Przepowiednia, która zmieniła moje życie: Opowieść o rodzinnych tajemnicach i cenie przeznaczenia

Już od rana czułam, że coś wisi w powietrzu. Mama krzątała się po kuchni, trzaskała garnkami, a ja siedziałam przy stole z kubkiem zimnej kawy, wpatrzona w okno. Był środek lipca, a na podwórku unosił się zapach świeżo skoszonej trawy. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tego dnia usłyszę słowa, które będą mnie prześladować przez całe życie.

– Zosia, idź po chleb do sklepu – rzuciła mama przez ramię. – I nie zapomnij o śmietanie dla babci.

Westchnęłam ciężko. Miałam wtedy siedemnaście lat i wydawało mi się, że świat jest przeciwko mnie. Wyszłam na rozgrzaną słońcem ulicę naszej wsi pod Lublinem. Po drodze minęłam sąsiadkę, panią Jadwigę, która zawsze miała dla mnie jakieś zgryźliwe uwagi.

– O, Zosia! Znowu sama? Gdzie twoja siostra? – zapytała z udawanym współczuciem.

– W mieście – odburknęłam i przyspieszyłam kroku.

W sklepie było tłoczno, wszyscy rozmawiali o jednym – o weselu córki sołtysa. Miałam tam być druhną. Wróciłam do domu z siatką zakupów i od razu usłyszałam głos babci:

– Zosiu, chodź tu do mnie.

Babcia siedziała na werandzie, owinięta w sweter mimo upału. Miała oczy jak dwa szare kamienie i spojrzenie, które przenikało na wskroś.

– Uważaj dziś na siebie – powiedziała cicho. – Dziś jest dzień, kiedy wszystko może się zmienić.

Zignorowałam jej słowa. Babcia zawsze mówiła dziwne rzeczy. Ale tego dnia coś rzeczywiście się zmieniło.

Wesele było huczne, jak to na wsi. Orkiestra grała disco polo, dzieci biegały wokół stołów, a dorośli pili wódkę i śmiali się głośno. W pewnym momencie podeszła do mnie starsza kobieta w kolorowej chuście. Miała ciemne oczy i dłonie pełne pierścionków.

– Piękna dziewczyna – powiedziała z uśmiechem. – Chcesz poznać swoją przyszłość?

Zaśmiałam się nerwowo.

– Nie wierzę w takie rzeczy.

– Przepowiednia nie pyta o wiarę – odparła poważnie. – Ona po prostu się spełnia.

Zanim zdążyłam odejść, chwyciła mnie za rękę i spojrzała mi głęboko w oczy.

– Stracisz to, co kochasz najbardziej. Ale jeśli będziesz walczyć o prawdę, znajdziesz coś cenniejszego niż miłość.

Odsunęłam się przerażona. Przez resztę wieczoru nie mogłam przestać myśleć o tych słowach. A potem wszystko potoczyło się lawinowo.

Mój ojciec wrócił do domu pijany i wszczął awanturę z mamą. Krzyczał, że nie jest doceniany, że wszystko jest na jego głowie. Mama płakała w kuchni, a ja schowałam się z siostrą w pokoju.

– Zosia, boję się – szepnęła młodsza siostra, Basia.

– Nie martw się, wszystko będzie dobrze – próbowałam ją pocieszyć, choć sama nie wierzyłam w swoje słowa.

Następnego dnia ojciec wyjechał do pracy do Niemiec i przez kilka miesięcy nie mieliśmy od niego żadnych wieści. Mama zaczęła pracować na dwa etaty – rano sprzątała w szkole, wieczorami szyła ubrania dla sąsiadek. Ja musiałam zająć się domem i Basią.

Zaczęłam nienawidzić tej przepowiedni. Każdego dnia bałam się, że stracę coś jeszcze. A potem pojawił się Michał.

Był synem nowego nauczyciela matematyki. Przystojny, z czarnymi włosami i uśmiechem łobuza. Zakochałam się w nim bez pamięci. Spotykaliśmy się po kryjomu nad rzeką, pisaliśmy do siebie listy ukrywane pod starym dębem za szkołą.

Pewnego dnia mama znalazła jeden z tych listów.

– Zosia! Co to ma znaczyć? – krzyczała trzymając kartkę w ręku. – Chcesz skończyć jak ja? Sama z dzieckiem?

– Mamo, ja go kocham!

– Miłość nie nakarmi cię ani nie ogrzeje! – wybuchła płaczem i wybiegła z domu.

Od tamtej pory nasze relacje były napięte jak struna. Mama przestała ze mną rozmawiać, a babcia tylko kiwała głową i powtarzała:

– Przepowiednia się spełnia…

Michał wyjechał na studia do Warszawy. Obiecał pisać codziennie, ale po kilku tygodniach listy przestały przychodzić. Dowiedziałam się od koleżanki, że widziano go z inną dziewczyną na rynku.

Poczułam się zdradzona przez wszystkich: przez matkę, przez Michała, przez los.

Wtedy zaczęły się moje problemy ze zdrowiem. Przestałam jeść, zamknęłam się w sobie. Mama zabrała mnie do lekarza w Lublinie. Diagnoza: depresja.

– To twoja wina! – krzyczała mama do babci. – Te twoje zabobony tylko ją straszą!

Babcia milczała długo, aż w końcu powiedziała:

– Każda rodzina ma swoje tajemnice. Twoja matka też miała przepowiednię…

Zamarłam.

– Co masz na myśli?

Babcia spojrzała na mnie smutno:

– Twoja matka była zakochana w innym chłopaku przed twoim ojcem. Ale jej matka zabroniła jej z nim być. Powiedziała jej wtedy stara wróżka: „Jeśli wybierzesz rozum zamiast serca, będziesz płakać przez lata”. I tak się stało…

Patrzyłam na mamę inaczej niż dotąd. Zrozumiałam jej ból i gniew.

Minęły lata. Ojciec wrócił z Niemiec chory i zgorzkniały. Basia wyjechała do Anglii za pracą i rzadko dzwoniła do domu. Ja zostałam z mamą i babcią w starym domu na końcu wsi.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem przy stole. Mama spojrzała na mnie łagodniej niż zwykle.

– Przepraszam cię za wszystko – powiedziała cicho. – Bałam się o ciebie tak bardzo…

Poczułam łzy pod powiekami.

– Ja też cię przepraszam…

Babcia uśmiechnęła się smutno:

– Przepowiednie są jak cień – idą za nami wszędzie. Ale to my decydujemy, czy pozwolimy im rządzić naszym życiem.

Dziś mam trzydzieści lat i własną córkę. Czasem łapię się na tym, że powtarzam słowa mojej mamy lub babci. Boję się przepowiedni… ale jeszcze bardziej boję się milczenia między nami kobietami tej rodziny.

Czy można uciec przed przeznaczeniem? Czy każda rodzinna tajemnica musi kiedyś wyjść na jaw? Może to właśnie prawda daje nam wolność… Jak myślicie?