Mozaika z popiołu i kwiatów: Historia Zuzanny z podwarszawskiej Pragi

Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi i krzyku matki, który rozdarł noc na Pradze jak brzytwa. Miałam wtedy siedemnaście lat i spałam w swoim pokoju, kiedy usłyszałam: „Zuzanna! Wstawaj, ojciec wrócił!” Zerwałam się z łóżka, serce waliło mi jak młot. Wybiegłam na korytarz, gdzie matka stała bosa, z rozmazanym makijażem i łzami na policzkach. Ojciec chwiał się w drzwiach, śmierdział wódką i potem. „Gdzie byłaś?!” wrzasnęła matka. „U tej swojej Haliny?!”

Ojciec spojrzał na nią z pogardą. „Przynajmniej tam ktoś mnie szanuje!” – rzucił butelkę na podłogę, szkło rozprysło się pod moimi stopami. Stałam jak sparaliżowana, nie wiedząc, czy mam ratować matkę, czy uciekać do pokoju. „Zuzka, idź do siebie!” – syknęła matka przez zaciśnięte zęby. Ale nie posłuchałam. Zamiast tego podeszłam do ojca i spojrzałam mu prosto w oczy.

„Tato, proszę… Nie rób tego mamie.”

Wtedy pierwszy raz zobaczyłam w jego oczach coś na kształt wstydu. Ale trwało to tylko chwilę. Odepchnął mnie i poszedł do kuchni. Matka osunęła się na podłogę, a ja uklękłam obok niej.

„Zuzia… Ja już nie mam siły…” – szlochała. Przytuliłam ją mocno, czując jej drżące ciało.

Następnego dnia w szkole nie mogłam się skupić. Siedziałam obok najlepszej przyjaciółki, Marty, która szeptała: „Co się stało?” Ale nie potrafiłam odpowiedzieć. W domu czekała mnie kolejna awantura – tym razem o pieniądze. Ojciec rzucił wypłatę na stół i powiedział: „Radźcie sobie same.”

Matka zaczęła pracować na dwie zmiany w piekarni przy Grochowskiej. Ja po lekcjach opiekowałam się młodszym bratem, Antkiem. Często siedzieliśmy razem na ławce pod blokiem, patrząc na szare niebo.

„Zuza, czemu tata nas nie kocha?” – pytał Antek.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. „Kocha… tylko nie umie tego pokazać.”

Ale sama w to nie wierzyłam.

Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam matkę siedzącą przy stole z obcym mężczyzną. Był elegancki, miał siwe włosy i ciepły uśmiech.

„Zuzia, poznaj pana Jerzego. Pomaga mi w pracy.”

Jerzy wyciągnął do mnie rękę. „Twoja mama jest wyjątkową kobietą.”

Poczułam ukłucie zazdrości i gniewu. Czy matka naprawdę chce zastąpić ojca? Wieczorem usłyszałam ich rozmowę przez cienką ścianę.

„Boisz się reakcji dzieci?” – pytał Jerzy.

„Nie wiem… Zuza jest bardzo związana z ojcem.”

Zacisnęłam pięści. Nie byłam związana z ojcem – byłam związana z przeszłością, której nie potrafiłam puścić.

Kilka tygodni później ojciec wrócił do domu pijany jak zwykle. Tym razem jednak przyniósł ze sobą kobietę – Halinę.

„To jest moja kobieta! Od dziś tu mieszka!”

Matka pobladła. Ja poczułam, jak świat wali mi się na głowę.

„Nie pozwolę na to!” – krzyknęła matka.

Ojciec tylko się zaśmiał.

Następne dni były koszmarem. Halina przejęła kuchnię, wyrzuciła rzeczy matki z łazienki. Antek płakał po nocach. Ja zamykałam się w pokoju i pisałam pamiętnik.

Marta próbowała mnie wyciągnąć na miasto.

„Chodź na Pragę Południe, jest koncert pod chmurką!”

Ale ja nie miałam siły.

W końcu matka spakowała walizkę i wyprowadziła się do Jerzego. Zostawiła mnie i Antka z ojcem i Haliną.

Przez kilka miesięcy żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Halina próbowała być miła, ale ja jej nienawidziłam.

Pewnego dnia wróciłam ze szkoły i zobaczyłam Antka siedzącego na schodach przed blokiem.

„Co się stało?”

„Halina mnie uderzyła… Bo rozlałem mleko.”

Wpadłam do mieszkania jak burza.

„Jak śmiesz podnieść rękę na mojego brata?!”

Halina spojrzała na mnie z pogardą.

„Nie jesteś moją córką! Nie będziesz mi mówić, co mam robić!”

Wtedy pierwszy raz uderzyłam ją w twarz.

Ojciec wrócił wieczorem i zrobił awanturę mnie.

„Wyprowadź się! Nie chcę cię tu widzieć!”

Spakowałam plecak i poszłam do matki. Jerzy otworzył drzwi i przytulił mnie bez słowa. Matka płakała całą noc.

Zaczęliśmy nowe życie w małym mieszkaniu na Grochowie. Było ciasno, biednie, ale spokojnie. Antek dołączył do nas tydzień później.

Ojciec przestał się odzywać. Halina czasem dzwoniła z pogróżkami.

Marta była jedyną osobą, która mnie wspierała.

„Zuza, musisz żyć dla siebie, nie dla nich.”

Ale jak to zrobić?

Zdałam maturę z wyróżnieniem. Dostałam się na psychologię na UW. Matka była dumna, Jerzy płakał ze wzruszenia.

Na studiach poznałam Pawła – chłopaka z dobrego domu z Wilanowa. Zakochałam się po uszy. Zaprosiłam go do siebie na obiad.

Paweł był uprzejmy, ale widziałam po jego minie, że czuje się nieswojo w naszym skromnym mieszkaniu.

Po kolacji powiedział:

„Zuza… Moja mama chciałaby cię poznać.”

Pojechałam do nich w niedzielę. Jego matka spojrzała na mnie chłodno.

„A twoi rodzice są razem?”

Zawahałam się.

„Nie… Rozwiedli się.”

Pani Barbara uśmiechnęła się sztucznie.

„No cóż… Ważne, żebyś była ambitna.”

Czułam się jak intruz w ich świecie porcelany i sreber.

Paweł coraz rzadziej dzwonił. W końcu napisał SMS-a:

„Przepraszam… To nie ma sensu.”

Płakałam całą noc. Matka próbowała mnie pocieszyć:

„Jeszcze spotkasz kogoś lepszego.”

Ale ja czułam tylko pustkę.

Po studiach dostałam pracę w poradni psychologicznej na Pradze. Pomagałam dzieciom z rozbitych rodzin – takich jak moja własna kiedyś.

Pewnego dnia przyszła do mnie kobieta z córką.

To była Halina.

Spojrzałyśmy sobie w oczy po raz pierwszy od lat.

„Potrzebuję pomocy dla córki…” – powiedziała cicho.

Poczułam gniew i współczucie jednocześnie.

Po spotkaniu Halina zatrzymała mnie na korytarzu:

„Zuza… Przepraszam za wszystko.”

Nie odpowiedziałam nic. Ale tej nocy długo nie mogłam zasnąć.

Dziś mam trzydzieści dwa lata i własną rodzinę – męża Michała i syna Franka. Czasem patrzę na stare zdjęcia i zastanawiam się: czy gdybym wtedy uciekła od wszystkiego, byłabym szczęśliwsza? Czy można naprawdę wybaczyć przeszłość?

A wy – potrafilibyście wybaczyć komuś takim jak Halina? Czy rodzina to zawsze najważniejsze? Czekam na wasze historie.