Przestałam wspierać córkę finansowo — teraz nie pozwala mi widywać wnuka. Czy naprawdę byłam dla niej tylko portfelem?
— Mamo, nie rozumiesz, ja naprawdę tego potrzebuję! — głos Agaty drżał, a w oczach miała łzy. Stała w moim małym salonie, ściskając w dłoni rachunek za przedszkole Antosia. — Bez twojej pomocy nie dam rady.
Patrzyłam na nią i czułam, jak serce mi pęka. Przez całe życie robiłam wszystko, żeby jej niczego nie brakowało. Pracowałam na dwa etaty w szkole i w sklepie spożywczym, odkładałam każdy grosz, żeby mogła studiować w Warszawie, żeby miała lepszy start niż ja. Teraz, kiedy jestem na emeryturze i ledwo wiążę koniec z końcem, nie mogę już jej pomagać tak jak kiedyś.
— Agatko, sama wiesz, że mam tylko tę emeryturę. Ledwo starcza mi na leki i rachunki. — Mówiłam cicho, niemal szeptem, bo bałam się jej reakcji.
— Zawsze znajdowałaś sposób! — krzyknęła. — A teraz co? Już ci nie zależy?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież oddałabym wszystko za nią i za Antosia. Ale nie mam już z czego.
Agata wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami. Od tamtej pory minęły trzy tygodnie. Nie odezwała się ani razu. Nie odebrała moich telefonów, nie odpisała na wiadomości. Nie przyjechała z Antosiem w niedzielę, choć zawsze razem piekliśmy szarlotkę. Wnuk był dla mnie całym światem — odkąd się urodził, każda chwila z nim była jak promień słońca w mojej szarej codzienności.
Siedzę teraz przy kuchennym stole, patrzę na zdjęcie Antosia z zeszłego lata. Ma na sobie moją starą czapkę i śmieje się szeroko. Wspominam, jak biegaliśmy po parku, jak uczyłam go robić latawce z gazet. Czy to wszystko już przepadło?
W głowie słyszę słowa Agaty: „Już ci nie zależy?” Czy naprawdę tak myśli? Czy przez te wszystkie lata byłam dla niej tylko portfelem?
Pamiętam, jak była mała i chorowała na zapalenie płuc. Siedziałam przy jej łóżku całą noc, przykładałam chłodne kompresy do czoła i modliłam się, żeby wyzdrowiała. Potem, kiedy dorastała i zaczęła się buntować, zawsze starałam się być blisko — nawet jeśli nie rozumiałam jej wyborów.
Kiedy urodził się Antoś, Agata była sama. Jacek odszedł jeszcze przed porodem. Pomogłam jej wtedy jak mogłam — finansowo i emocjonalnie. Nigdy nie wypominałam jej błędów, bo wiedziałam, że życie potrafi być okrutne.
Teraz czuję się jak zużyta chusteczka — potrzebna tylko wtedy, gdy trzeba coś wytrzeć albo naprawić. Gdy już nie mam czym pomóc, zostaję odrzucona.
Wczoraj spotkałam sąsiadkę, panią Zofię. Zapytała: — Co u Agatki? Dawno jej nie widziałam.
Zacisnęłam usta i odpowiedziałam wymijająco: — Wszystko dobrze, jest bardzo zajęta.
Ale prawda jest taka, że nie wiem, co u niej. Nie wiem nawet, czy Antoś pamięta jeszcze babcię.
Wieczorem zadzwoniłam do Agaty jeszcze raz. Usłyszałam tylko automatyczną sekretarkę: „Nie mogę teraz odebrać”.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym, gdzie popełniłam błąd. Czy za bardzo ją rozpieściłam? Czy powinnam była nauczyć ją większej samodzielności? A może to ja jestem winna temu wszystkiemu?
W końcu napisałam do niej wiadomość:
„Agatko, bardzo za Wami tęsknię. Wiem, że jest Ci ciężko, ale ja naprawdę nie mam już jak pomagać finansowo. Chciałabym chociaż zobaczyć Antosia i przytulić Was oboje. Kocham Cię.”
Nie odpisała.
Minął kolejny tydzień. W niedzielę upiekłam szarlotkę — tak jak zawsze robiłyśmy razem z Antosiem. Zapach cynamonu rozchodził się po całym mieszkaniu, ale nikt nie przyszedł.
Zadzwonił telefon — przez chwilę miałam nadzieję, że to Agata. Ale to była pani Zofia z zaproszeniem na herbatę.
— Pani Mario — powiedziała ciepło — proszę do mnie wpaść wieczorem. Nie można tak siedzieć samemu.
Poszłam do niej z kawałkiem szarlotki. Rozmawiałyśmy długo o dawnych czasach i o tym, jak trudno jest być matką.
— Czasem dzieci zapominają, ile dla nich zrobiłyśmy — westchnęła pani Zofia. — Ale serce matki nigdy nie przestaje kochać.
Tej nocy śnił mi się Antoś. Przyszedł do mnie z bukietem mleczy i powiedział: „Babciu, tęskniłem”. Obudziłam się z mokrymi policzkami.
Dziś rano znów próbowałam zadzwonić do Agaty. Bez skutku.
Czuję się niewidzialna. Jakby całe moje życie sprowadzało się do tego jednego pytania: czy jestem coś warta bez pieniędzy? Czy moja miłość naprawdę nic nie znaczy?
Może powinnam była być twardsza? Może powinnam była powiedzieć „nie” wcześniej? A może to wszystko minie i Agata zrozumie, że matka to nie tylko portfel?
Siedzę przy oknie i patrzę na dzieci bawiące się na podwórku. Marzę o tym, żeby jeszcze raz usłyszeć śmiech Antosia w moim mieszkaniu.
Czy naprawdę można przestać być potrzebnym własnemu dziecku tylko dlatego, że nie ma się już pieniędzy? Czy miłość matki ma termin ważności?
Czekam…
Może ktoś z Was też przez to przechodzi? Jak sobie radzicie z samotnością i odrzuceniem przez najbliższych?