Prawda na stole: Rodzinny grill, który zmienił wszystko
– Marta, powiedz mi w końcu prawdę. – Piotr patrzył na mnie z takim chłodem, że aż ścisnęło mnie w gardle. – Czy ten dzieciak naprawdę jest mój?
Wpatrywałam się w niego przez chwilę, czując jak serce wali mi jak młot. W kuchni pachniało jeszcze kawą, a za oknem słychać było śmiechy dzieci bawiących się na podwórku. Nasz syn, Kuba, miał dopiero trzy lata. Był oczkiem w głowie całej rodziny. Ale od kilku miesięcy Piotr patrzył na niego inaczej – z podejrzliwością, której nie potrafiłam znieść.
– Piotrze, ile razy mam ci powtarzać? – wyszeptałam, próbując opanować drżenie głosu. – Kuba jest twoim synem.
– Przestań! – przerwał mi gwałtownie. – Wszyscy widzą, że nie jest do mnie podobny! Twoja matka nawet powiedziała ostatnio, że ma oczy jak… – urwał i spojrzał na mnie z wyrzutem.
Wiedziałam, do czego zmierza. Kuba miał zielone oczy, zupełnie inne niż nasze. Ale przecież geny potrafią płatać figle, prawda? Przynajmniej tak sobie tłumaczyłam przez te wszystkie miesiące.
Tego dnia mieliśmy rodzinnego grilla u moich rodziców w podwarszawskim Sulejówku. Cała rodzina: moi rodzice, siostra Anka z mężem i dziećmi, ciotka Basia z wujkiem Jurkiem oraz kuzynka Ola z narzeczonym. Piotr był spięty od rana. Ja też. Wiedziałam, że coś się wydarzy.
– Marta, pomóż mi z sałatką! – zawołała mama z ogrodu.
Wyszłam na taras, czując na sobie spojrzenie Piotra. Słońce prażyło niemiłosiernie, a dzieci biegały wokół stołu piknikowego. Tata rozstawiał grill, a Anka już nalewała lemoniadę do szklanek.
– Coś się stało? – zapytała cicho Anka, podając mi miskę z ogórkami.
– Piotr znowu… – urwałam i pokręciłam głową. – To wszystko przez te plotki.
Anka spojrzała na mnie ze współczuciem. Wiedziała o wszystkim. Była jedyną osobą, której powiedziałam prawdę.
– Musisz mu powiedzieć – szepnęła. – Inaczej to was zniszczy.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na Kubę bawiącego się z kuzynami. Był taki radosny, beztroski. Czy miałam mu odebrać tę niewinność?
Grill rozkręcał się na dobre. Tata rzucał kiełbasy na ruszt, dzieci krzyczały z radości, a dorośli rozmawiali o polityce i cenach w sklepach. Piotr siedział z boku, milczący i zamknięty w sobie.
W pewnym momencie ciotka Basia zaczęła opowiadać o rodzinnych podobieństwach:
– No popatrzcie tylko na Kubusia! Cały dziadek Marian za młodu! Te same oczy!
Piotr spojrzał na mnie wymownie. Widziałam w jego oczach ból i gniew.
Nie wytrzymałam.
– Słuchajcie wszyscy! – podniosłam głos tak, że rozmowy ucichły. – Muszę coś powiedzieć.
Mama spojrzała na mnie z niepokojem, tata przestał obracać kiełbasy. Dzieci ucichły.
– Chodzi o Kubę… – zaczęłam drżącym głosem. – Ostatnio pojawiły się plotki… I wiem, że niektórzy z was mają wątpliwości co do jego ojcostwa.
Piotr zerwał się z miejsca:
– Marta!
– Nie! – przerwałam mu stanowczo. – Muszę to powiedzieć głośno. Dla siebie i dla Kuby.
Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam każdemu po kolei w oczy.
– Piotr nie jest biologicznym ojcem Kuby.
Zapadła cisza tak głęboka, że słychać było tylko trzaskanie tłuszczu na grillu.
Mama zakryła usta dłonią, tata pobladł. Anka spuściła wzrok. Ciotka Basia patrzyła na mnie jakby zobaczyła ducha.
– Co ty wygadujesz?! – wykrztusił w końcu tata.
– To prawda – wyszeptałam. – Zaszłam w ciążę tuż przed ślubem… To był jeden raz… Z Michałem.
Michał był moim dawnym przyjacielem ze studiów. Spotkaliśmy się przypadkiem na wieczorze panieńskim Anki. Byliśmy wtedy oboje samotni i zagubieni… Nigdy więcej się nie widzieliśmy. Potem poznałam Piotra i zakochałam się bez pamięci.
Piotr patrzył na mnie jakby chciał mnie zabić wzrokiem.
– Kiedy zamierzałaś mi to powiedzieć? Po maturze Kuby? Na jego ślubie?!
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Bałam się… Bałam się cię stracić… Bałam się was wszystkich… Chciałam tylko normalnej rodziny…
Mama podeszła do mnie i objęła mnie drżącymi ramionami.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – szepnęła przez łzy.
– Nie umiałam… Wstydziłam się…
Tata odwrócił się i poszedł do domu bez słowa. Anka płakała cicho obok mnie.
Piotr stał nieruchomo przez chwilę, po czym podszedł do Kuby i ukląkł przy nim.
– Kuba… chodź do taty – powiedział cicho.
Kuba podbiegł do niego z uśmiechem i rzucił mu się na szyję.
Piotr spojrzał na mnie przez ramię:
– On zawsze będzie moim synem. Ale ty… ty już nie jesteś moją żoną.
Zamarłam. Wiedziałam, że to koniec. Że jeden moment prawdy zniszczył wszystko, co budowałam przez lata.
Reszta grilla przebiegła w milczeniu. Nikt nie miał odwagi odezwać się pierwszy. Mama próbowała ratować sytuację żartami o spalonych kiełbasach, ale nikt się nie śmiał.
Wieczorem spakowałam rzeczy Kuby i pojechałam do Anki. Mama zadzwoniła później:
– Kocham cię, Marto. Ale musisz to wszystko naprawić sama.
Leżałam tej nocy obok śpiącego Kuby i płakałam w poduszkę. Czy zrobiłam dobrze? Czy prawda zawsze jest lepsza od kłamstwa?
Minęły tygodnie zanim rodzina zaczęła ze mną rozmawiać normalnie. Piotr wniósł pozew o rozwód, ale nie przestał być ojcem dla Kuby. Tata długo nie mógł mi wybaczyć tego upokorzenia przed całą rodziną.
Dziś wiem jedno: prawda boli, ale daje wolność. Może straciłam męża i część rodziny… Ale odzyskałam siebie i mogę patrzeć synowi w oczy bez lęku.
Czy gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym to samo? Czy szczerość zawsze jest tego warta? Ciekawa jestem waszych historii…