Prezent od córki: burząca cisza starości
Zegar w kuchni wybił dziewiętnastą, a ja siedziałam przy stole, wpatrując się w pusty talerz. W powietrzu unosił się jeszcze zapach pieczonego schabu, który przygotowałam na cześć urodzin. Ale nikt nie przyszedł. Dzwonek do drzwi rozległ się nagle, przeszywając ciszę jak nóż. Zerwałam się z krzesła z nadzieją, że to może jednak oni – moja córka i wnuczka. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam tylko kuriera z paczką.
— Dla pani Zofii Kaczmarek? — zapytał chłopak, nie patrząc mi w oczy.
— Tak, to ja — odpowiedziałam drżącym głosem.
Podpisałam się i zamknęłam drzwi. Paczka była lekka, owinięta kolorowym papierem. Na kartce widniał napis: „Dla Mamy – wszystkiego najlepszego! Twoja Kasia”.
Usiadłam na kanapie i rozpakowałam prezent. W środku był nowoczesny tablet i krótka notatka: „Mamo, teraz będziemy mieć ze sobą kontakt! Nauczysz się, to będziemy rozmawiać codziennie. Kocham Cię! Kasia”.
Łzy napłynęły mi do oczu. Nie dlatego, że dostałam prezent, ale dlatego, że zamiast ciepłego uścisku córki dostałam zimny ekran. Przez chwilę siedziałam w milczeniu, ściskając urządzenie jakby mogło zastąpić mi obecność najbliższych.
Jeszcze kilka lat temu mój dom tętnił życiem. Kasia przyjeżdżała z mężem i małą Olą, śmialiśmy się przy stole, kłóciliśmy o drobiazgi. Teraz wszystko się zmieniło. Kasia awansowała w pracy, coraz rzadziej dzwoniła. Ola dorosła, miała własnych znajomych. Mój mąż zmarł dwa lata temu – od tamtej pory cisza stała się moją codziennością.
Próbowałam nauczyć się obsługi tabletu. Przez kilka dni walczyłam z technologią, przeklinając pod nosem i płacząc z bezsilności. W końcu zadzwoniłam do Kasi przez wideorozmowę.
— Mamo! — usłyszałam jej głos po drugiej stronie ekranu. — Jak dobrze Cię widzieć!
— Kasiu… — zaczęłam cicho. — Czemu nie mogłaś przyjechać?
Westchnęła ciężko.
— Mamo, przecież wiesz… Praca, dom, Ola ma egzaminy… Nie dam rady być wszędzie naraz.
— Ale to moje urodziny…
— Przecież rozmawiamy! — przerwała mi zniecierpliwiona. — Teraz tak jest łatwiej dla wszystkich.
Zamilkłam. Łatwiej? Dla kogo? Dla mnie to było jak plaster na otwartą ranę.
Następnego dnia zadzwoniła sąsiadka, pani Halina.
— Zosiu, słyszałam, że dostałaś tablet! Moja wnuczka też mi taki kupiła. Ale powiem Ci szczerze — ja wolę jak ktoś przyjdzie na herbatę niż przez ten ekran.
— Ja też… — odpowiedziałam smutno.
Przez kolejne tygodnie próbowałam przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości. Kasia dzwoniła coraz rzadziej. Czasem wysyłała zdjęcia Oli z jakiejś wycieczki albo filmik z kotem. Ale rozmowy były krótkie, powierzchowne.
Pewnego dnia postanowiłam pojechać do nich bez zapowiedzi. Spakowałam ciasto drożdżowe i pojechałam autobusem przez pół miasta. Stałam pod drzwiami mieszkania Kasi i słyszałam śmiech Oli dobiegający zza ściany. Nacisnęłam dzwonek.
Drzwi otworzyła Kasia, wyraźnie zaskoczona.
— Mamo? Co Ty tu robisz?
— Chciałam Was zobaczyć… Przyniosłam ciasto.
Kasia spojrzała na zegarek.
— Wiesz… My zaraz wychodzimy na basen. Może następnym razem zadzwonisz najpierw?
Ola wybiegła z pokoju.
— Babciu! — krzyknęła radośnie i rzuciła mi się na szyję.
Poczułam ciepło w sercu.
— Ola, nie mamy czasu — ponagliła ją Kasia.
Stałam w przedpokoju jak intruz. Oddałam ciasto i wyszłam na klatkę schodową ze łzami w oczach.
Wróciłam do pustego mieszkania i usiadłam na kanapie. Tablet leżał na stole, milczący jak nigdy dotąd. Przez kilka dni nie odbierałam połączeń od Kasi. W końcu przyszła do mnie listonoszka z poleconym listem – zaproszenie na święta Bożego Narodzenia do domu opieki społecznej.
Zadzwoniłam do Kasi z wyrzutem:
— Co to ma znaczyć? Dlaczego dostałam takie zaproszenie?
— Mamo… My naprawdę nie mamy czasu się Tobą zajmować. Praca, Ola… Tam będziesz miała opiekę i towarzystwo innych ludzi w Twoim wieku.
Poczułam jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.
— Czyli już nie jestem potrzebna? — zapytałam cicho.
— Nie mów tak! Po prostu… Tak będzie lepiej dla wszystkich.
Rozłączyłam się bez słowa. Przez kolejne dni nie wychodziłam z domu. Sąsiadka Halina przynosiła mi zakupy i próbowała pocieszać:
— Zosiu, dzieci teraz są inne… Mają swoje życie. Ale Ty masz prawo czuć żal.
W Wigilię siedziałam sama przy stole nakrytym dla jednej osoby. Patrzyłam na puste miejsce dla niespodziewanego gościa i myślałam o tym, jak bardzo boli samotność. Tablet zadzwonił – wideorozmowa od Kasi i Oli.
— Wesołych Świąt, mamo! — powiedziały chórem przez ekran.
Uśmiechnęłam się blado i odpowiedziałam:
— Wesołych Świąt…
Po rozmowie wyłączyłam urządzenie i spojrzałam w okno na migoczące światła miasta. Czy naprawdę tak wygląda starość? Czy prezent od dziecka może zastąpić obecność drugiego człowieka?
Dziś wiem jedno: najbardziej burząca cisza to ta, która rozlega się w sercu matki opuszczonej przez własne dziecko. Czy Wy też czujecie czasem tę ciszę? Jak sobie z nią radzicie?