Pozbyłam się teściowej z domu — i nie czuję żadnych wyrzutów sumienia

— Ty znowu źle to robisz, Marto! — głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. Stałam w kuchni, trzymając w ramionach Halinkę, a obok mnie w leżaczku spał jej brat, Staś. Moje ręce drżały, choć nie z zimna. To był kolejny dzień, kiedy czułam się jak intruz we własnym domu.

Mam na imię Marta. Mam trzydzieści lat i niedawno po raz pierwszy zostałam mamą. I to od razu bliźniąt! Córka Halinka i syn Staś przyszli na świat dwa miesiące temu. Od tego czasu mój świat wywrócił się do góry nogami, ale nie tak, jak sobie wyobrażałam. Zamiast radości i spokoju — ciągłe napięcie, łzy i poczucie winy. Wszystko przez moją teściową, panią Jadwigę.

Kiedy dowiedziała się, że jestem w ciąży, od razu zaproponowała pomoc. „Będę przy was przez pierwsze miesiące, żebyś mogła odpocząć” — mówiła z uśmiechem. Mój mąż, Tomek, był zachwycony. „Mama zna się na dzieciach, wychowała mnie i moją siostrę!” — powtarzał. Ja miałam wątpliwości, ale nie chciałam być niewdzięczna. W końcu każda pomoc się przyda.

Pierwsze dni po porodzie były trudne, ale jeszcze wtedy miałam nadzieję, że jakoś się dogadamy. Jadwiga gotowała obiady, sprzątała, czasem zajmowała się dziećmi. Ale bardzo szybko zaczęła przejmować kontrolę nad wszystkim. „Nie noś ich tyle na rękach, bo się przyzwyczają!”, „Nie karm ich tak często, bo będą rozpieszczeni!”, „Za ciepło ich ubierasz!” — jej rady zamieniały się w rozkazy.

Czułam się coraz gorzej. Każda moja decyzja była podważana. Kiedy próbowałam coś powiedzieć, słyszałam: „Ty jesteś młoda, nie masz doświadczenia” albo „Za moich czasów robiło się inaczej”. Nawet Tomek zaczął stawać po stronie matki. „Daj jej szansę, ona chce dobrze” — mówił wieczorami, kiedy płakałam w łazience.

Pewnego dnia usłyszałam rozmowę teściowej przez telefon:
— Ona sobie nie radzi. Dzieci płaczą całymi dniami. Muszę tu być, bo inaczej wszystko by się rozpadło.

Zacisnęłam pięści. To był mój dom! Moje dzieci! Dlaczego czułam się jak gość we własnym życiu?

Z czasem było tylko gorzej. Jadwiga zaczęła przestawiać meble w salonie, zmieniać ustawienie rzeczy w kuchni. Znalazłam swoje ulubione kubki schowane na dnie szafki — „bo zajmowały miejsce”. Pewnego ranka obudziłam się i zobaczyłam ją w mojej sypialni, jak poprawia kołdrę nad śpiącym Stasiem.

— Co ty robisz?! — krzyknęłam przerażona.
— Spokojnie, tylko sprawdzam czy nie zmarzł — odpowiedziała z uśmiechem.

Czułam, że tracę grunt pod nogami. Zaczęłam unikać własnego domu. Chodziłam na długie spacery z dziećmi, byle tylko nie słyszeć jej komentarzy. Ale przecież nie mogłam uciekać wiecznie.

Punktem kulminacyjnym był wieczór, kiedy wróciłam ze spaceru i zobaczyłam Jadwigę karmiącą Halinkę butelką.

— Przecież karmię piersią! — wykrzyknęłam.
— Ale ona była głodna! Ty ciągle gdzieś wychodzisz! — odpowiedziała oburzona.

Wtedy pękło we mnie coś na zawsze.

Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy stole.
— Albo twoja mama wyprowadza się jutro, albo ja zabieram dzieci i jadę do moich rodziców — powiedziałam cicho, ale stanowczo.
Tomek patrzył na mnie przez dłuższą chwilę w milczeniu.
— Przesadzasz… — zaczął.
— Nie! To ty przesadzasz! Pozwoliłeś jej przejąć nasze życie! Ja już nie mogę tak żyć!

Następnego dnia rano spakowałam rzeczy Jadwigi do walizki i postawiłam ją przy drzwiach.
— Co to ma znaczyć? — zapytała zszokowana.
— Pani Jadwigo… Proszę wybaczyć, ale muszę zadbać o siebie i dzieci. To jest nasz dom. Proszę się wyprowadzić.

Nie krzyczała. Nie płakała. Spojrzała na mnie z pogardą i wyszła bez słowa.

Tomek długo nie mógł mi tego wybaczyć. Przez kilka tygodni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Ale ja pierwszy raz od miesięcy poczułam ulgę. Wreszcie mogłam oddychać pełną piersią we własnym domu. Dzieci przestały być niespokojne. Zaczęliśmy powoli budować naszą rodzinę od nowa — bez nieustannej kontroli i krytyki.

Czy jestem potworem? Może ktoś powie, że tak. Ale wiem jedno: nikt nie ma prawa odbierać mi poczucia bezpieczeństwa we własnym domu. Nawet jeśli to matka mojego męża.

Czasem patrzę na Tomka i zastanawiam się: czy on kiedyś mi wybaczy? Czy nasze małżeństwo przetrwa tę próbę? A może każda rodzina musi kiedyś postawić granice — nawet jeśli to boli?