Serce matki rozdarte: Prawda, która zabolała całą rodzinę
Drzwi trzasnęły z hukiem, a ja aż podskoczyłam na krześle. W kuchni unosił się zapach świeżo upieczonego chleba, ale w powietrzu czuć było coś jeszcze – napięcie, które narastało od miesięcy. Wpadła do domu moja synowa, Kinga, z oczami pełnymi łez i gniewu. Za nią szli moi wnukowie – Bartek i Lena – skuleni, jakby bali się własnego cienia.
– Pani Elżbieto, musimy porozmawiać – zaczęła Kinga, głos jej drżał. – Dłużej tak nie wytrzymam.
Spojrzałam na nią zaskoczona. – Co się stało?
Bartek rzucił tornister na podłogę i wybiegł do swojego pokoju. Lena została w przedpokoju, ściskając w dłoniach pluszowego misia.
– Dzieci płaczą po każdej wizycie u pani – Kinga mówiła coraz szybciej. – Bartek mówi, że babcia kocha tylko Zuzę i Michała. Że dla nich jest wszystko: najlepsze ciasto, prezenty, wycieczki do kina. A moje dzieci? Czują się jak intruzi!
Zamarłam. Zuza i Michał to dzieci mojej córki, Iwony. Odkąd się urodzili, rzeczywiście spędzałam z nimi więcej czasu – mieszkali piętro niżej, zawsze byli pod ręką. Ale czy naprawdę aż tak zaniedbałam Bartka i Lenę? Czy moje serce mogło być aż tak ślepe?
– Kinga… – zaczęłam niepewnie.
– Nie! – przerwała mi. – Dziś Lena wróciła roztrzęsiona. Powiedziała, że nie chce już jeździć do babci. Że babcia nawet nie przytuliła jej na pożegnanie, tylko pogoniła do samochodu, bo Zuza miała lekcje gry na pianinie.
Poczułam, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Przecież kocham wszystkie wnuki… czyżby?
Kinga patrzyła na mnie z wyrzutem. – Proszę mi powiedzieć szczerze: czy moje dzieci są dla pani gorsze?
W tej chwili do kuchni wszedł mój syn, Paweł. Zmarszczył brwi widząc napiętą atmosferę.
– Co tu się dzieje?
– Zapytaj swoją matkę! – syknęła Kinga. – Moje dzieci są dla niej niewidzialne!
Paweł spojrzał na mnie pytająco. – Mamo?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, z pokoju wybiegła Lena, łzy płynęły jej po policzkach.
– Babciu… czy ja naprawdę jestem gorsza od Zuzi? – zapytała cicho.
To pytanie przebiło moje serce na wskroś. Uklękłam przy niej i przytuliłam ją mocno.
– Nie jesteś gorsza, kochanie… Nigdy nie byłaś.
Ale czy sama w to wierzyłam?
Kinga zabrała dzieci i wyszła trzaskając drzwiami. Paweł został ze mną w kuchni.
– Mamo, musisz to naprawić – powiedział cicho. – Ja też to widzę. Zawsze byłaś bliżej Iwony i jej dzieci. My z Kingą zawsze byliśmy jakby obok.
Zacisnęłam dłonie na fartuchu. Przed oczami stanęły mi wszystkie te chwile: jak biegłam z Zuzą do lekarza, jak Michał nocował u mnie podczas choroby… Bartek i Lena byli wtedy u swojej drugiej babci albo w domu z Kingą.
– Przecież ich kocham… – wyszeptałam bezradnie.
– Ale oni tego nie czują – odpowiedział Paweł. – I my też nie.
Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Wspomnienia wracały falami: jak Iwona płakała po rozwodzie i zamieszkała u mnie z dziećmi; jak Paweł wyprowadził się do własnego mieszkania i rzadko dzwonił; jak Kinga zawsze była taka samodzielna, dumna… Może za bardzo przywykłam do tego, że Iwona mnie potrzebuje?
Następnego dnia zadzwoniłam do Iwony.
– Cześć mamo! Zuza dostała piątkę z matematyki! – wykrzyknęła radośnie córka.
– Cieszę się, ale… musimy porozmawiać poważnie – przerwałam jej entuzjazm. – Czy ty też widzisz, że twoje rodzeństwo czuje się przeze mnie odtrącone?
Iwona zamilkła na chwilę.
– Mamo… Ja zawsze czułam się twoją ulubienicą. Ale nigdy nie myślałam o tym w ten sposób… Może rzeczywiście powinnaś więcej czasu spędzać z Bartkiem i Leną?
Po tej rozmowie postanowiłam działać. Zadzwoniłam do Kingi i poprosiłam o spotkanie.
Spotkałyśmy się w kawiarni na rynku. Kinga była spięta, ale przyszła sama.
– Chcę przeprosić – zaczęłam od razu. – Byłam ślepa na waszą krzywdę. Skupiłam się na Iwonie i jej dzieciach, bo ona była sama po rozwodzie… Ale to nie usprawiedliwia tego, co zrobiłam twoim dzieciom.
Kinga spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Naprawdę pani to widzi?
– Tak. Chcę to naprawić. Proszę, dajcie mi jeszcze jedną szansę.
W oczach Kingi pojawiły się łzy ulgi.
– Bartek bardzo panią kocha… Lena też. Oni tylko chcieli być dla pani ważni.
Od tamtej pory zaczęłam zapraszać Bartka i Lenę częściej. Jeździliśmy razem na lody, chodziłam na ich szkolne przedstawienia, pomagałam w lekcjach. Starałam się być taką babcią dla nich, jaką byłam dla Zuzy i Michała.
Ale rany goją się powoli. Bartek długo był nieufny, Lena potrzebowała wielu rozmów i przytuleń, zanim znów zaczęła się uśmiechać w mojej obecności.
Najtrudniej było mi spojrzeć w lustro i przyznać przed sobą: zawiodłam jako matka i babcia. Faworyzowanie jednych dzieci kosztem drugich zostawia blizny na całe życie.
Dziś próbuję naprawić swoje błędy każdego dnia. Ale czasem pytam siebie: czy można odzyskać zaufanie tych, których nieświadomie skrzywdziło się najbardziej? Czy wy też kiedyś musieliście zmierzyć się z prawdą o sobie tak bolesną, że aż trudno ją wypowiedzieć na głos?