebie miła. Ale zależy mi na Pawle. Chciałabym… spróbować cię poznać.

Magda spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Naprawdę?

Skinęłam głową i poczułam łzy pod powiekami.

– Boję się tylko jednego: że stracę syna. On jest dla mnie wszystkim.

Magda milczała przez chwilę, a potem powiedziała cicho:

– Ja też się boję. Że nigdy mnie pani nie zaakceptuje i zawsze będziemy walczyć o Pawła jak o trofeum.

Te słowa zabolały mnie bardziej niż chciałam przyznać. Zrozumiałam wtedy coś ważnego: nie tylko ja cierpiałam w tej sytuacji.

Od tamtego spotkania próbowałam się zmienić. Zaprosiłam Magdę na obiad, starałam się słuchać jej opowieści bez oceniania. Ale w środku cały czas walczyły we mnie dwie Hanny: ta kochająca matka i ta przerażona kobieta bojąca się samotności.

Dziś Paweł i Magda są już po ślubie. Było mi trudno patrzeć na nich podczas ceremonii – szczęśliwych, zakochanych – bo wiedziałam, ile bólu kosztowała nas ta droga.

Czasem siedzę sama w kuchni i zastanawiam się: czy mogłam postąpić inaczej? Czy moje lęki naprawdę były uzasadnione? Czy warto było ryzykować utratę syna dla własnych przekonań?

Może wy mi powiecie: czy matka powinna zawsze walczyć o swoje racje? A może czasem trzeba odpuścić i pozwolić dzieciom żyć własnym życiem?