Splot losów w miasteczku: Opowieść o rodzinie, zdradzie i przebaczeniu

Wszystko zaczęło się w środku nocy, kiedy usłyszałem trzask drzwi i krzyk mojej matki. – Michał! Wstawaj, twój ojciec znowu nie wrócił na noc! – Jej głos był rozedrgany, pełen rozpaczy i gniewu. Zerwałem się z łóżka, serce waliło mi jak młotem. Miałem wtedy siedemnaście lat i już od dawna wiedziałem, że coś jest nie tak w naszym domu. Ale tej nocy poczułem, że wszystko się zmieni.

Ojciec wrócił dopiero nad ranem, śmierdzący wódką i obcymi perfumami. Matka rzuciła się na niego z płaczem i krzykiem. – Gdzie byłeś?! Znowu u tej swojej Haliny?! – Ojciec tylko wzruszył ramionami, spojrzał na mnie i powiedział: – Michał, idź do szkoły. To nie twoja sprawa.

Ale to była moja sprawa. Od tamtej pory w naszym domu nie było już spokoju. Matka zamknęła się w sobie, coraz częściej płakała po nocach. Ja starałem się być niewidzialny, ale nie potrafiłem uciec od tego wszystkiego. Mój młodszy brat, Kuba, miał wtedy dziesięć lat i nie rozumiał jeszcze, co się dzieje. – Michał, dlaczego mama płacze? – pytał mnie wieczorami. – Bo tata jest głupi – odpowiadałem z goryczą.

W szkole też nie było łatwo. Koledzy szeptali za moimi plecami, nauczyciele patrzyli na mnie ze współczuciem. Najgorzej było, kiedy spotykałem się z Olą – moją dziewczyną. Jej rodzice byli szczęśliwi, zawsze razem na spacerach, a ja czułem się przy nich jak intruz. Ola próbowała mnie pocieszać: – Michał, może to się jeszcze ułoży? – Ale ja już wtedy wiedziałem, że nic się nie ułoży.

Pewnego dnia matka spakowała walizki i powiedziała: – Chłopcy, jedziemy do babci do Olsztyna. Nie mogę tu dłużej zostać. Ojciec nawet nie próbował nas zatrzymać. Patrzył tylko przez okno, jakbyśmy byli dla niego powietrzem.

U babci było inaczej. Cicho, spokojnie, pachniało świeżym chlebem i ziołami z ogródka. Ale matka była cieniem samej siebie. Siedziała godzinami przy stole, patrząc w okno. – Mamo, wrócimy kiedyś do domu? – zapytał Kuba. – Nie wiem, synku – odpowiedziała cicho.

Minęły tygodnie. W końcu matka podjęła decyzję: rozwód. Babcia popierała ją całym sercem. – Dobrze robisz, Aniu! On cię nigdy nie szanował! – mówiła stanowczo. Ale ja widziałem w oczach matki strach i żal.

Wróciliśmy do naszego miasteczka po kilku miesiącach. Ojciec już mieszkał z Haliną na drugim końcu miasta. Spotykałem go czasem na ulicy – udawał, że mnie nie widzi. Kuba płakał po nocach, a ja czułem w sobie coraz większą złość.

Wtedy zaczęły się prawdziwe problemy. Matka straciła pracę w sklepie spożywczym – właściciel był kolegą ojca i nie chciał „kłopotów”. Zaczęliśmy żyć z zasiłku i pomocy babci. Każda złotówka była na wagę złota.

Pewnego dnia wróciłem do domu wcześniej ze szkoły i usłyszałem rozmowę matki z babcią:
– Aniu, musisz coś zrobić! Tak dalej być nie może!
– Ale co mam zrobić? Nikt mnie nie chce zatrudnić…
– Idź do tej nowej piekarni! Słyszałam, że szukają sprzedawczyni.

Matka poszła następnego dnia i dostała pracę. Była szczęśliwa jak dziecko, pierwszy raz od miesięcy widziałem u niej uśmiech.

Ale wtedy pojawił się ojciec. Przyszedł pod nasz blok wieczorem, pijany jak bela.
– Anka! Wypuść mnie! Muszę pogadać z synami!
Matka zamknęła drzwi na dwa zamki i zadzwoniła po policję.
– Michał, boję się go…
– Mamo, już dobrze… Nie pozwolę mu cię skrzywdzić.

Policja zabrała ojca na izbę wytrzeźwień. Następnego dnia zadzwoniła do nas Halina.
– Michał, twój ojciec jest chory… Może byś go odwiedził?
– Nie mam ojca – odpowiedziałem zimno i odłożyłem słuchawkę.

Wtedy zaczęły się plotki w miasteczku. Sąsiadki szeptały za naszymi plecami:
– Widzisz tę Ankę? Mąż ją zostawił dla innej…
– A ten Michał? Podobno bije się po nocach pod sklepem…

Nie wytrzymałem presji. Zacząłem uciekać z domu, włóczyć się po mieście z kolegami spod ciemnej gwiazdy. Matka płakała coraz częściej.
– Michał, proszę cię… Nie idź tą drogą!
– Już dawno nią idę, mamo – rzuciłem jej w twarz.

Pewnej nocy wróciłem do domu pobity i zakrwawiony. Matka siedziała przy stole z babcią.
– Michał! Co się stało?!
– Nic… Zostawcie mnie!
Babcia spojrzała na mnie surowo:
– Chcesz skończyć jak twój ojciec?
Te słowa zabolały bardziej niż ciosy kolegów.

Wtedy Ola przyszła do mnie do domu pierwszy raz od miesięcy.
– Michał… Boję się o ciebie. Kocham cię…
Popłakałem się jak dziecko w jej ramionach.

Od tamtej pory zacząłem się zmieniać. Przestałem pić, wróciłem do nauki. Pomagałem matce w piekarni po lekcjach.

Ale los nie przestawał nas doświadczać. Babcia zachorowała na raka. Spędzałem przy niej każdą wolną chwilę.
– Michałku… Nie pozwól nigdy nikomu złamać ci serca tak jak twojemu ojcu mnie i twojej mamie…
Zmarła w listopadzie, tuż przed moją maturą.

Po pogrzebie ojciec przyszedł na cmentarz sam, bez Haliny.
– Michał… Przepraszam cię…
Nie odpowiedziałem mu ani słowa.

Maturę zdałem dobrze dzięki Oli i matce. Dostałem się na studia do Warszawy. Kuba został z mamą w miasteczku.

Dziś mam trzydzieści lat i własną rodzinę. Ale tamte wydarzenia wracają do mnie nocami jak koszmary.

Czasem pytam sam siebie: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy rodzina to tylko więzy krwi? Czy może coś więcej?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?