Sen, który ostrzegł mnie przed tragedią: Historia Anny z Krakowa

„Nie otwieraj tych drzwi, Anno!” – usłyszałam w głowie głos mojej nieżyjącej babci, gdy dzwonek rozbrzmiał po raz drugi. Stałam w kuchni, ręce miałam lepkie od octu i przypraw, bo właśnie marynowałam grzyby z lasu, które zebrałam z Zosią poprzedniego dnia. Tomasz, mój mąż, wyjechał rano do Warszawy na spotkanie służbowe i zabrał klucze. W domu byłyśmy tylko my dwie. Zosia bawiła się w swoim pokoju, śpiewając pod nosem piosenkę o jesieni.

Dzwonek nie ustawał. „Kto to może być?” – mruknęłam pod nosem, wycierając ręce o fartuch. Przez chwilę zawahałam się, bo od rana czułam dziwny niepokój. W nocy miałam sen – taki żywy, że do tej pory czułam ciarki na plecach. Śniło mi się, że ktoś stoi pod naszymi drzwiami i woła o pomoc, a ja otwieram… i wtedy wszystko pogrąża się w ciemności. Obudziłam się z krzykiem, a Zosia przyszła do mnie przestraszona. Uspokoiłam ją, ale sama nie mogłam już zasnąć.

Teraz ten sen wrócił do mnie z całą mocą. Dzwonek zabrzmiał po raz trzeci. „Mamo, ktoś przyszedł?” – zapytała Zosia, wychylając głowę z pokoju. „Tak, kochanie. Zaraz zobaczę kto to” – odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie. Podeszłam do wizjera i zobaczyłam mężczyznę w ciemnej kurtce. Nie wyglądał znajomo.

– Czego pan chce? – zapytałam przez drzwi.
– Przepraszam, czy to mieszkanie państwa Nowaków? – odpowiedział głos z drugiej strony.
– Nie, pomyłka – powiedziałam szybko i nie otworzyłam drzwi.

Mężczyzna jeszcze przez chwilę stał pod drzwiami, potem usłyszałam jego kroki na klatce schodowej. Serce waliło mi jak młotem. Przypomniałam sobie słowa babci ze snu: „Nie otwieraj tych drzwi”.

Chciałam wrócić do kuchni i udawać, że nic się nie stało, ale nie mogłam przestać myśleć o tym dziwnym śnie i o tym człowieku. Zadzwoniłam do Tomasza.

– Kochanie, wszystko w porządku? – zapytał zmęczonym głosem.
– Ktoś był pod drzwiami… Nie otworzyłam. Miałam dziwny sen tej nocy…
– Anna, proszę cię, nie martw się. Może to rzeczywiście pomyłka. Zamknij dobrze drzwi i nie otwieraj nikomu obcemu.

Ale ja nie mogłam się uspokoić. Przez cały dzień czułam się jakby ktoś mnie obserwował. Zosia też była niespokojna – co chwilę przychodziła do kuchni i pytała, czy wszystko w porządku.

Wieczorem zadzwoniła sąsiadka z dołu, pani Halina.

– Aniu, słyszałaś co się stało na naszej klatce? Ktoś próbował włamać się do mieszkania państwa Kowalskich! Policja była u nich przez pół dnia!

Zamarłam. To przecież piętro niżej! Czy to ten sam mężczyzna? Czy gdybym otworzyła drzwi…

Noc była niespokojna. Leżałam obok Zosi i nasłuchiwałam każdego szmeru. Przypomniałam sobie babcię – zawsze mówiła, że sny mogą być przestrogą. Może to ona próbowała mnie ostrzec?

Następnego dnia Tomasz wrócił wcześniej niż planował.

– Anna, musimy porozmawiać – powiedział poważnie już od progu.
– Co się stało?
– Dostałem telefon z pracy… Ktoś próbował włamać się do naszego mieszkania w nocy. Policja znalazła ślady na drzwiach balkonowych.

Poczułam jak nogi uginają mi się pod ciężarem tej wiadomości.

– Ale przecież… byliśmy w domu! Nic nie słyszałyśmy!
– Może dlatego nic się nie stało…

Przez kolejne dni żyliśmy w napięciu. Tomasz zamontował dodatkowe zamki i alarm. Ja zaczęłam spać niespokojnie, budziłam się przy każdym hałasie. Zosia była rozdrażniona i płaczliwa.

Pewnego wieczoru usiadłam z Tomaszem przy stole.

– Wiesz… ja naprawdę wierzę, że ten sen mnie ostrzegł – powiedziałam cicho.
– Anna…
– Nie śmiej się ze mnie! Babcia zawsze mówiła, że sny są ważne…
– Nie śmieję się. Może rzeczywiście coś w tym jest…

Milczeliśmy przez chwilę. Wtedy zadzwonił telefon – to była mama Tomasza.

– Tomaszku, czy wszystko u was dobrze? Słyszałam o włamaniach w waszej okolicy…
– Tak, mamo. Wszystko pod kontrolą.

Po rozmowie spojrzał na mnie poważnie.

– Anna… może powinniśmy pomyśleć o przeprowadzce?

Zamarłam. Nasze mieszkanie było naszym domem od dziesięciu lat. Tu wychowywała się Zosia, tu mieliśmy tyle wspomnień… Ale czy bezpieczeństwo rodziny nie jest ważniejsze?

Przez kolejne tygodnie rozważaliśmy różne opcje. Zosia płakała na myśl o zmianie szkoły i zostawieniu przyjaciółek. Ja czułam się rozdarta – z jednej strony chciałam chronić rodzinę, z drugiej nie chciałam opuszczać miejsca, które kochałam.

W końcu zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę na obrzeża Krakowa. Nowe miejsce było spokojniejsze, mieliśmy ogród i więcej przestrzeni dla Zosi. Ale długo nie mogłam pozbyć się lęku – każdej nocy nasłuchiwałam odgłosów za oknem.

Czasem zastanawiam się: co by było, gdybym wtedy otworzyła drzwi? Czy wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy sny naprawdę mogą nas ostrzegać przed niebezpieczeństwem? A może to tylko przypadek? Do dziś nie znam odpowiedzi… Ale wiem jedno: czasem warto posłuchać swojej intuicji – nawet jeśli wydaje się irracjonalna.