Przekroczona data ważności: Życie po rodzinnej katastrofie
Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi i krzyku mojej matki: „Nie będziesz mi mówić, jak mam żyć, Zosiu!” – jej głos odbił się echem po całym mieszkaniu, a ja stałam w kuchni z nożem w ręku, krojąc cebulę na bigos, który miał być symbolem naszej zgody. Miał być, ale nie był. Mój ojciec, Janusz, siedział przy stole z gazetą, udając, że nie słyszy tej awantury. Mój młodszy brat, Tomek, już dawno schował się w swoim pokoju, a ja… ja czułam się jak przedmiot, który ktoś zostawił na środku pokoju i zapomniał zabrać.
W tamten wieczór wszystko się rozpadło. Mama rzuciła talerzem o ścianę – roztrzaskał się tuż obok mojej głowy. – „Zawsze byłaś przeciwko mnie!” – wrzasnęła. – „Zawsze stawałaś po stronie ojca!”
– Przestańcie! – krzyknęłam, ale nikt mnie nie słuchał.
Ojciec wstał powoli, jakby miał sto lat. – „Może w końcu przestaniesz robić z siebie ofiarę?”
Mama spojrzała na niego z nienawiścią. – „To przez ciebie! Przez ciebie wszystko się rozpadło!”
Wtedy Tomek wyszedł ze swojego pokoju i rzucił: – „Może byście się w końcu rozwiedli? Przynajmniej byłby spokój.”
Zapadła cisza. Taka cisza, która boli bardziej niż krzyk. Stałam tam, z tą cebulą i nożem, i nagle poczułam, że nie mam już domu. Że jestem tylko dodatkiem do ich wojny.
Następnego dnia mama spakowała walizkę i wyjechała do swojej siostry do Lublina. Ojciec zamknął się w pracy. Tomek przestał się odzywać. Zostałam sama w mieszkaniu pełnym cudzego żalu.
Przez pierwsze tygodnie próbowałam wszystko posklejać. Gotowałam obiady, sprzątałam, dzwoniłam do mamy – nie odbierała. Ojciec wracał późno i zamykał się w swoim pokoju. Tomek wychodził z domu i wracał nad ranem. Czułam się jak duch.
Pewnego dnia zadzwoniła ciotka Halina: – „Zosiu, twoja mama nie chce z tobą rozmawiać. Mówi, że ją zdradziłaś.”
– Zdradziłam? – zapytałam przez łzy.
– Tak mówi. Że zawsze byłaś po stronie ojca.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież próbowałam tylko być neutralna. Być dorosła. Być odpowiedzialna.
W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szefowa wezwała mnie na rozmowę:
– Zosiu, co się z tobą dzieje? Zawsze byłaś sumienna.
– Przepraszam… – szepnęłam i uciekłam do łazienki płakać.
Przyjaciółka Anka próbowała mnie wyciągnąć na kawę:
– Musisz wyjść do ludzi! Nie możesz tak siedzieć sama!
Ale nie potrafiłam. Każda rozmowa kończyła się moimi łzami albo milczeniem.
W końcu ojciec oznajmił:
– Sprzedajemy mieszkanie. Każdy idzie w swoją stronę.
Tomek tylko wzruszył ramionami:
– I tak tu nie mieszkam.
A ja? Ja nie miałam dokąd pójść. Mama nie chciała mnie znać, ojciec patrzył na mnie jak na ciężar, a brat… brat miał swoje życie.
Znalazłam pokój do wynajęcia na Pradze. Mały, zagracony, z oknem wychodzącym na śmietnik. Ale był mój. Po raz pierwszy mogłam zamknąć drzwi i poczuć ciszę bez krzyków.
Przez kilka miesięcy żyłam jak automat: praca, zakupy, seriale na laptopie. Czasem dzwoniła Anka:
– Zosiu, żyjesz?
– Tak…
Ale to nie była prawda.
Pewnego dnia dostałam wiadomość od mamy: „Nie licz na mnie”.
Zamarłam. Próbowałam oddychać. Próbowałam zrozumieć, co zrobiłam źle.
W pracy koleżanka zapytała:
– Dlaczego jesteś taka smutna?
Nie odpowiedziałam. Jak wytłumaczyć komuś, że twoja rodzina cię wyrzuciła?
W końcu Anka przyszła do mnie bez zapowiedzi:
– Dość tego! Idziemy do psychologa.
Nie chciałam. Bałam się przyznać do słabości. Ale poszłam.
Psycholog słuchał długo mojego milczenia. W końcu zapytał:
– Kiedy ostatnio zrobiła pani coś tylko dla siebie?
Nie pamiętałam.
Zaczęłam powoli wracać do życia. Zapisałam się na jogę. Kupiłam sobie nową sukienkę – czerwoną, choć zawsze nosiłam szarości.
Po pół roku zadzwonił ojciec:
– Zosiu… przepraszam.
Milczałam długo.
– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałam w końcu.
– Rozumiem…
Mama nigdy więcej się nie odezwała.
Tomek napisał mi SMS-a: „Dzięki za wszystko”.
Czasem myślę o tamtym bigosie i o tym talerzu roztrzaskanym o ścianę. Czy można poskładać rodzinę po takim trzęsieniu ziemi? Czy wybaczenie jest możliwe? Czy samotność to kara czy szansa na nowe życie?
Może każdy ma swoją datę ważności w czyimś życiu… Ale czy można nauczyć się żyć bez tych, których kochaliśmy najbardziej?