Wreszcie… czy to dopiero początek?

Wszystko zaczęło się od krzyku. „Znowu pijesz?!” – wrzasnęłam, trzaskając drzwiami kuchni tak mocno, że szklanki zadźwięczały w szafce. Mój mąż, Przemek, siedział przy stole z butelką Żubrówki i patrzył na mnie tym pustym wzrokiem, który znałam już na pamięć. „Daj mi spokój, Justyna. Ciężki dzień miałem.” Ale ja już nie wierzyłam w żadne ciężkie dni. Od miesięcy każdy dzień był ciężki – dla mnie.

Nie tak miało wyglądać moje życie. Wychowałam się w małym miasteczku pod Radomiem, gdzie wszyscy wszystko o sobie wiedzieli. Moja mama, Teresa, zawsze powtarzała: „Justynko, nie wychodź za pierwszego lepszego. Zobaczysz, życie cię nauczy.” Ale ja zakochałam się po uszy w Przemku – wysokim, ciemnowłosym chłopaku z sąsiedniej wsi. Był czarujący, zabawny, potrafił rozśmieszyć całą klasę. Kiedy poprosił mnie o rękę na imprezie sylwestrowej, miałam łzy w oczach ze szczęścia.

Tylko mój tata, Marian, patrzył na niego z rezerwą. „On za dużo pije,” mruczał pod nosem. „Ojciec mu pił, dziadek pił… Justyna, zastanów się.” Ale kto by słuchał ojca, kiedy serce bije jak oszalałe?

Ślub był skromny – sala OSP, bigos, schabowy i disco polo do rana. Wszyscy się bawili, a ja czułam się jak księżniczka. Przemek był wtedy trzeźwy – przynajmniej przez pierwsze dwie godziny. Potem zniknął z kolegami na zapleczu i wrócił już lekko chwiejny. „To tylko raz!” tłumaczył się później. „Wesele jest raz w życiu!”

Przez pierwsze miesiące po ślubie żyliśmy jak wszyscy młodzi – wynajęliśmy kawalerkę na blokowisku w Radomiu, ja pracowałam w sklepie spożywczym, Przemek na budowie. Pieniądze się nie przelewały, ale byliśmy razem. Tylko te wieczory… Coraz częściej wracał późno i śmierdział alkoholem.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie jego mama, pani Halina: „Justynko, nie gniewaj się na Przemka. On taki już jest… Ale dobry chłopak!” Zatkało mnie. Czy to znaczyło, że mam się przyzwyczaić? Że to normalne?

Kiedy zaszłam w ciążę z Zosią, miałam nadzieję, że wszystko się zmieni. Przemek przez chwilę naprawdę się starał – nosił zakupy, głaskał mnie po brzuchu, mówił do dziecka przez skórę. Ale po porodzie wszystko wróciło do normy. A nawet gorzej.

Pamiętam ten wieczór jak dziś. Zosia miała gorączkę, płakała bez przerwy. Próbowałam ją uspokoić, a Przemek wrócił o drugiej w nocy – pijany tak bardzo, że ledwo trzymał się na nogach.

– Pomóż mi! – błagałam.
– Daj spokój, przecież śpię…

Wtedy pierwszy raz pomyślałam o rozwodzie. Ale gdzie miałabym pójść? Do mamy? Z dzieckiem na rękach? Wstyd przed całą rodziną i sąsiadami paraliżował mnie bardziej niż samotność.

Z czasem nauczyłam się radzić sobie sama. Praca, dom, dziecko – wszystko na mojej głowie. Przemek coraz częściej tracił pracę przez alkohol. Zdarzało się, że znikał na dwa dni bez słowa. Kiedy wracał, tłumaczył się: „Kumpel miał urodziny”, „Na budowie była impreza”, „Szef postawił flaszkę”.

Moja mama coraz częściej przyjeżdżała do nas z obiadem i dobrym słowem.
– Justynko, nie możesz tak żyć…
– Mamo, dam radę…
– On cię zniszczy.

Ale ja nie chciałam być tą kobietą z plotek – porzuconą przez męża pijaka.

Najgorsze przyszło w zeszłym roku. Przemek przestał płacić rachunki. Zaczęły przychodzić upomnienia z elektrowni i gazowni. W końcu odcięli nam prąd na dwa dni. Siedziałam wtedy z Zosią przy świeczce i płakałam cicho do poduszki.

W pracy poznałam Michała – nowego kierownika magazynu. Był zupełnie inny niż Przemek: spokojny, opanowany, zawsze uśmiechnięty. Z początku tylko rozmawialiśmy podczas przerw na kawę. Opowiadał o swoim rozwodzie i o tym, jak walczy o syna w sądzie.

Pewnego dnia zaproponował:
– Może pójdziemy razem na spacer po pracy? Potrzebuję pogadać z kimś normalnym.
Zgodziłam się bez namysłu.

Spacerowaliśmy po parku Planty w Radomiu. Michał słuchał mnie uważnie – pierwszy raz od lat ktoś naprawdę chciał wiedzieć, co czuję.
– Justyna… zasługujesz na coś lepszego – powiedział cicho.

Wróciłam do domu z bijącym sercem i poczuciem winy. Czy zdradzam Przemka samą myślą o innym mężczyźnie?

Tego wieczoru doszło do awantury. Przemek znalazł wiadomość od Michała w moim telefonie.
– Ty mnie zdradzasz?!
– Nie! Po prostu rozmawiam z kimś, kto mnie szanuje!
– Ty suko! – wrzasnął i rzucił szklanką o ścianę.

Zosia obudziła się z płaczem. Przytuliłam ją mocno i wtedy podjęłam decyzję: koniec tego piekła.

Następnego dnia spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i pojechałam do mamy.
– Mamo… nie mogę już dłużej…
Mama objęła mnie bez słowa i zaczęła płakać razem ze mną.

Rozwód ciągnął się miesiącami. Przemek groził mi przez telefon:
– Odbiorę ci dziecko! Zniszczę cię!
Ale sąd był po mojej stronie – miałam dowody na jego alkoholizm i zaniedbania.

Po rozwodzie czułam ulgę i pustkę jednocześnie. Michał był przy mnie – pomagał mi znaleźć nową pracę w hurtowni spożywczej i wynająć dwupokojowe mieszkanie na osiedlu Gołębiów.

Moja teściowa Halina przestała się odzywać – obraziła się śmiertelnie.
– Zniszczyłaś mu życie! – krzyczała przez telefon.
Ale ja wiedziałam swoje.

Zosia zaczęła chodzić do przedszkola i powoli odzyskiwała radość życia. Ja też uczyłam się być szczęśliwa – bez strachu przed kolejnym powrotem pijanego męża.

Po roku Michał poprosił mnie o rękę podczas rodzinnego obiadu u mojej mamy.
– Justyna… pozwól mi być twoją rodziną.
Zgodziłam się ze łzami w oczach.

Dziś siedzę przy kuchennym stole z kubkiem herbaty i patrzę na bawiącą się Zosię oraz Michała układającego puzzle na dywanie. Czasem pytam siebie: czy to już koniec mojej walki? Czy może dopiero początek prawdziwego życia?

A wy… co myślicie? Czy można naprawdę zacząć od nowa po tylu latach bólu? Czy szczęście jest wyborem czy darem losu?