Samotność, pies i tajemnica: Historia Julki z Przasnysza

Weszłam do zatłoczonej sali w przasnyskim domu kultury, ściskając w dłoni słoik pełen drobnych. Miałam dziewięć lat i czułam się, jakbym miała sto – tak bardzo bolało mnie serce. Ludzie rozmawiali głośno, śmiali się, a ja tylko patrzyłam na klatkę stojącą na środku sceny. W niej siedział on – Rocky, owczarek niemiecki, pies mojego taty. Pies, który jeszcze niedawno spał pod moim łóżkiem i czekał na powrót swojego pana.

Tata był policjantem. Zginął podczas interwencji w listopadzie. Od tamtej pory mama prawie nie wychodziła z łóżka, a ja… ja przestałam mówić. W szkole nikt nie wiedział, jak ze mną rozmawiać. Ciocia Basia próbowała mnie rozśmieszać, ale jej żarty brzmiały jakby były z innego świata. Tylko Rocky rozumiał moje milczenie. Każdej nocy kładł łeb na moich kolanach i patrzył na mnie tymi swoimi mądrymi oczami.

Po śmierci taty komenda zdecydowała, że Rocky przechodzi na emeryturę i zostanie wystawiony na aukcji. „To tylko pies służbowy” – powiedział komendant do mamy przez telefon. Mama nie miała siły walczyć. Ja miałam tylko słoik drobnych i obietnicę daną tacie: „Zawsze będę dbać o Rockiego”.

W sali panował gwar. Przed sceną stali dwaj mężczyźni – jeden w garniturze, drugi w roboczych butach i kurtce z logo firmy ochroniarskiej. Słyszałam ich rozmowę:

– Taki pies to skarb. U mnie na magazynie się przyda – mówił ten w kurtce.
– A ja go wezmę dla syna, zawsze chciał mieć owczarka – odpowiedział drugi.

Nikt nie patrzył na mnie. Nawet mama została w domu, nie miała siły przyjść. Stałam sama, z słoikiem w ręku i drżącymi kolanami.

Aukcję prowadził pan Zbyszek, znajomy taty. Zaczął od tysiąca złotych. Cena rosła szybko – dwa tysiące, trzy…

Wtedy podniosłam rękę.

– Ile masz, dziewczynko? – zapytał pan Zbyszek łagodnie.

– Sto siedemdziesiąt cztery złote i dwadzieścia groszy – wyszeptałam.

Ludzie zaczęli się śmiać. Ktoś rzucił:

– Dziecko, tu się licytuje poważnie!

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Ale Rocky wstał w klatce i zaszczekał głośno. Cała sala ucichła.

Pan Zbyszek spojrzał na mnie długo. Potem na Rockiego.

– Może ktoś chce dołożyć do Julki? – zapytał nagle.

Cisza. Nikt się nie ruszył.

Wtedy podeszła do mnie starsza pani w zielonym płaszczu – pani Helena z sąsiedztwa.

– Ja dam pięćdziesiąt złotych – powiedziała cicho.

Za nią ruszył pan Marek ze sklepu spożywczego:

– Ja dorzucam stówę!

Nagle ludzie zaczęli wyciągać portfele. Ktoś wrzucił dwuzłotówkę do mojego słoika, ktoś inny banknot dziesięciozłotowy. Nawet ten pan w roboczej kurtce podszedł i rzucił: „Niech ma dzieciak psa”.

W ciągu kilku minut miałam ponad dwa tysiące złotych.

Pan Zbyszek spojrzał na mnie z uśmiechem:

– Wygląda na to, że Rocky wraca do domu.

Wybiegłam na scenę i przytuliłam się do klatki. Rocky polizał mnie po dłoni przez kraty. Ludzie bili brawo, a ja płakałam ze szczęścia.

Ale to nie był koniec tej historii.

Gdy wróciłyśmy z mamą do domu (bo mama jednak przyszła po mnie pod dom kultury), czekała na nas ciocia Basia z walizką.

– Nie mogę już tu mieszkać – powiedziała do mamy. – Ty tylko leżysz i płaczesz! Julka chodzi sama po mieście! Ja mam swoje życie!

Mama wybuchła płaczem:

– Myślisz, że mi łatwo?! Straciłam męża! Nie wiem, jak żyć!

Stałam w korytarzu z Rocky’m przy nodze i patrzyłam, jak dwie najważniejsze kobiety w moim życiu kłócą się o to, kto ma prawo być bardziej nieszczęśliwy.

Przez kolejne dni mama prawie się nie odzywała. Ja chodziłam z Rocky’m po polach za miastem. Pewnego dnia znalazłam w jego obroży mały klucz i karteczkę: „Julka, jeśli coś mi się stanie – idź do szopy za domem dziadka”.

Serce mi zamarło. Dziadek zmarł rok wcześniej, ale szopa stała nietknięta.

Wieczorem wymknęłam się z domu z Rocky’m. W szopie znalazłam stary kufer taty. W środku były dokumenty – zdjęcia ludzi, listy, jakieś notatki o podejrzanych interesach w mieście. Były tam też zdjęcia tego pana w garniturze z aukcji…

Następnego dnia poszłam z tym do mamy.

– Mamo… to zostawił tata – powiedziałam cicho.

Mama spojrzała na papiery i nagle jakby się obudziła ze snu.

– To… to są dowody! Twój tata prowadził śledztwo! Julka… musimy iść na policję!

Bałyśmy się obu – ja i mama – ale poszłyśmy razem na komisariat. Policjanci patrzyli na nas dziwnie, ale gdy zobaczyli dokumenty taty, zrobiło się zamieszanie.

Kilka dni później przyszli do nas dziennikarze. Okazało się, że tata odkrył powiązania lokalnych biznesmenów z przestępcami i dlatego zginął podczas interwencji – ktoś go wystawił.

Mama zaczęła walczyć o sprawiedliwość dla taty. Ja wróciłam do szkoły i zaczęłam mówić – najpierw do Rocky’ego, potem do ludzi.

Z czasem nasz dom znów zaczął pachnieć obiadem i śmiechem. Mama znalazła pracę w bibliotece. Ciocia Basia wróciła po kilku miesiącach i przeprosiła za wszystko.

Rocky był ze mną aż do końca podstawówki. Był moim bohaterem – tak jak tata.

Czasem pytam siebie: czy gdybym wtedy nie weszła na tę aukcję sama, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy odwaga dziecka może zmienić los całej rodziny?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?