Straciłam cierpliwość, gdy mój syn zapytał, czy może nazywać babcię „mamą”. Moja odpowiedź zaskoczyła wszystkich – a teściowa nie mogła uwierzyć własnym uszom.

– Mamo, a mogę mówić do babci „mamo”? – zapytał mój sześcioletni syn Staś, patrząc na mnie wielkimi, niewinnymi oczami. W pokoju zapadła cisza tak gęsta, że słyszałam tykanie zegara na ścianie. Siedzieliśmy przy stole w ciasnej kuchni mojej teściowej w podwarszawskiej Zielonce. Zupa pomidorowa parowała na talerzach, a ja poczułam, jak moje serce ściska się w żelaznym uścisku.

Nie wiem, co mnie bardziej zabolało – samo pytanie czy to, jak naturalnie Staś je wypowiedział. Moja teściowa, pani Halina, od razu się wyprostowała i spojrzała na mnie z czymś na kształt triumfu w oczach. Mój mąż, Tomek, spuścił wzrok i zaczął nerwowo mieszać łyżką w talerzu. Przez chwilę miałam ochotę wybiec z kuchni i zamknąć się w łazience, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić.

– Dlaczego chcesz tak mówić? – zapytałam cicho, starając się nie zdradzić drżenia głosu.

– Bo babcia zawsze mnie odbiera z przedszkola i robi mi kolację. I czyta bajki. Ty jesteś tylko rano i wieczorem… – odpowiedział Staś szczerze, nieświadomy burzy, którą wywołał.

Poczułam łzy napływające do oczu. Pracowałam w banku w Warszawie – codziennie dojeżdżałam pociągiem godzinę w jedną stronę. Marzyłam o tej pracy od liceum w mojej rodzinnej wsi pod Radomiem. Kiedy dostałam się na studia ekonomiczne w stolicy, cała rodzina była ze mnie dumna. Ale teraz… teraz czułam się jak najgorsza matka na świecie.

– No widzisz, mówiłam ci, że dziecko potrzebuje matki w domu – odezwała się teściowa z satysfakcją. – Ja byłam z Tomkiem przez całe dzieciństwo. I jakoś wyrósł na porządnego człowieka.

Zacisnęłam pięści pod stołem. Ile razy już słyszałam tę litanię? Że kariera to nie dla kobiet, że dzieci potrzebują matki, że dom to najważniejsze miejsce dla kobiety… Ale przecież Tomek też pracował! Tylko nikt nie pytał go o wyrzuty sumienia.

– Staśku – powiedziałam spokojnie, choć głos mi się łamał – babcia jest dla ciebie bardzo ważna i bardzo ją kochasz. Ale mamą jestem ja. Nawet jeśli czasem mnie nie ma tyle, ile bym chciała.

– Ale ja chcę mieć dwie mamy! – upierał się Staś.

Teściowa uśmiechnęła się szeroko i pogładziła go po głowie.

– Widzisz? Dziecko samo wie najlepiej.

Nie wytrzymałam. Wstałam gwałtownie od stołu, aż krzesło zaskrzypiało na linoleum.

– Może powinna pani po prostu mnie zastąpić? – rzuciłam ostro do teściowej. – Skoro uważa pani, że lepiej wychowa mojego syna!

Zapadła cisza. Tomek spojrzał na mnie przerażony. Staś zaczął płakać.

Wyszłam do przedpokoju i oparłam się o ścianę. Oddychałam ciężko, próbując się uspokoić. Przez głowę przelatywały mi obrazy: moja mama pracująca w sklepie spożywczym od świtu do nocy, żebyśmy mieli na zeszyty i buty; ja ucząca się przy kuchennym stole; obietnica, którą sobie złożyłam – że moje dziecko będzie miało wszystko.

Tylko czy „wszystko” znaczyło „mamę w domu”? Czy raczej „mamę spełnioną i szczęśliwą”? Czy można mieć jedno i drugie?

Po chwili usłyszałam ciche kroki. To był Tomek.

– Przepraszam cię – powiedział cicho. – Powinienem był coś powiedzieć…

– Nie chodzi o ciebie – westchnęłam. – Po prostu… czuję się rozdarta. Chciałabym być wszędzie naraz. I czuję się winna za wszystko.

Tomek objął mnie niepewnie.

– Może powinniśmy porozmawiać z mamą? Ustalić jakieś zasady? Bo ona… ona czasem przesadza.

Wróciliśmy do kuchni. Staś siedział na kolanach babci i łkał cicho. Teściowa patrzyła na mnie z mieszaniną litości i wyższości.

– Pani Halino – zaczęłam spokojnie, choć serce waliło mi jak młotem – doceniam wszystko, co pani robi dla Stasia. Naprawdę. Ale proszę nie podważać mojej roli jako matki. To boli mnie i szkodzi Stasiowi.

Teściowa zmrużyła oczy.

– Ja tylko chcę dobrze dla wnuka.

– Wiem. Ale dobrze dla niego to także szacunek dla jego rodziców.

Staś podszedł do mnie i wtulił się w moje ramiona.

– Przepraszam, mamo…

Pocałowałam go w głowę.

– Nie musisz przepraszać. Kocham cię najbardziej na świecie.

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o wszystkich kobietach takich jak ja – rozdartych między domem a pracą, między własnymi marzeniami a oczekiwaniami rodziny. Czy naprawdę musimy wybierać? Czy można być dobrą matką i spełniać swoje ambicje?

Czasem myślę: ile jeszcze razy będę musiała tłumaczyć się z tego, że chcę czegoś więcej niż tylko gotowania zupy? Czy ktoś kiedyś przestanie mnie oceniać? A może to ja sama powinnam przestać siebie karać za to, że jestem po prostu sobą?