Nie martw się, niedługo zniknę. Zatrzymam się na chwilę, dopóki nie znajdę mieszkania. Nie wyrzucisz mnie, mam nadzieję – odpowiedziała siostra.
– Nie martw się, niedługo zniknę. Zatrzymam się na chwilę, dopóki nie znajdę mieszkania. Nie wyrzucisz mnie, mam nadzieję – powiedziała moja siostra, stając w progu mojego mieszkania z walizką większą od niej samej i oczami, w których czaił się strach.
Nie widziałyśmy się od lat. Ostatni raz rozmawiałyśmy na pogrzebie ojca, kiedy to pokłóciłyśmy się o spadek – ona chciała sprzedać dom po rodzicach, ja chciałam go zachować dla wspomnień. Wtedy wyjechała do Anglii i przez dziesięć lat nie odezwała się ani razu. Teraz stała przede mną, a ja czułam w gardle gulę gniewu i tęsknoty.
– Wchodź, Magda – powiedziałam cicho, odsuwając się na bok. – Ale tylko na chwilę.
Weszła do środka, rozglądając się po moim dwupokojowym mieszkaniu na warszawskim Bródnie tak, jakby oceniała każdy kąt. Z kuchni dochodził zapach przypalonej jajecznicy – moja córka Lena znów zostawiła śniadanie na gazie i uciekła do łazienki z telefonem.
– To Lena? – spytała Magda, słysząc śmiech zza drzwi.
– Tak. Ma siedemnaście lat. I jest w wieku buntu – westchnęłam.
Magda postawiła walizkę przy drzwiach i usiadła na kanapie. Przez chwilę milczałyśmy. W końcu odezwała się pierwsza:
– Wiesz, nie miałam gdzie pójść. W Anglii wszystko się posypało. Straciłam pracę, facet mnie zostawił… Nie chcę ci się narzucać.
W tej chwili Lena weszła do pokoju, rzucając mi spojrzenie pełne pretensji:
– Mamo, znowu ktoś u nas będzie spał? Przecież tu już ledwo można oddychać!
– Lena! To twoja ciocia – upomniałam ją ostro.
– Super – mruknęła Lena i wróciła do swojego pokoju trzaskając drzwiami.
Magda uśmiechnęła się blado.
– Widzę, że niewiele się zmieniło. Ty zawsze byłaś tą odpowiedzialną, a ja…
– A ty zawsze uciekałaś od problemów – dokończyłam za nią gorzko.
Zapanowała cisza. W końcu Magda zaczęła opowiadać o swoim życiu na emigracji: o pracy na zmywaku w restauracji w Londynie, o samotnych świętach spędzanych na Skype’ie z matką, która już wtedy chorowała na Alzheimera. O tym, jak bardzo żałuje, że nie wróciła wcześniej.
Słuchałam jej z rosnącą złością i współczuciem jednocześnie. Przypomniałam sobie nasze dzieciństwo: jak Magda zawsze była tą piękniejszą, odważniejszą, a ja – szarą myszką w jej cieniu. Jak rodzice zawsze ją usprawiedliwiali: „Bo Magda jest wrażliwa”, „Bo Magda ma artystyczną duszę”. A potem to ja zostałam przy matce do końca jej dni, to ja załatwiałam pogrzeb i płaciłam rachunki za dom.
Wieczorem Lena przyszła do mnie do kuchni.
– Mamo… ona zostanie na długo?
– Nie wiem. Chyba nie ma dokąd pójść.
– A my mamy dokąd? – spytała Lena cicho. – Bo ja już mam dość tego mieszkania…
Poczułam ukłucie winy. Od śmierci mamy wszystko było na mojej głowie: praca w szkole podstawowej jako nauczycielka polskiego, wychowanie Leny po rozwodzie z jej ojcem, kredyt hipoteczny… Teraz jeszcze Magda.
Następnego dnia rano Magda zaproponowała:
– Mogę pomóc ci w domu. Albo znaleźć jakąś pracę…
– Nie musisz mi pomagać – odburknęłam. – Po prostu… nie przeszkadzaj.
Ale przeszkadzała. Jej obecność była jak zadra pod paznokciem: niby nic wielkiego, a jednak cały czas bolało. Lena zaczęła wracać później do domu, coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Ja byłam coraz bardziej rozdrażniona.
Pewnego wieczoru usłyszałam przez drzwi rozmowę Magdy z Leną:
– Twoja mama zawsze była taka poważna?
– Tak… Odkąd pamiętam. Ale czasem potrafi być fajna. Tylko rzadko.
– Może dlatego, że musi być silna za was dwie.
Lena milczała przez chwilę.
– A ty? Dlaczego wróciłaś?
– Bo nie miałam już siły być silna sama dla siebie.
Zrobiło mi się żal siostry. Następnego dnia zaproponowałam jej wspólny spacer po parku Bródnowskim. Szłyśmy obok siebie w milczeniu, aż w końcu Magda powiedziała:
– Przepraszam cię za tamten spadek. Za to wszystko…
Zatrzymałam się i spojrzałam jej prosto w oczy:
– Dlaczego wtedy wyjechałaś?
Magda spuściła wzrok.
– Bałam się zostać sama z odpowiedzialnością. Ty zawsze dawałaś radę… Ja nie umiałam.
Przez chwilę chciałam ją przytulić, ale coś mnie powstrzymało. Może duma? Może żal?
W kolejnych tygodniach Magda znalazła pracę jako kasjerka w Biedronce i zaczęła szukać pokoju do wynajęcia. Nasze relacje powoli się ocieplały – gotowałyśmy razem obiady, rozmawiałyśmy wieczorami o dawnych czasach. Lena zaczęła spędzać więcej czasu z nami w kuchni; czasem nawet śmiałyśmy się razem z głupich programów telewizyjnych.
Ale pewnego dnia wszystko znów runęło. Magda przyszła do domu zapłakana:
– Wyrzucili mnie z pracy! Powiedzieli, że jestem za wolna…
Objęłam ją bez słowa. Po raz pierwszy od lat poczułam siostrzaną bliskość.
Tego wieczoru Lena przyszła do mnie i powiedziała:
– Mamo… może mogłybyśmy pomóc cioci znaleźć coś lepszego? Może u nas zostanie na dłużej?
Spojrzałam na córkę ze zdumieniem i dumą jednocześnie.
Magda została z nami jeszcze kilka miesięcy. Znalazła nową pracę jako opiekunka starszej pani w sąsiednim bloku. Z czasem zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim: o naszych lękach, marzeniach i żalach z przeszłości.
Pewnego dnia usiadłyśmy razem przy stole z kubkami herbaty i Magda powiedziała:
– Wiesz… nigdy nie miałam odwagi ci tego powiedzieć, ale zawsze ci zazdrościłam tej twojej siły. I tego, że potrafisz kochać bezwarunkowo.
Popłakałyśmy się obie jak dzieci.
Dziś Magda mieszka kilka ulic dalej. Spotykamy się co tydzień na kawie i plotki. Lena wyjechała na studia do Krakowa i dzwoni codziennie wieczorem.
Czasem patrzę na zdjęcie mamy stojące na komodzie i myślę: ile czasu straciłyśmy przez dumę i żal? Czy naprawdę warto było tyle lat milczeć?
Może każda rodzina ma swoje rany – pytanie tylko, czy potrafimy je kiedyś uleczyć? Czy wy też macie takie historie w swoich domach?