Przez łzy i gniew: Jak podjęłam decyzję o domu opieki dla taty i straciłam rodzinę
– Nie wierzę, że to robisz, Anka! – głos mojej siostry, Magdy, przeszył ciszę jak nóż. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni rodziców, a tata spał w swoim pokoju, nieświadomy burzy, która właśnie się rozpętała.
– Magda, nie mam już siły. Próbowałam wszystkiego. On potrzebuje opieki przez całą dobę, a ja… Ja już nie daję rady – odpowiedziałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– To twoja wymówka? Że nie masz czasu? Że masz swoją rodzinę? – syknęła. – On nas wychował, poświęcił dla nas wszystko, a ty go teraz oddajesz obcym ludziom?
Chciałam jej odpowiedzieć, że to nie tak. Że przez ostatnie dwa lata moje życie kręciło się wokół taty: jego leków, kąpieli, nocnych pobudek, strachu przed kolejnym upadkiem. Że mój mąż, Tomek, coraz częściej spał na kanapie, bo nie miał już siły słuchać mojego płaczu. Że moje dzieci zaczęły mnie unikać, bo byłam wiecznie zmęczona i rozdrażniona. Ale Magda nie chciała słuchać.
Wyszła trzaskając drzwiami. Zostałam sama w kuchni. Przypomniałam sobie dzień, kiedy tata pierwszy raz zapomniał mojego imienia. To był szok. Zawsze był taki silny – inżynier, który sam naprawiał wszystko w domu, nawet kiedy mama zachorowała i zmarła dziesięć lat temu. Po jej śmierci zamieszkał ze mną. Mówił: „Nie chcę być ciężarem”. A ja obiecałam sobie, że nigdy go nie zostawię.
Ale Alzheimer jest bezlitosny. Najpierw zapominał drobiazgów: gdzie położył klucze, czy już jadł śniadanie. Potem przestał poznawać sąsiadów. Zaczął wychodzić z domu w środku nocy. Raz znalazła go policja na przystanku autobusowym pięć kilometrów od domu. Wtedy pierwszy raz pomyślałam o domu opieki.
Ale przecież Polacy nie oddają rodziców do domów starców – powtarzała mi Magda. – To wstyd! To tchórzostwo! A ja czułam się coraz bardziej winna.
Pewnego wieczoru tata przewrócił się w łazience. Leżał na zimnych kafelkach przez godzinę, zanim go znalazłam. Wtedy podjęłam decyzję.
Dom opieki na obrzeżach miasta był czysty i jasny. Pani Basia, pielęgniarka, pokazała mi pokój taty: łóżko przy oknie, szafka na zdjęcia rodzinne. Tata patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem.
– Aniu… – powiedział cicho. – Czy ja tu zostanę?
– Tylko na trochę, tato. Tu będą o ciebie dbać…
Nie płakał. Ja płakałam za nas oboje.
Od tamtej pory Magda przestała się do mnie odzywać. Brat, Piotrek, napisał mi SMS-a: „Nie licz na mnie więcej”. Nawet ciotka Ela zadzwoniła z pretensjami: „Jak mogłaś tak zrobić własnemu ojcu?”
Tylko Tomek próbował mnie pocieszyć:
– Anka, zrobiłaś wszystko co mogłaś. Tata jest bezpieczny.
Ale ja wciąż słyszałam w głowie głos Magdy: „To twoja wymówka?”
Każda wizyta w domu opieki była dla mnie jak kara. Tata coraz rzadziej mnie poznawał. Czasem pytał o mamę. Czasem mówił do mnie „pani”. Raz powiedział:
– Dziękuję, że przyszła pani do mnie…
Wyszłam wtedy na korytarz i rozpłakałam się jak dziecko.
Zaczęłam chodzić na terapię. Psycholog mówiła: „Nie jesteś złą córką. Jesteś człowiekiem”. Ale czy człowiek powinien oddać własnego ojca obcym?
W pracy zaczęli pytać: „Co u taty?” Kłamałam: „Dobrze sobie radzi”. Nikt nie chciał słyszeć prawdy.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie pani Basia:
– Pani Aniu, tata miał dziś dobry dzień. Uśmiechał się do zdjęcia z panią i z wnukami.
Zawiozłam dzieci do taty w weekend. Siedzieliśmy razem przy stole, jedliśmy ciasto drożdżowe z rodzynkami – jego ulubione. Przez chwilę było jak dawniej.
Ale potem wróciłam do pustego mieszkania i znów poczułam się winna.
Czasem myślę: czy gdybym była silniejsza, mogłabym dłużej się nim opiekować? Czy Magda miałaby rację? Czy jestem egoistką?
A może to świat jest taki okrutny dla tych, którzy muszą wybierać między miłością a własnym zdrowiem?
Czy Wy też kiedyś musieliście podjąć taką decyzję? Jak sobie z tym poradziliście? Czy można wybaczyć sobie coś takiego?