„Moja córka zostawiła wnuka samego na noc. Czy mogłam temu zapobiec?” – szczera spowiedź matki, która przegapiła sygnały
– Pani Zofio, przepraszam, że się wtrącam, ale… Twoja córka znowu wróciła nad ranem. Sama. Mały był sam w mieszkaniu całą noc – powiedziała sąsiadka, kiedy wychodziłam po zakupy. Stałam na klatce schodowej z siatką w ręku i przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi grunt spod nóg. Przecież to niemożliwe. Moja Ania? Zostawić dziecko same w nocy?
Ostatnie miesiące były trudne. Ania po rozwodzie wróciła do mnie z czteroletnim synkiem, Kubusiem. Mówiła, że potrzebuje czasu, żeby stanąć na nogi. Wierzyłam jej. Pracowała dorywczo w kawiarni, czasem wieczorami wychodziła „na spotkanie z koleżanką”. Nie pytałam, nie chciałam być zaborczą matką. Ale zaczęłam zauważać zmiany: coraz częściej wracała późno, była rozdrażniona, zamykała się w swoim pokoju. Kubuś coraz częściej przychodził do mnie w środku nocy, mówiąc, że mama śpi i nie chce go przytulić.
Tamtego ranka weszłam do mieszkania jak automat. Kubuś siedział na dywanie i układał klocki. Był blady i cichy. – Babciu, mama jeszcze śpi – powiedział szeptem. Weszłam do pokoju Ani. Leżała zwinięta w kłębek pod kołdrą, ubrana w ciuchy z poprzedniego dnia. Pachniała alkoholem.
– Aniu, musimy porozmawiać – zaczęłam ostrożnie.
– Mamo, daj mi spokój – mruknęła i odwróciła się do ściany.
– Sąsiadka mówiła, że wróciłaś nad ranem. Kubuś był sam całą noc?
– Przesadzasz! Byłam tylko na chwilę! – krzyknęła nagle i usiadła na łóżku. – Zresztą nic ci do tego!
Poczułam narastającą złość i bezradność. Przecież to moje dziecko! Chciałam ją przytulić, zapytać, co się dzieje, ale ona zamknęła się w sobie jeszcze bardziej.
Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z Anią. Unikała mnie, wychodziła jeszcze częściej. Kubuś coraz częściej zostawał ze mną na noc. Zaczął moczyć się w łóżku. Pytał o mamę, płakał przez sen.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Ani przez telefon:
– Nie dam rady tak dłużej! Mam dość tego bachora! Chciałabym po prostu zniknąć… – szeptała do słuchawki.
Zamarłam. Czy ona naprawdę tak myśli? Czy naprawdę żałuje bycia matką?
Następnego dnia postanowiłam działać. Znalazłam numer do psychologa rodzinnego i umówiłam nas na wizytę. Ania najpierw odmówiła stanowczo:
– Nie jestem wariatką! Nie będę gadać z jakimś obcym facetem!
Ale kiedy zobaczyła łzy Kubusia i moją rozpacz, zgodziła się pójść „dla świętego spokoju”.
Na terapii wyszło wszystko: depresja po rozwodzie, poczucie winy, samotność, uzależnienie od alkoholu i leków uspokajających. Ania płakała pierwszy raz od miesięcy. Ja też płakałam.
– Mamo, ja nie chcę tak żyć… Ale nie umiem inaczej – wyszeptała po wyjściu z gabinetu.
Przez kolejne tygodnie walczyłyśmy razem: ja pilnowałam Ani, chodziłyśmy na terapię rodziną, szukałyśmy pomocy u lekarzy i w grupach wsparcia. Były dni lepsze i gorsze. Czasem Ania znikała na całą noc i wracała pijana. Czasem przytulała Kubusia i obiecywała poprawę.
Rodzina zaczęła się od nas odwracać:
– Po co ją trzymasz pod swoim dachem? – pytała siostra.
– To twoja wina! Rozpieściłaś ją za młodu! – rzucał brat.
Czułam się osamotniona i winna. Może rzeczywiście za bardzo ją chroniłam? Może powinnam była wcześniej reagować?
Najgorsza była Wigilia. Ania przyszła pijana do stołu. Kubuś patrzył na nią wielkimi oczami i pytał:
– Mamusiu, czemu jesteś smutna?
Wtedy pierwszy raz zobaczyłam w oczach Ani strach i żal.
Po świętach Ania zgodziła się na leczenie zamknięte. Odwiedzałyśmy ją z Kubusiem co tydzień. Za każdym razem była coraz bardziej obecna, coraz bardziej nasza.
Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Ania mieszka osobno, wynajmuje małe mieszkanie niedaleko mnie. Pracuje na pół etatu w bibliotece, chodzi na terapię i spotkania AA. Kubuś jest pogodnym chłopcem, znów śmieje się i bawi jak dawniej.
Ale ja codziennie boję się o przyszłość. Czy zrobiłam wszystko dobrze? Czy mogłam wcześniej zauważyć sygnały? Czy każda matka jest gotowa przyznać się do błędów swojego dziecka?
Czasem patrzę na Anię i pytam siebie: czy naprawdę można uratować kogoś przed samym sobą? A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu?