Prawda za pustym stołem: Moje weselne wyznanie

– Gdzie jest jedzenie? – zapytała ciocia Halina, rozglądając się po sali. Jej głos, choć cichy, przeszył mnie jak igła. Wszyscy już zauważyli: stoły były niemal puste. Kilka półmisków z sałatką jarzynową, talerz śledzi i dwa bochenki chleba – to wszystko, co mogliśmy postawić przed gośćmi.

Stałam obok Krzysztofa, mojego świeżo poślubionego męża, i czułam, jak pot spływa mi po plecach pod koronkową suknią. Mama patrzyła na mnie z wyrzutem, tata nerwowo poprawiał krawat. Wujek Zbyszek już zaczął coś szeptać do kuzynki Magdy. Wiedziałam, że nie mogę dłużej milczeć.

– Kochani – zaczęłam drżącym głosem. – Zanim zaczniemy świętować, muszę wam coś powiedzieć.

Cisza była tak gęsta, że słyszałam własne serce. Przez chwilę miałam ochotę uciec z sali, schować się w łazience i płakać. Ale nie mogłam. To był mój dzień – i mój wybór.

– Wiem, że spodziewaliście się wystawnego wesela – mówiłam dalej, patrząc na twarze bliskich. – Ale nie stać nas było na więcej. Wszystko, co tu widzicie, to efekt ostatnich oszczędności moich rodziców i pieniędzy, które z trudem uzbieraliśmy z Krzysztofem przez ostatnie miesiące.

Mama spuściła wzrok. Tata zacisnął pięści na stole. Krzysztof objął mnie ramieniem, ale czułam, że sam jest bliski łez.

– Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? – zapytała babcia Janina. – Przecież moglibyśmy pomóc…

– Babciu, nie chciałam nikogo obciążać. Wszyscy macie swoje problemy. A ja… ja po prostu chciałam być uczciwa. Nie chciałam brać kredytu na jeden wieczór, żeby potem przez lata spłacać długi.

Wujek Zbyszek wstał gwałtownie od stołu.

– To po co w ogóle robić wesele? Po co ten cyrk? – rzucił z goryczą.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, że nie rozumie, że nigdy nie był po mojej stronie. Ale powstrzymałam się.

– Bo chciałam być z wami wszystkimi w tym dniu – odpowiedziałam cicho. – Chciałam poczuć, że mimo wszystko jesteśmy rodziną.

Kuzynka Magda spojrzała na mnie ze współczuciem.

– Asia… przecież to nie twoja wina. Każdy wie, jak jest teraz ciężko. Inflacja, ceny wszystkiego…

Ale ciocia Halina już zaczęła narzekać:

– Ja to specjalnie kupiłam nową sukienkę! Nawet fryzjerkę zamówiłam na rano! Myślałam, że będzie jak u ludzi…

Słowa cioci bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez całe życie próbowałam zasłużyć na jej uznanie. Teraz wiedziałam, że nigdy mi się to nie uda.

Krzysztof ścisnął moją dłoń.

– Kochanie, może powinniśmy po prostu zatańczyć pierwszy taniec i nie przejmować się resztą? – szepnął mi do ucha.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością. To dla niego byłam gotowa przejść przez ten wstyd i upokorzenie.

Muzyka zaczęła grać. Tańczyliśmy powoli, a ja czułam na sobie wzrok wszystkich gości. Niektórzy patrzyli z politowaniem, inni z gniewem. Tylko kilku bliskich uśmiechało się do mnie ciepło.

Po tańcu podeszła do mnie mama.

– Asiu… dlaczego nie powiedziałaś nam wcześniej? Może byśmy coś wymyślili…

– Mamo, ty już tyle razy musiałaś pomagać mi i Krzysztofowi… Nie chciałam ci dokładać zmartwień.

Mama przytuliła mnie mocno.

– Jesteś moją córką. Zawsze będę ci pomagać.

W tym momencie poczułam ulgę – ale też żal do siebie samej. Może powinnam była zaufać rodzinie? Może niepotrzebnie ukrywałam prawdę?

Wujek Zbyszek nie odpuszczał:

– To teraz co? Będziemy siedzieć o suchym pysku? Nawet wódki porządnej nie ma!

Krzysztof podszedł do niego spokojnie.

– Wujku, jeśli chcesz wyjść, nikt cię nie zatrzymuje.

Wujek burknął coś pod nosem i wyszedł przed salę zapalić papierosa. Kilka osób poszło za nim. Atmosfera była napięta jak struna.

Nagle babcia Janina wstała i zaczęła zbierać talerze.

– Dzieciaki, nie martwcie się! Najważniejsze, że jesteście razem! Ja pamiętam wesela po wojnie – tam to dopiero było biednie! A ludzie się bawili!

Jej słowa sprawiły, że kilka osób zaczęło się uśmiechać. Ktoś przyniósł gitarę i zaczął grać stare piosenki. Powoli napięcie opadało.

Ale ja wciąż czułam ciężar spojrzeń tych, którzy przyszli tu tylko dla jedzenia i zabawy.

Po północy podeszła do mnie kuzynka Ola.

– Asiu… powiem ci szczerze: podziwiam cię za odwagę. Ja bym chyba nie potrafiła tak stanąć przed wszystkimi i powiedzieć prawdę.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Nie miałam wyjścia. I tak wszyscy by się dowiedzieli.

Ola pokiwała głową.

– Ale przynajmniej jesteś szczera ze sobą i z nami.

Wróciłam do stołu i spojrzałam na Krzysztofa. Był zmęczony, ale uśmiechał się do mnie ciepło.

– Przetrwaliśmy to razem – powiedział cicho.

Przytuliłam go mocno.

Następnego dnia rano sala była już prawie pusta. Tylko mama pomagała mi sprzątać resztki jedzenia ze stołów.

– Asiu… wiem, że było ci ciężko – powiedziała nagle. – Ale jestem z ciebie dumna. Nie każdy miałby tyle odwagi.

Poczułam łzy napływające do oczu.

– Mamo… myślisz, że rodzina mi wybaczy?

Mama uśmiechnęła się smutno.

– Kto chce być blisko ciebie – wybaczy wszystko. Kto nie chce… nigdy nie był wart twojego czasu.

Patrzyłam przez okno na szarą ulicę naszej małej miejscowości i zastanawiałam się: czy naprawdę warto było być aż tak szczerą? Czy rodzina kiedyś zapomni o tym dniu? A może właśnie teraz zaczyna się dla nas nowy rozdział?

Czasem myślę: czy szczerość zawsze jest najlepszym wyborem? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?