„Rodzice zapisali dom tylko tobie? To koniec naszego kontaktu” – historia o tym, jak majątek podzielił rodzinę na zawsze
– Rodzice zapisali dom tylko tobie? To koniec naszego kontaktu – powiedział mój brat, Michał, patrząc na mnie wzrokiem, którego nie zapomnę do końca życia. Stał w progu kuchni, zaciśnięte pięści, twarz czerwona od gniewu i rozczarowania. W tej jednej chwili wszystko, co nas łączyło przez trzydzieści lat – wspólne święta, dziecięce sekrety, nawet te głupie kłótnie o pilota do telewizora – rozsypało się jak domek z kart.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Przecież nie prosiłam o ten dom. To rodzice zdecydowali. Mama powtarzała: „Ty się nami opiekowałaś, kiedy tata był w szpitalu. Michał zawsze był zajęty sobą”. Ale ja nie chciałam nagrody. Chciałam tylko, żebyśmy byli rodziną.
– Michał, proszę cię… – zaczęłam cicho.
– Nie! – przerwał mi ostro. – Zawsze byłaś ich ulubienicą. Teraz masz wszystko. Gratuluję.
Wyszedł trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby. Zostałam sama w kuchni, z dokumentem notarialnym na stole i ciszą, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.
Od tamtego dnia minęły dwa lata. Dwa lata bez telefonu od Michała, bez jego obecności na świętach, bez wspólnych żartów przy stole. Mama płakała po nocach, tata zamknął się w sobie. Próbowałam dzwonić do brata, pisałam SMS-y, nawet pojechałam pod jego blok. Nigdy nie otworzył drzwi.
Czasem wracam myślami do tamtego popołudnia. Czy mogłam coś zrobić inaczej? Może powinnam była odmówić przyjęcia domu? Ale wtedy rodzice by się obrazili. „To dla twojego bezpieczeństwa” – tłumaczyli. „Michał sobie poradzi”.
Pamiętam nasze dzieciństwo. Michał był moim bohaterem – starszy o dwa lata, zawsze pierwszy do obrony przed szkolnymi łobuzami. Raz, kiedy miałam siedem lat i złamałam rękę na rowerze, nosił mi tornister przez cały miesiąc. Wieczorami wymyślaliśmy własne historie o duchach zamieszkujących nasz dom. Śmialiśmy się do łez.
A teraz? Teraz ten dom jest dla mnie przekleństwem. Każdy kąt przypomina mi o tym, co straciłam.
Któregoś dnia mama zapytała: – Może powinnaś sprzedać dom i podzielić się z Michałem?
Zastanawiałam się nad tym długo. Ale czy to coś zmieni? Czy pieniądze uleczą to pęknięcie?
Pewnego wieczoru zadzwonił dzwonek do drzwi. Serce mi zamarło – przez wizjer zobaczyłam Michała. Stał sztywno, z rękami w kieszeniach.
– Mogę wejść? – zapytał cicho.
Skinęłam głową i odsunęłam się na bok.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Przez chwilę milczeliśmy.
– Przyszedłem po dokumenty – powiedział w końcu chłodno.
– Jakie dokumenty?
– Chcę mieć pewność, że nie będziesz mnie ścigać o jakieś spadki po rodzicach.
Zabolało mnie to bardziej niż jego wcześniejsze słowa. – Michał… ja nigdy nie chciałam tego domu sama. Możemy go sprzedać i podzielić się…
Prychnął pogardliwie. – Teraz chcesz się dzielić? Po dwóch latach?
– Próbowałam się z tobą skontaktować tyle razy…
– Nie rozumiesz! – wybuchł nagle. – To nie chodzi o pieniądze! Chodzi o to, że rodzice wybrali ciebie! Jak myślisz, jak to jest być tym gorszym?
Zamilkłam. Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach łzy.
– Michał…
– Wiesz co bolało najbardziej? Że nawet nie zapytali mnie o zdanie. Po prostu postanowili, że nie jestem wystarczająco dobry.
Siedzieliśmy tak długo w milczeniu. W końcu Michał wstał.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek ci wybaczę – powiedział cicho i wyszedł.
Tego wieczoru długo płakałam. Zrozumiałam wtedy, że czasem decyzje dorosłych ranią najbardziej tych, którzy najmniej na to zasłużyli.
Dziś dom stoi pusty. Rodzice nie żyją od kilku miesięcy. Ja mieszkam gdzie indziej, Michał wyjechał za granicę. Nie rozmawiamy ze sobą od tamtej wizyty.
Często pytam siebie: czy naprawdę warto było walczyć o ten dom? Czy majątek jest wart więcej niż rodzina? Może gdybyśmy potrafili rozmawiać szczerze wcześniej…
Czy ktoś z was też stracił rodzinę przez pieniądze? Jak można odbudować coś, co pękło tak głęboko?