Porzucił nas dla przeszłości. Historia, której nie zapomnę
Krzyk mojej córki rozdarł ciszę nocy. Wyskoczyłam z łóżka, serce waliło mi jak młot. Zosia stała w korytarzu, trzymając w ręku telefon. „Mamo, tata napisał, że już nie wróci. Że wyjeżdża do Warszawy… do tej kobiety!” – łkała, a ja poczułam, jak świat osuwa mi się spod nóg.
Nazywam się Marta Nowicka. Mam 39 lat, dwójkę dzieci i serce, które od tamtej nocy już nigdy nie biło tak samo. Tomasz był moim pierwszym chłopakiem, pierwszą miłością, pierwszym wszystkim. Poznaliśmy się na studiach w Poznaniu – on studiował informatykę, ja pedagogikę. Byliśmy nierozłączni, choć moi rodzice kręcili nosem: „On nie jest dla ciebie, Marta. Za bardzo buja w obłokach.” Ale ja byłam zakochana po uszy.
Pobraliśmy się zaraz po studiach. Nie mieliśmy nic – wynajęte mieszkanie na Jeżycach, stare meble po babci, kredyt na lodówkę. Ale byliśmy szczęśliwi. Gdy urodziła się Zosia, a dwa lata później Staś, myślałam, że niczego więcej nie potrzebuję. Tomasz pracował w firmie IT, ja w przedszkolu. Żyliśmy zwyczajnie: zakupy w Lidlu, niedzielne obiady u teściowej, wakacje nad Bałtykiem. Czasem się kłóciliśmy, jak wszyscy. Ale zawsze wracaliśmy do siebie.
Aż do tamtego roku. Tomasz zaczął się zmieniać. Najpierw drobiazgi: coraz częściej zostawał po godzinach, coraz rzadziej się śmiał. Potem pojawiły się tajemnicze wiadomości na Messengerze, wyciszony telefon, wyjazdy „służbowe” do Warszawy. Udawałam, że nie widzę. Bałam się prawdy.
Pewnego wieczoru, gdy dzieci spały, zapytałam wprost:
– Tomasz, czy ty mnie zdradzasz?
Zbladł. Przez chwilę patrzył na mnie pustym wzrokiem, potem spuścił głowę.
– Marta… Ja już nie wiem, kim jestem. Spotkałem kogoś…
– Kogo? – głos mi się załamał.
– Kingę. Moją pierwszą miłość z liceum. Znalazła mnie na Facebooku…
Zaczęłam się śmiać, choć miałam ochotę krzyczeć. Kinga! Ta sama, o której opowiadał mi na początku naszego związku. Zawsze była gdzieś w tle, jak cień. Ale przecież to ja byłam jego żoną, matką jego dzieci!
– I co teraz? – spytałam cicho.
– Nie wiem. Muszę to przemyśleć.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Tomasz coraz częściej znikał, dzieci pytały, czemu tata nie wraca na noc. W końcu przyszedł wieczór, kiedy spakował walizkę i wyszedł. Bez słowa. Stałam w oknie i patrzyłam, jak odjeżdża. Zosia płakała w swoim pokoju, Staś udawał, że śpi.
Teściowa zadzwoniła następnego dnia.
– Marta, co ty mu zrobiłaś? Tomasz mówi, że jest nieszczęśliwy. Może powinnaś bardziej się postarać? – jej głos był chłodny, oskarżycielski.
– Może to on powinien się postarać? – odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Rodzice Tomasza stanęli po jego stronie. Moja mama próbowała mnie pocieszać, ale widziałam w jej oczach lęk: „Co będzie z dziećmi? Jak sobie poradzisz sama?”
Pierwsze tygodnie były jak koszmar. Dzieci nie chciały chodzić do szkoły. Zosia zamknęła się w sobie, Staś zaczął się jąkać. Ja chodziłam do pracy jak automat, wieczorami płakałam do poduszki. Tomasz dzwonił rzadko, zawsze w pośpiechu. „Nie mogę teraz rozmawiać, jestem zajęty.”
Pewnego dnia Zosia przyszła do mnie z listem.
– Mamo, napisałam do taty. Żeby wrócił.
Przeczytałam drżącymi rękami: „Tato, Staś się boi spać sam. Ja też. Mama płacze. Proszę, wróć.”
Odpisał po tygodniu. Krótko: „Nie mogę wrócić. Muszę być szczęśliwy.”
Wtedy coś we mnie pękło. Przestałam go usprawiedliwiać. Przestałam czekać.
Zaczęły się codzienne problemy: rachunki, naprawa pralki, zebrania w szkole. Każda decyzja była na mojej głowie. Staś zachorował na zapalenie płuc – Tomasz nie przyjechał nawet do szpitala. „Mam ważny projekt w pracy.”
Zosia zaczęła się buntować. Wróciła raz do domu z fioletowymi włosami.
– Chcę być kimś innym! – krzyczała.
– Zosiu, ja też bym chciała…
W pracy koleżanki szeptały za moimi plecami. „Mąż ją zostawił dla młodszej.” „Pewnie coś z nią nie tak.”
Pewnego dnia spotkałam Tomasza na ulicy. Był z Kingą. Szli za rękę, śmiali się. Zobaczył mnie i spuścił wzrok.
– Cześć, Marta – powiedział cicho.
– Cześć.
– Jak dzieci?
– Lepiej zapytaj ich sam.
Kinga patrzyła na mnie z wyższością.
– Nie musisz być taka dramatyczna – rzuciła.
– Nie musisz być taka bezczelna – odpowiedziałam i odeszłam.
Wieczorem Tomasz zadzwonił.
– Przepraszam za Kingę. Ona… nie rozumie.
– A ty rozumiesz? Wiesz, co zrobiłeś swoim dzieciom?
– Marta, ja… Ja muszę żyć swoim życiem.
– A my? My już się nie liczymy?
– Nie wiem, co powiedzieć.
Od tamtej pory kontaktował się coraz rzadziej. Alimenty płacił nieregularnie. Gdy Zosia miała urodziny, przysłał jej bon do Empiku i krótką wiadomość: „Wszystkiego najlepszego.” Staś nawet nie chciał otworzyć prezentu.
W święta siedzieliśmy przy stole tylko we troje. Mama przyniosła sernik, próbowała rozbawić dzieci.
– Może pojedziemy nad morze w wakacje? – zaproponowała.
– Nie chcę nigdzie jechać bez taty – mruknął Staś.
Z czasem nauczyłam się żyć bez Tomasza. Zaczęłam biegać, zapisałam się na kurs angielskiego. Dzieci powoli wracały do siebie, choć Zosia do dziś nie chce rozmawiać o ojcu.
Pewnego dnia dostałam wiadomość od Tomasza: „Marta, Kinga jest w ciąży.”
Patrzyłam na ekran telefonu długo. Nie odpowiedziałam.
Kilka tygodni później spotkałam go przypadkiem w Biedronce. Był sam, wyglądał na zmęczonego.
– Marta…
– Czego chcesz?
– Chciałem tylko powiedzieć, że… przepraszam.
– Za co? Za to, że wybrałeś wspomnienia zamiast rodziny? Za to, że zostawiłeś dzieci?
– Nie umiem tego wytłumaczyć.
– To nie próbuj.
Wieczorem Zosia przyszła do mnie do pokoju.
– Mamo, czy tata kiedyś wróci?
– Nie wiem, kochanie. Ale my damy sobie radę.
Czasem myślę, że zdrada boli mniej niż ta pustka, którą zostawia po sobie odejście. Najgorsze jest to, że dzieci już nigdy nie będą ufać tak samo. Czy można odbudować rodzinę po czymś takim? Czy wybaczenie jest możliwe, gdy ktoś wybiera przeszłość zamiast teraźniejszości?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można nauczyć się żyć z takim brakiem?