Oszustwo, które rozdarło moją rodzinę: Historia z polskiego blokowiska
Wszystko zaczęło się od telefonu, który odebrałam w środku nocy. – Pani Marto, proszę przyjechać do szpitala. Pański mąż miał wypadek – usłyszałam w słuchawce głos policjanta. Serce mi zamarło. Michał miał być na delegacji w Poznaniu, a tymczasem leżał nieprzytomny w szpitalu w Warszawie. W jednej chwili poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg.
Wpadłam do szpitala jak burza. Michał leżał na OIOM-ie, podłączony do aparatury. Przy jego łóżku siedziała kobieta – młoda, zadbana blondynka. Gdy mnie zobaczyła, zerwała się gwałtownie.
– Kim pani jest? – zapytałam drżącym głosem.
– Jestem… jestem jego narzeczoną – odpowiedziała cicho, spuszczając wzrok.
Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię. Michał był moim mężem od piętnastu lat. Mieliśmy dwójkę dzieci: Bartka i Hanię. Pracował jako kierownik magazynu w hurtowni budowlanej pod Warszawą. Zawsze wracał późno, tłumaczył się nadgodzinami i delegacjami. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mógłby mnie zdradzać.
– To chyba jakieś nieporozumienie – wykrztusiłam. – Jestem jego żoną.
Blondynka spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Michał mówił, że jest rozwiedziony. Że mieszka sam.
W tej chwili pielęgniarka poprosiła nas o opuszczenie sali. Stałyśmy na korytarzu w milczeniu. Czułam się jak bohaterka taniego serialu. W głowie miałam mętlik, a łzy same cisnęły się do oczu.
Po powrocie do domu nie mogłam zasnąć. Przeglądałam wiadomości Michała na Messengerze, szukałam śladów zdrady. Znalazłam setki rozmów z tą kobietą – Karoliną. Były zdjęcia z wyjazdów, wspólne selfie z Mazur, a nawet rezerwacje hoteli na jego służbowe delegacje.
Rano zadzwoniła do mnie teściowa.
– Marta, co się dzieje? Michał nie odbiera telefonu. Słyszałam, że był wypadek?
– Tak, jest w szpitalu – odpowiedziałam chłodno.
– Jadę tam natychmiast! – krzyknęła i się rozłączyła.
Nie minęła godzina, a już stała w moim przedpokoju. – Coś ty mu zrobiła? – zaczęła z wyrzutem. – Michał zawsze był taki spokojny, a odkąd się pobraliście, tylko kłopoty!
– To nie ja go zdradzałam! – wybuchłam. – On miał romans! Od lat!
Teściowa spojrzała na mnie z pogardą. – Na pewno go do tego doprowadziłaś! Pewnie mu czegoś brakowało w domu!
Zacisnęłam pięści ze złości. Przez całe małżeństwo słyszałam od niej tylko krytykę: że źle gotuję, że dzieci są źle wychowane, że powinnam więcej pracować albo mniej pracować… Nigdy nie byłam dla niej wystarczająco dobra.
Wieczorem usiadłam z Bartkiem i Hanią przy stole.
– Dzieciaki… muszę wam coś powiedzieć – zaczęłam niepewnie.
Bartek spojrzał na mnie poważnie. Miał już czternaście lat i domyślał się, że coś jest nie tak.
– Tata miał wypadek… i okazało się, że… miał drugą kobietę.
Hania rozpłakała się od razu. Bartek zacisnął usta i wyszedł do swojego pokoju bez słowa.
Przez kolejne dni żyliśmy jak w zawieszeniu. Michał powoli dochodził do siebie po operacji. Karolina odwiedzała go codziennie rano, ja przychodziłam wieczorem z dziećmi. Lekarze mówili, że będzie żył, ale czeka go długa rehabilitacja.
Pewnego dnia spotkałyśmy się z Karoliną na korytarzu.
– Przepraszam panią… Nie wiedziałam, że Michał jest żonaty – powiedziała cicho.
– Nie pani powinna mnie przepraszać – odpowiedziałam gorzko. – To on nas wszystkich oszukał.
Karolina spuściła głowę i odeszła bez słowa.
Wkrótce po wyjściu Michała ze szpitala zaczęły się prawdziwe problemy. Michał zamieszkał u swojej matki i zażądał rozwodu. Chciał podzielić majątek na pół i zabrać dzieci na weekendy do siebie i Karoliny.
– Nie pozwolę ci zabrać dzieci do tej kobiety! – krzyknęłam podczas jednej z kłótni przez telefon.
– To już nie twoja sprawa! – odparował zimno. – Mam prawo do szczęścia!
Zaczęły się sądowe batalie o alimenty i opiekę nad dziećmi. Teściowa przychodziła pod szkołę Bartka i Hani, próbowała ich przekabacić na swoją stronę.
– Wasza mama jest zła! Nie pozwala wam widywać taty! – powtarzała im szeptem.
Bartek zaczął się buntować. Przestał odrabiać lekcje, zamykał się w pokoju na całe dnie. Hania miała koszmary i moczyła się w nocy ze stresu.
Moja mama próbowała mnie wspierać, ale sama była po rozwodzie i ledwo wiązała koniec z końcem na emeryturze. Brat mieszkał za granicą i kontaktował się tylko przez WhatsAppa.
Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam Bartka siedzącego na ławce przed blokiem z grupą starszych chłopaków. Pili piwo i palili papierosy.
– Bartek! Do domu! Natychmiast! – krzyknęłam.
– Odczep się! – odburknął syn i odwrócił wzrok.
Wieczorem próbowałam z nim rozmawiać.
– Synu… ja wiem, że ci ciężko… Ale musimy być razem, musimy sobie ufać…
– Ty nic nie rozumiesz! Tata miał rację! Ty zawsze tylko narzekasz! – rzucił mi prosto w twarz i trzasnął drzwiami swojego pokoju.
Czułam się kompletnie bezradna. W pracy ledwo trzymałam się na nogach ze zmęczenia i stresu. Szefowa patrzyła na mnie coraz bardziej podejrzliwie.
– Pani Marto, jeśli nie zacznie pani lepiej wykonywać swoich obowiązków, będziemy musieli się pożegnać – usłyszałam któregoś dnia.
Wróciłam do domu i rozpłakałam się jak dziecko. Po raz pierwszy pomyślałam o tym, żeby po prostu uciec – zostawić wszystko i zacząć od nowa gdzieś daleko stąd.
Ale nie mogłam zostawić dzieci. Musiałam walczyć o nich i o siebie.
Zaczęłam chodzić na terapię dla osób po zdradzie i rozwodzie. Poznałam tam inne kobiety z podobnymi historiami: Magdę, którą mąż zostawił dla młodszej koleżanki z pracy; Anię, która dowiedziała się o podwójnym życiu męża dopiero po jego śmierci; Ewę, która przez lata udawała przed rodziną szczęśliwą żonę alkoholika.
Te spotkania dały mi siłę. Zaczęłam powoli odbudowywać swoje życie: znalazłam dodatkową pracę jako korepetytorka angielskiego; zapisałam Hanię na terapię dziecięcą; Bartek zaczął chodzić na zajęcia sportowe po szkole.
Michał próbował jeszcze kilka razy manipulować dziećmi i mną przez teściową i Karolinę, ale z czasem dzieci same zobaczyły jego prawdziwe oblicze. Bartek wrócił do nauki, Hania przestała mieć koszmary.
Po dwóch latach od rozwodu spotkałam przypadkiem Karolinę w sklepie spożywczym na osiedlu.
– Dzień dobry… Jak sobie pani radzi? – zapytała nieśmiało.
– Lepiej niż myślałam – odpowiedziałam szczerze. – A pani?
Karolina westchnęła ciężko. – Michał… okazało się, że ma jeszcze jedną kobietę… Zostawiłam go miesiąc temu.
Poczułam dziwną ulgę i smutek jednocześnie. Usiadłyśmy razem na ławce przed sklepem i rozmawiałyśmy przez godzinę o życiu, dzieciach i mężczyznach, którzy nie potrafią być wierni ani uczciwi wobec nikogo poza sobą samym.
Dziś jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Mam własne mieszkanie (kredyt spłacam sama), dzieci są już prawie dorosłe i coraz częściej pytają mnie o radę zamiast obrażać się czy uciekać przed problemami.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można jeszcze komuś zaufać po takim oszustwie? Czy warto budować nowe życie na gruzach starego? Może wy też macie podobne doświadczenia? Jak sobie poradziliście?