Wizyta u teściowej, która zmieniła moje życie: Prawda, której nie chciałam znać

Już od pierwszego kroku na ganek domu mojej teściowej wiedziałam, że coś jest nie tak. Powietrze było ciężkie, choć na zewnątrz pachniało lipą i świeżo skoszoną trawą. Stałam z walizką w ręku, a serce waliło mi jak młot. Drzwi otworzyła mi teściowa – pani Helena, kobieta o stalowym spojrzeniu i uścisku dłoni, który zawsze wydawał się zbyt mocny. Uśmiechnęła się szeroko, ale jej oczy pozostały zimne.

– Witaj, Marto – powiedziała, ściskając mnie na powitanie. – Dobrze, że przyjechałaś. Dawno cię nie było.

Za nią stał mój mąż, Paweł, z synkiem Antosiem na rękach. Uśmiechnął się blado i rzucił tylko:

– Chodź, mama zrobiła sernik.

Weszłam do środka i od razu poczułam znajomy zapach pieczonego ciasta i starego drewna. W kuchni siedziała już szwagierka, Justyna, która nawet nie podniosła wzroku znad telefonu. Atmosfera była napięta jak struna. Próbowałam rozluźnić sytuację:

– Jak tam na wsi? Dużo pracy przy gospodarstwie?

Teściowa spojrzała na mnie z góry:

– Jak zwykle. Ale nie narzekam. Przynajmniej nie muszę się martwić o głupoty.

Poczułam ukłucie w sercu. Wiedziałam, że to przytyk do mnie – do mojej pracy w mieście, do tego, że nie zostałam na wsi jak reszta rodziny. Paweł udawał, że nie słyszy. Antoś bawił się klockami pod stołem.

Przy stole rozmowa zeszła na temat pieniędzy. Teściowa zaczęła narzekać na drożyznę i rachunki.

– W mieście to pewnie inaczej – rzuciła z przekąsem. – Tam to się żyje…

– Mamo, daj spokój – przerwał jej Paweł. – Marta ciężko pracuje.

– Tak? – syknęła Helena. – A kto tu zostaje z dzieckiem, kiedy wy oboje siedzicie w pracy? Ja! I jeszcze mam być wdzięczna?

Zrobiło mi się gorąco. Wiedziałam, że to nie będzie łatwy weekend.

Wieczorem usłyszałam przez uchylone drzwi rozmowę Pawła z matką:

– Ona nigdy nie będzie jedną z nas – mówiła Helena cicho. – Nie rozumie tej ziemi, tej pracy. Ty też już się zmieniłeś przez nią.

– Mamo, kocham Martę. Chcę z nią żyć – odpowiedział Paweł zmęczonym głosem.

– A ja chcę mieć syna przy sobie! – wybuchła Helena. – Nie pozwolę ci odejść!

Zamarłam. Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie.

Następnego dnia rano Antoś obudził się z gorączką. Teściowa od razu zaczęła mnie obwiniać:

– Pewnie go przeziębiłaś tymi swoimi miejskimi zwyczajami! Dziecko powinno spać przy otwartym oknie!

– Przecież spał pod kołdrą… – próbowałam się bronić.

– U nas dzieci nigdy nie chorowały! – krzyknęła Helena.

Paweł próbował mnie bronić, ale widziałam, że jest rozdarty między mną a matką. Justyna tylko przewracała oczami.

Po południu poszłam z Antosiem na spacer nad rzekę. Siedzieliśmy na brzegu, a ja płakałam cicho, żeby syn nie widział. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej.

Wieczorem Paweł przyszedł do mnie do pokoju.

– Marta… Musimy pogadać.

Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.

– Twoja mama mnie nienawidzi – wyszeptałam.

– Ona po prostu boi się zostać sama… Ale ja nie wiem już, co robić. Nie chcę wybierać między tobą a nią.

– Ale musisz! – wybuchłam. – Albo my i nasze dziecko, albo twoja matka!

Paweł spuścił głowę.

Następnego dnia rano spakowałam walizkę.

– Wyjeżdżam do mamy do Krakowa – powiedziałam cicho przy śniadaniu.

Teściowa nawet nie podniosła wzroku znad gazety.

Paweł próbował mnie zatrzymać:

– Marta, proszę… Nie rób tego Antosiowi.

Spojrzałam na synka i poczułam ból rozdzierający serce.

– To ty mi to robisz – odpowiedziałam drżącym głosem.

Wyszłam z domu teściowej bez pożegnania. Na przystanku autobusowym płakałam jak dziecko. Wiedziałam już, że ta rodzina nigdy mnie nie zaakceptuje. Że Paweł nigdy nie stanie po mojej stronie naprawdę.

Dziś mieszkam sama z Antosiem w Krakowie. Paweł odwiedza nas rzadko. Czasem dzwoni wieczorem i pyta: „Czy jeszcze możemy to naprawić?”.

A ja patrzę na synka i pytam siebie: czy warto było walczyć o rodzinę za wszelką cenę? Czy można być szczęśliwym tam, gdzie zawsze będziesz obca?

Co wy byście zrobili na moim miejscu? Czy rodzina męża zawsze musi być ważniejsza niż własne szczęście?