Sofa, która rozdzieliła rodzinę: Historia o marzeniach, zdradzie i przebaczeniu

Wszystko zaczęło się od tej przeklętej sofy. Gdyby ktoś mi powiedział, że kawałek mebla może rozbić rodzinę, wyśmiałabym go. Ale tamtego wieczoru, kiedy wróciłam do naszego mieszkania na warszawskim Ursynowie, zobaczyłam ją – nową, szarą sofę, która nie powinna była tam stać.

– Skąd ona się tu wzięła? – zapytałam, z trudem łapiąc oddech po pracy w aptece.

Mój mąż, Łukasz, spojrzał na mnie z tym swoim zmęczonym uśmiechem. – Kupiłem ją na raty. Wiesz, jak długo marzyłaś o wygodnej sofie…

Nie odpowiedziałam. Przez chwilę patrzyłam na niego i czułam, jak narasta we mnie gniew. Przecież ustaliliśmy, że nie będziemy robić żadnych większych zakupów, dopóki nie spłacimy kredytu za samochód.

– Łukasz, przecież mówiłam…

– Wiem, wiem – przerwał mi. – Ale była promocja. I… chciałem ci zrobić niespodziankę.

Poczułam łzy pod powiekami. Nie z radości. Z bezsilności. Ostatnie miesiące były dla nas trudne – odkąd straciłam pracę w szpitalu i musiałam zatrudnić się w aptece za połowę pensji, wszystko było na mojej głowie. Łukasz pracował jako kierowca autobusu miejskiego i coraz częściej wracał późno, zmęczony i rozdrażniony.

Sofa stała się symbolem wszystkiego, co było między nami nie tak.

Wieczorem zadzwoniła moja mama.

– Aniu, jak tam u was? – zapytała.

– Dobrze – skłamałam. – Łukasz kupił nową sofę.

– Za co? – usłyszałam w jej głosie niepokój.

– Na raty.

– Aniu…

Nie chciałam słuchać jej kazania. Odkąd tata zmarł na zawał dwa lata temu, mama była jeszcze bardziej przewrażliwiona na punkcie pieniędzy.

– Mamo, muszę kończyć.

Odłożyłam telefon i usiadłam na tej nowej sofie. Była wygodna. Ale czułam się na niej obco.

Następnego dnia po pracy poszłam do banku sprawdzić nasze konto. I wtedy zobaczyłam to – kilka nieznanych mi przelewów. Pożyczki chwilówki na nazwisko Łukasza. Serce mi zamarło.

Wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Łukasz siedział przed telewizorem.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– O czym?

– O tych pożyczkach. I o tej sofie.

Zbladł. Przez chwilę milczał, potem spuścił głowę.

– Przepraszam… Nie chciałem cię martwić. Myślałem, że jakoś to ogarnę…

– Kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć? Kiedy komornik zapuka do drzwi?

Łukasz zaczął się tłumaczyć, że miał nadzieję wygrać trochę pieniędzy w zakładach sportowych, że wszystko robił dla nas… Ale ja już nie słuchałam. W mojej głowie kłębiły się myśli: jak mogliśmy do tego dopuścić? Przecież byliśmy kiedyś szczęśliwi…

Przez kolejne dni unikaliśmy się jak ognia. Ja spałam w pokoju córki, on na tej nowej sofie. Nasza dziesięcioletnia Ola patrzyła na nas szeroko otwartymi oczami i pytała:

– Mamo, czemu tata śpi w salonie?

Nie umiałam jej odpowiedzieć.

W weekend przyszła teściowa. Zawsze była wobec mnie chłodna, ale tego dnia przeszła samą siebie.

– Aniu, może gdybyś lepiej zarządzała domem, Łukasz nie musiałby brać pożyczek – rzuciła z przekąsem przy obiedzie.

Zacisnęłam zęby.

– Może gdyby pani syn był bardziej odpowiedzialny…

Łukasz wstał od stołu i wyszedł trzaskając drzwiami.

Teściowa spojrzała na mnie z pogardą.

– Zawsze wiedziałam, że nie jesteś dla niego odpowiednia.

Po jej wyjściu długo płakałam w łazience. Ola tuliła się do mnie i szeptała:

– Mamusiu, wszystko będzie dobrze…

Ale ja już w to nie wierzyłam.

W poniedziałek po pracy poszłam do kawiarni spotkać się z moją przyjaciółką Magdą.

– Anka, musisz postawić sprawę jasno – powiedziała stanowczo. – Albo on się ogarnie, albo ty bierzesz Olę i idziesz do mamy.

Wróciłam do domu późno. Łukasz siedział na sofie z telefonem w ręku.

– Gdzie byłaś? – zapytał podejrzliwie.

– U Magdy. Musiałam z kimś pogadać.

Popatrzył na mnie długo.

– Aniu… Ja cię kocham. Wiem, że wszystko spieprzyłem… Ale proszę cię, daj mi szansę to naprawić.

Chciałam mu uwierzyć. Naprawdę chciałam. Ale wtedy zadzwonił jego telefon. Na ekranie zobaczyłam imię: „Kasia”.

Zamarłam.

– Kto to? – zapytałam cicho.

Łukasz pobladł i szybko wyłączył telefon.

– Koleżanka z pracy…

Nie uwierzyłam mu. Jeszcze tej samej nocy przejrzałam jego wiadomości. Znalazłam tam coś więcej niż koleżeńskie rozmowy: zdjęcia, serduszka, plany spotkań po pracy.

Rano spakowałam siebie i Olę i pojechałyśmy do mamy.

Łukasz dzwonił przez cały dzień. Pisał wiadomości:

„Anka, to nic nie znaczyło! Proszę cię!”
„Zrobiłem błąd! Kocham cię!”
„Ola tęskni za mną!”

Nie odpowiadałam przez tydzień. Mama była dla mnie wsparciem, ale czułam się jak wrak człowieka. Ola płakała nocami i pytała:

– Mamusiu, czy wrócimy do domu?

Nie wiedziałam, co jej powiedzieć.

Po dwóch tygodniach Łukasz przyszedł pod blok mojej mamy z bukietem kwiatów i łzami w oczach.

– Aniu… Przepraszam za wszystko. Zerwałem z Kasią. Poszedłem na terapię dla zadłużonych… Proszę cię, wróćcie do domu.

Patrzyłam na niego długo. Widziałam w nim człowieka złamanego przez własne błędy – ale też mojego męża sprzed lat, tego, którego pokochałam za poczucie humoru i czułość wobec Oli.

Zgodziłam się wrócić pod jednym warunkiem: wspólna terapia małżeńska i pełna szczerość finansowa.

To nie była łatwa droga. Przez miesiące odbudowywaliśmy zaufanie krok po kroku. Sofa stała się miejscem naszych rozmów – czasem bolesnych, czasem pełnych nadziei. Ola znów zaczęła się uśmiechać.

Dziś wiem jedno: żadna rzecz nie jest warta rodziny ani spokoju ducha. Ale czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy da się odbudować coś, co zostało tak głęboko zranione?

A wy? Czy potrafilibyście zaufać jeszcze raz komuś, kto was zawiódł?