Przepraszam, że nie zdążyłam – historia o matce, córce i utraconym czasie

Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż echo odbiło się po klatce schodowej. Stałam na wycieraczce z walizką w ręku, a łzy spływały mi po policzkach. – I nie waż się wracać! – krzyknęła mama zza drzwi. – Dla mnie już nie istniejesz! To był ten wieczór, kiedy wszystko się rozpadło. Miałam dwadzieścia cztery lata i pierwszy raz w życiu poczułam się naprawdę sama.

Nazywam się Kinga Nowicka. Urodziłam się w małym miasteczku pod Łodzią. Ojca nie pamiętam – zostawił nas, gdy miałam trzy lata. Mama, Barbara, była dla mnie wszystkim: matką, ojcem, nauczycielką i katem w jednym. Wychowywała mnie twardą ręką. – Dziewczynka musi być grzeczna, posłuszna i wdzięczna za wszystko – powtarzała codziennie. Każda moja ocena poniżej piątki kończyła się awanturą. Każda plama na bluzce – krzykiem. Każda próba sprzeciwu – karą.

Mimo to bardzo ją kochałam. Chciałam być najlepsza, żeby była ze mnie dumna. Ale ona nigdy nie była zadowolona. Nawet gdy dostałam się na studia do Łodzi, powiedziała tylko: – Zobaczymy, ile wytrzymasz.

Na studiach poczułam pierwszy powiew wolności. Poznałam ludzi, którzy nie bali się mówić głośno o swoich uczuciach. Zakochałam się w chłopaku z roku – Patryku. Był inny niż wszyscy: czuły, spokojny, zawsze gotowy wysłuchać. Kiedy pierwszy raz przyjechał do mnie na święta, mama patrzyła na niego jak na intruza.

– I co ty w nim widzisz? – spytała po jego wyjeździe. – Przecież to chłopak bez przyszłości! Informatyk… Pewnie będzie całe życie siedział przy komputerze i grał w te swoje gry!

– Mamo, on mnie kocha…

– Miłość? Miłość to bajka dla głupich dziewczynek! Życie to obowiązek!

Wtedy po raz pierwszy odważyłam się jej sprzeciwić. Zaczęły się ciche dni, potem tygodnie bez rozmów. Mama przestała odbierać moje telefony. Gdy wracałam do domu na weekendy, udawała, że mnie nie widzi.

W końcu przestałam jeździć.

Patryk był dla mnie wsparciem. Wynajęliśmy razem kawalerkę na Retkini. Było biednie, ale szczęśliwie. Pracowałam w kawiarni i dorabiałam korepetycjami z angielskiego. Mama nie wiedziała nic o moim życiu – nie chciała słuchać.

Aż pewnego dnia zadzwoniła ciotka Zosia.

– Kinga… Twoja mama trafiła do szpitala. Zawał.

Serce mi zamarło. Rzuciłam wszystko i pobiegłam na dworzec. W pociągu trzęsły mi się ręce, a łzy kapały na kurtkę. W głowie miałam tylko jedno: „Nie zdążyłam… Nie zdążyłam jej przeprosić”.

W szpitalu leżała blada, podłączona do kroplówek. Gdy weszłam do sali, odwróciła głowę do ściany.

– Mamo…

– Po co przyszłaś? – wyszeptała bez siły.

– Bo cię kocham…

Nie odpowiedziała. Siedziałam przy niej całą noc, trzymając ją za rękę. Nad ranem pielęgniarka poprosiła mnie na korytarz.

– Pani mama jest bardzo zamknięta w sobie. Może pani spróbować z nią porozmawiać o czymś miłym? O dzieciństwie?

Spróbowałam.

– Pamiętasz, jak piekłyśmy razem szarlotkę? – zaczęłam nieśmiało.

– Nie mam ochoty wspominać – ucięła krótko.

Wróciłam do Łodzi rozbita. Patryk próbował mnie pocieszać, ale ja coraz bardziej zamykałam się w sobie. Po kilku tygodniach mama wróciła do domu. Nie odezwała się do mnie ani słowem.

Minęły miesiące. Z Patrykiem zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: rachunki, sprzątanie, plany na przyszłość. Czułam się rozdarta między nim a matką, która milczała jak skała.

Pewnego dnia wróciłam do mieszkania i zobaczyłam Patryka pakującego walizkę.

– Kinga… Ja już nie mogę tak żyć. Kocham cię, ale ty jesteś gdzieś daleko…

Nie zatrzymałam go. Po prostu usiadłam na podłodze i płakałam przez całą noc.

Zostałam sama.

Próbowałam dzwonić do mamy, ale nie odbierała. Pisałam listy – bez odpowiedzi. W pracy byłam cieniem samej siebie; szefowa zaproponowała mi urlop na żądanie.

Wtedy zadzwonił telefon.

– Kinga? Tu ciotka Zosia… Mama jest znowu w szpitalu. Tym razem gorzej…

Pojechałam natychmiast. W szpitalu lekarz powiedział mi prosto w oczy:

– Jeśli chce pani coś powiedzieć matce, proszę zrobić to dziś.

Weszłam do sali drżąc jak osika.

– Mamo…

Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Przepraszam… Za wszystko…

Milczała długo, aż w końcu wyszeptała:

– Ja też przepraszam…

To były jej ostatnie słowa do mnie.

Mama zmarła tej nocy. Stałam przy jej łóżku i czułam pustkę większą niż kiedykolwiek wcześniej.

Po pogrzebie wróciłam do pustego mieszkania w Łodzi. Przez wiele tygodni nie potrafiłam spać ani jeść. W pracy ledwo funkcjonowałam. Znajomi próbowali mnie wyciągnąć na kawę czy spacer, ale ja odmawiałam wszystkim.

Któregoś dnia znalazłam w skrzynce list od Patryka:

„Kingo,
Nie wiem, czy jeszcze chcesz ze mną rozmawiać, ale jeśli tak – czekam na Ciebie codziennie o 18:00 w naszej kawiarni.”

Poszłam tam po tygodniu wahania. Siedział przy oknie z kubkiem herbaty i uśmiechnął się na mój widok.

– Czekałem…

Usiadłam naprzeciwko niego i rozpłakałam się jak dziecko.

Dziś minęły dwa lata od śmierci mamy. Z Patrykiem znów jesteśmy razem – powoli uczymy się ufać sobie na nowo. Ale rana po mamie nigdy się nie zagoiła do końca.

Czasem patrzę w lustro i widzę jej twarz: surową, zmęczoną życiem kobietę, która nigdy nie umiała okazać miłości inaczej niż przez wymagania i krytykę.

Czy można przebaczyć komuś, kto nigdy nie nauczył się kochać? Czy można odzyskać rodzinę po tylu latach milczenia?

A Wy? Czy żałujecie czegoś, czego nie zdążyliście powiedzieć swoim bliskim?