Ślub mojej siostry wywrócił nasze życie do góry nogami: Babcia wprowadza się do nas i czuje się ciężarem
– Znowu zostawiłaś kubek na stole! – Babcia krzyczy z kuchni, a ja czuję, jak narasta we mnie irytacja. Przecież to tylko kubek, myślę, ale wiem, że nie chodzi o naczynia. Chodzi o coś więcej, o to, że od dwóch miesięcy nasze mieszkanie nie jest już takie samo. Wszystko zaczęło się od ślubu mojej siostry, Magdy. Miało być pięknie, miało być jak w bajce. I było – przez jeden wieczór.
Pamiętam, jak Magda w białej sukni płakała ze szczęścia, a mama tuliła ją do siebie. Ja stałam z boku, z kieliszkiem szampana i dziwnym uczuciem w żołądku. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten dzień wywróci nasze życie do góry nogami.
Babcia została sama. Dziadek zmarł rok wcześniej, a Magda wyprowadziła się do męża. Mama uznała, że nie możemy zostawić babci samej w jej starym mieszkaniu na Pradze. – Przecież ona sobie nie poradzi – mówiła. – A ty? – zapytałam wtedy. – Ja? Ja pracuję całymi dniami. Ty masz zajęcia zdalne na uczelni, możesz być z nią w domu.
I tak babcia wprowadziła się do naszego dwupokojowego mieszkania na Ursynowie. Miała spać w moim pokoju, ja przeniosłam się na rozkładaną kanapę w salonie. Od pierwszego dnia czułam się jak gość we własnym domu.
– Nie rozumiem tych twoich studiów – mówiła babcia, kiedy próbowałam uczestniczyć w zajęciach online. – Siedzisz przed tym komputerem całymi dniami, a potem narzekasz, że cię głowa boli. Za moich czasów człowiek pracował rękami!
Czasem miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że to nie jej czasy, że świat się zmienił. Ale gryzłam się w język. Mama powtarzała: – To tylko na chwilę, aż babcia poczuje się lepiej.
Ale ta „chwila” trwała już dwa miesiące i nic nie wskazywało na to, żeby miało się coś zmienić.
Najgorsze były wieczory. Babcia siadała przy stole i zaczynała opowiadać te same historie o wojnie, o tym jak ciężko było zdobyć chleb, jak dziadek przemycał papierosy spod Radomia. Mama słuchała z uśmiechem, ja udawałam zainteresowanie, ale myślami byłam gdzie indziej.
Pewnego dnia wróciłam późno z biblioteki. W drzwiach spotkałam babcię.
– Gdzieś ty była? – zapytała podejrzliwie.
– Uczyłam się z koleżanką.
– Z koleżanką czy z chłopakiem?
Westchnęłam ciężko.
– Babciu, naprawdę…
– Za moich czasów dziewczyna nie włóczyła się po nocach!
Zacisnęłam pięści. Miałam ochotę wyjść i nie wracać.
Wieczorem mama przyszła do mnie do salonu.
– Musisz być dla niej cierpliwa – powiedziała cicho. – Ona naprawdę czuje się tu obco.
– A ja? – zapytałam. – Ja też czuję się obco we własnym domu.
Mama spojrzała na mnie ze smutkiem.
– Wiem… Ale jesteśmy rodziną. Musimy sobie pomagać.
Odwróciłam wzrok. Rodzina… To słowo coraz częściej brzmiało jak wyrok.
Zaczęłam unikać domu. Spędzałam więcej czasu na uczelni, u znajomych. Kiedy wracałam, babcia patrzyła na mnie z wyrzutem.
– Znowu cię nie było cały dzień! Nawet nie pomogłaś mi obrać ziemniaków.
Czułam się winna za każdym razem, gdy próbowałam żyć własnym życiem. Mama była coraz bardziej zmęczona. Często wracała późno z pracy i zasypiała przy stole.
Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię w kuchni.
– Ona mnie tu nie chce! – krzyczała babcia.
– Mamo, przestań! To nieprawda!
– Widzę jak na mnie patrzy! Jakby chciała mnie wyrzucić!
Zamarłam za drzwiami. Poczułam łzy pod powiekami.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z babcią.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy stole.
– Babciu…
– Co?
– Przepraszam, jeśli sprawiam ci przykrość. Po prostu… trudno mi się przyzwyczaić do tej sytuacji.
Babcia spojrzała na mnie długo.
– Ja też tęsknię za swoim domem – powiedziała cicho. – Ale co mam zrobić? Jestem stara i nikomu już niepotrzebna.
Zrobiło mi się jej żal. Chciałam ją przytulić, ale nie umiałam. Między nami była jakaś niewidzialna ściana.
Od tego dnia próbowałam bardziej się starać. Pomagałam babci w kuchni, słuchałam jej opowieści, nawet razem oglądałyśmy „M jak miłość”. Ale czułam, że tracę siebie. Moje życie podporządkowało się rytmowi starszej osoby.
Znajomi przestali mnie zapraszać na imprezy. Zaczęli mówić: „Ola już nie ma czasu”.
Pewnego popołudnia zadzwoniła Magda.
– Jak tam u was?
Opowiedziałam jej wszystko: o kłótniach, o poczuciu winy, o tym jak bardzo tęsknię za swoim pokojem i spokojem.
Magda milczała przez chwilę.
– Może babcia mogłaby zamieszkać u mnie i Tomka? – zaproponowała nagle.
Zaskoczyło mnie to.
– Naprawdę byście dali radę?
– Spróbujemy…
Kiedy powiedziałam o tym mamie i babci, wybuchła kolejna awantura.
– Chcecie się mnie pozbyć! – krzyczała babcia przez łzy.
Mama płakała razem z nią.
A ja stałam pośrodku tej burzy i czułam się jak najgorszy człowiek na świecie.
Minęły dwa tygodnie zanim babcia zgodziła się przeprowadzić do Magdy. W dniu przeprowadzki długo tuliłyśmy się na pożegnanie. Babcia szlochała mi w ramię:
– Przepraszam cię, Olu…
A ja szeptałam:
– To nie twoja wina…
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, poczułam ulgę… i ogromną pustkę jednocześnie.
Dziś siedzę w swoim pokoju i patrzę na zdjęcie babci z młodości. Myślę o tym wszystkim i pytam siebie: Czy można być dobrym wnukiem, nie tracąc przy tym siebie? Czy rodzina zawsze musi oznaczać poświęcenie własnych marzeń?