„Nie jestem matką zastępczą dla dzieci mojej siostry. Ale czy mogę je zostawić?” – historia Magdy z Gdańska

Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłam. W przedpokoju stała moja siostra, Justyna, z dwiema walizkami i dwójką dzieci – siedmioletnią Mają i czteroletnim Filipem. „Magda, musisz mi pomóc. Tylko na kilka dni, przysięgam. Nie mam gdzie ich zostawić, a muszę wszystko poukładać z Michałem. On… wyprowadził się wczoraj.”

Patrzyłam na nią w milczeniu. W głowie miałam tysiąc pytań, ale widząc łzy w oczach siostry i przerażenie na twarzach dzieci, tylko skinęłam głową. „Chodźcie. Rozgośćcie się.”

Nie wiedziałam wtedy, że te „kilka dni” zamienią się w tygodnie, a potem w miesiące. Że mój świat – uporządkowany, przewidywalny, z rutyną, którą tak sobie ceniłam – rozpadnie się na kawałki.

Mam trzydzieści sześć lat, męża – Pawła i własną córkę, dziesięcioletnią Olę. Nasze mieszkanie na gdańskiej Zaspie nie jest duże, ale zawsze było pełne ciepła i śmiechu. Praca w szkole dawała mi satysfakcję, a wieczory spędzane z rodziną były moją nagrodą po ciężkim dniu. Wszystko zmieniło się tamtego wieczoru.

Pierwsze dni były trudne, ale trzymałam się dzielnie. Dzieci płakały za mamą, nie rozumiały, dlaczego nie mogą wrócić do domu. Justyna dzwoniła codziennie, obiecywała, że „już niedługo”, że „wszystko się ułoży”. Ale z każdym tygodniem jej telefony stawały się rzadsze, a wizyty krótsze.

Pewnego wieczoru usiadłam z Pawłem przy kuchennym stole. Był zmęczony, miał podkrążone oczy.
– Magda… ile to jeszcze potrwa? – zapytał cicho.
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Justyna mówi, że szuka mieszkania.
– A ty jej wierzysz?
Zamilkłam. Nie wiedziałam już, co myśleć.

Z czasem dzieci zaczęły traktować mnie jak drugą mamę. Maja przychodziła do mnie z każdym problemem: „Ciociu Magdo, pani w szkole powiedziała…”, „Ciociu Magdo, Filip mnie uderzył…”. Filip zasypiał tylko wtedy, gdy trzymałam go za rękę. Ola była coraz bardziej zazdrosna – zamykała się w swoim pokoju, przestała ze mną rozmawiać.

Pewnego dnia usłyszałam przez drzwi jej szept:
– Mama już mnie nie kocha. Teraz kocha Maję i Filipa.
Serce mi pękło.

Próbowałam rozmawiać z Justyną:
– Musisz coś zrobić. Twoje dzieci tęsknią za tobą. Ola cierpi. Ja też mam swoje życie!
– Przesadzasz! – odparła zirytowana. – Przecież są u ciebie bezpieczne. Ja naprawdę nie mam teraz głowy do dzieci. Michał grozi mi sądem o opiekę! Muszę znaleźć pracę i mieszkanie.
– Ale to trwa już dwa miesiące!
– Magda, jesteś moją siostrą! Pomóż mi jeszcze trochę!

Czułam się jak w pułapce. Z jednej strony nie chciałam zostawić dzieci na pastwę losu – widziałam ich strach i samotność. Z drugiej strony moje własne dziecko cierpiało przez tę sytuację. Paweł coraz częściej wychodził z domu pod byle pretekstem. W pracy zaczęłam popełniać błędy – raz zapomniałam zamknąć klasę na klucz i dostałam naganę od dyrektorki.

Wszystko zaczęło się sypać.

Któregoś wieczoru Paweł wybuchł:
– Magda! To nie jest dom dziecka! Nie możemy żyć cudzym życiem! Chcesz rozwodu? Bo ja już nie wytrzymuję!
Zamarłam. Nigdy wcześniej nie widziałam go takiego.
– Przepraszam… – wyszeptałam.
– To nie ty powinnaś przepraszać! To Justyna powinna tu być! – rzucił i wyszedł trzaskając drzwiami.

Zostałam sama w kuchni, z głową schowaną w dłoniach i łzami spływającymi po policzkach. Wtedy przyszła Maja.
– Ciociu… płaczesz?
Przytuliła mnie mocno. Poczułam jej drobne rączki na plecach i pomyślałam: co ja mam zrobić?

Następnego dnia zadzwoniłam do Justyny:
– Albo zabierasz dzieci do końca tygodnia, albo zgłoszę sprawę do opieki społecznej.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Ty byś to zrobiła? Własnej siostrze?
– Tak. Bo nie dam już rady.

Justyna przyjechała po trzech dniach. Była obrażona, ledwo spojrzała mi w oczy.
– Dziękuję za wszystko – rzuciła chłodno. – Ale mogłaś mi zaufać.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko na Maję i Filipa, którzy żegnali się ze mną ze łzami w oczach.

Ola długo nie mogła mi wybaczyć tego czasu „z Mają i Filipem”. Paweł przez kilka tygodni był chłodny i zamknięty w sobie. Ja sama czułam się jak wrak człowieka – rozdarta między lojalnością wobec siostry a odpowiedzialnością za własną rodzinę.

Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Z Justyną rozmawiam rzadko – nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama. Maja i Filip czasem dzwonią do mnie przez Messengera: „Ciociu Magdo, tęsknimy!”. Ola powoli wraca do dawnej siebie, ale wiem, że coś w niej pękło na zawsze.

Często zastanawiam się: czy zrobiłam dobrze? Czy można być dobrą siostrą i dobrą matką jednocześnie? Czy pomagając innym, nie tracimy siebie?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?