Odmówiłam opieki nad wnuczką i rozpętałam rodzinny konflikt. Czy naprawdę jestem samolubna?

— Mamo, przecież to tylko kilka godzin dziennie! — głos Agnieszki, mojej synowej, drżał z irytacji. Stała w kuchni, opierając się o blat, a jej oczy błyszczały gniewem. — Każda babcia pomaga przy wnukach. Ty też powinnaś.

Poczułam, jak ściska mnie w żołądku. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Wpatrywałam się w filiżankę herbaty, którą trzymałam w dłoniach, jakby mogła mi podpowiedzieć właściwe słowa.

— Agnieszko, ja… Ja już nie mam siły. Całe życie poświęciłam dla innych. Chcę wreszcie pomyśleć o sobie — wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.

Agnieszka prychnęła i odwróciła się do okna. — To niesprawiedliwe. My z Piotrem musimy pracować. Nie stać nas na żłobek. Myślałam, że mogę na ciebie liczyć.

Wtedy do kuchni wszedł Piotr, mój syn. Spojrzał na mnie z wyrzutem, jakby nagle przestał mnie rozumieć. — Mamo, przecież zawsze byłaś taka pomocna. Co się zmieniło?

Co się zmieniło? Wszystko i nic. Przez trzydzieści lat byłam żoną, matką, gospodynią domową. Zrezygnowałam z pracy, żeby wychować Piotra i jego młodszą siostrę, Kasię. Mój mąż, Andrzej, był wiecznie nieobecny — praca, delegacje, spotkania z kolegami. Ja byłam tą, która zawsze czekała z obiadem, prasowała koszule i opatrywała rozbite kolana dzieci.

Kiedy Andrzej odszedł do innej kobiety pięć lat temu, zostałam sama w pustym mieszkaniu. Dzieci już dorosły, wyfrunęły z gniazda. Przez chwilę poczułam ulgę — wreszcie mogę żyć dla siebie. Zaczęłam chodzić na zajęcia jogi, zapisałam się do klubu książki, poznałam kilka nowych koleżanek. Po raz pierwszy od lat poczułam się wolna.

A teraz znów miałam wrócić do roli opiekunki? Znów podporządkować swoje życie innym? Nie chciałam tego.

— Piotrze — zaczęłam cicho — ja naprawdę was kocham. Ale nie mogę już być na każde zawołanie. Chcę mieć trochę czasu dla siebie.

— Czyli wnuczka jest ci obojętna? — Agnieszka podniosła głos. — Wiesz co? Moja mama by się nie wahała!

Zabolało mnie to bardziej niż chciałabym przyznać. Zawsze starałam się być dobrą matką i babcią. Ale czy to znaczy, że muszę rezygnować z siebie?

Wieczorem zadzwoniła do mnie Kasia.

— Mamo, co się u was dzieje? Piotr mówił, że odmówiłaś opieki nad Zosią i teraz wszyscy są na ciebie źli.

Westchnęłam ciężko.

— Kasiu, czy ja naprawdę nie mam prawa do własnego życia? Przez tyle lat wszystko robiłam dla was…

— Wiem, mamo — przerwała mi łagodnie. — Ale oni są młodzi, zestresowani… Może spróbujcie się dogadać? Może chociaż dwa dni w tygodniu?

Poczułam narastającą frustrację. Dlaczego nikt nie pyta mnie o zdanie? Dlaczego wszyscy zakładają, że moje życie jest mniej ważne?

Następnego dnia Piotr przyszedł sam. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole.

— Mamo… Przepraszam za wczoraj. Ale naprawdę jesteśmy w trudnej sytuacji. Agnieszka wraca do pracy za tydzień. Nie mamy nikogo innego.

Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach zmęczenie i strach. Był moim synem, moim ukochanym dzieckiem… Ale czy to znaczyło, że miałam po raz kolejny zrezygnować z siebie?

— Piotrze… Ja rozumiem waszą sytuację. Ale ja też mam swoje życie. Chcę wyjechać na wycieczkę z koleżankami za dwa tygodnie. Mam zaplanowane zajęcia…

— Czyli twoje hobby jest ważniejsze od rodziny? — przerwał mi ostro.

Zamilkłam. W tej chwili poczułam się jak egoistka. Ale czy naprawdę nią byłam?

Przez kolejne dni atmosfera w rodzinie była napięta jak struna. Agnieszka przestała się do mnie odzywać. Piotr dzwonił rzadziej i rozmawiał chłodno. Nawet Kasia zaczęła mnie unikać.

Czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Z jednej strony tęskniłam za bliskością rodziny, z drugiej — nie chciałam już wracać do roli wiecznie poświęcającej się matki i babci.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Ela z klubu książki.

— Haniu, co się dzieje? Wyglądasz na przygnębioną.

Opowiedziałam jej wszystko przez łzy.

— Wiesz co? — powiedziała Ela stanowczo. — Masz prawo do swojego życia! Nie jesteś tylko babcią czy matką. Jesteś też kobietą! Jeśli teraz nie zadbasz o siebie, to kiedy?

Te słowa dodały mi otuchy.

Po tygodniu Piotr znów przyszedł do mnie.

— Mamo… Przepraszam za wszystko. Rozmawialiśmy z Agnieszką i… Znalazłem pracę zdalną na część etatu. Poradzimy sobie jakoś sami.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

— Synku… Kocham was bardzo. Ale muszę też kochać siebie.

Dziś siedzę sama w swoim mieszkaniu i patrzę na zdjęcia dzieci i wnuczki na półce. Tęsknię za nimi, ale wiem, że muszę być wierna sobie.

Czy naprawdę jestem samolubna? Czy każda kobieta musi poświęcić całe życie rodzinie? A może czasem warto zawalczyć o siebie?